11.

100 12 1
                                    

Jej słowa tylko potwierdzały moje obawy, ale teraz to była jej decyzja nie moja. Nic zrobić więcej nie mogłem jak tylko patrzeć na źródełko, które nadal płynęło spokojnie.
- Zostaję w pałacu? - Zapytałem obdarzając jasnowłosą spojrzeniem, które smutek pokazywało.

W strumyku niemal utonął, więc co by się w górach stać dopiero mogło? Lecz... Dziwne mi się to wydało i Malinkę o zamach na jego życie podejrzewałam. Jednak ani dowodów, ani nawet poszlak solidnych nie miałam, ale mieć ją na oku muszę.

- Jesteś nieodpowiedzialny, znowu mój rozkaz złamałeś, jak i zakaz wyraźny. Myślisz że nie wiem, żeś podłogi umył? W góry ze mną prze to na razie nie jedziesz, do ogrodów dalej wychodzić możesz. Jaskółka cię strzec w nich będzie. - To powiedziawszy ta wdzięczna ptaszyna na moim palcu usiadła uważnie się czarnowłosemu przyglądawszy. 

- Ale jeśli cię bez medalionu zobaczę przez tydzień po za gabinet nie wyjdziesz. - Zagroziłam, czy obiecałam raczej, a gdy mówić skończyłam jaskółka się do lotu poderwała i kółka dwa w okół nas zrobiwszy ku niebu odleciała.

Uśmiechnąłem się delikatnie na te słowa, bo chyba szczere były choć serce nieco zapiekło pod ich ciężarem. Przy­taki­wanie cudzym us­tom kończy się z cza­sem, kiedy trze­ba wziąć od­po­wie­dzial­ność za ob­ce słowa...

-Od­po­wie­dzial­ność to nie mały ciężar, dla­tego niejed­nokrot­nie wo­lę żeby to in­ni go dźwigali. - Szepnąłem bardziej do sobie niźli jasnowłosej, która z ziemi podniosła, a ja w ślad za nią to uczyniłem. Cały zziębnięty byłem, co i w żadnym stopniu nie poprawiało mojego zszarganego humoru, który z każdą chwilą niszczył się jeszcze bardziej. - Jestem nieodpowiedzialny, bo zapomniałem? Czy raczej, że z serca swoją pracę wykonałem? Bo chyba powoli przestaję rozumieć czego ode mnie oczekujesz? - Mruknąłem głos podnosząc znacznie, aby wyrazić wszystko co w tej chwili czułem. Mimowolnie napiąłem mięśnie, które już wiedziały co może nastąpić. Sprzeciwiam się już kolejny raz nie zwarzając na konsekwencje, które przędzej czy później z zdwojoną siłą powrócą. Bez słowa odwróciłem się na pięcie i nie patrząc za siebie niemal biegiem do swojej komnaty wróciłem drzwiami za sobą trzaskając. Czy to była moga wina? Wydaje mi się, że nie... bo czy nie każdemu mogło się to zdarzyć. Miałem dość, dość Dziewanny i całej Nawii której niewolnikiem się stałem.

Patrzyłam za nim chwilę, aż mi z oczu zniknął. Przez moment zła na niego byłam, za słowa które wypowiedział, lecz chwila ta szybko minęła. Dziwne to było, dziwne wszystko co z nim związane. Niejasne takie, zamglone. Widziałam w jego oczach złość i szoku ślad nikły, lecz przez to wszystko serce poranione głęboko z licznymi bliznami, jak i śladami cięć świeżych - a Świętowid widzi - że nieumyślnie zadanych się kryło. To serce dziwne było. Gdzieniegdzie niczym skała skorupą okryte, to znowu wrażliwe niczym u dziecka. Jakże więc go za słowa jego winić miałam, kiedy przez nie właśnie padły? Nie rozumiał, to pewne było. Jak i dziecko nie rozumie czasem słów matki, albo cudzoziemiec języka kraju, do którego zawitał. Zamyślona do zamku się udałam. Paziowi królowej uprzednio śledzi nakazując Malinkę i gdyby coś na czarnowłosego szykowała zaraz do mnie wrócić i powiadomić. Ta rusałka zagrożeniem dla niego była i może to i ona go do tego strumyka wepchnęła? Jednak oskarżać dowodów nie mając, ani poszlak pewnych jej nie mogłam.


***
Złość mnie opanowała, przysłaniając zdrowy rozsądek, który do tej pory był niczym swoisty hamulec. Teraz on jednak przestał działać, ustępując miejsca złości której dawno nie czułem. Złość niepot­rzeb­nie ot­wiera usta... ale nie żałowałem bynajmniej tych słów. Zbyt długo trwałem w milczeniu, które tylko wyniszczało moje wnętrzności tnąc je niczym miecze. Wiedziałem, że los zaczął mnie nienawidzić ale... czy ludzie zrobią to samo? Już zbyt wiele straciłem, aby przejmować się kolejną utratą wolności czy zdrowia, które przecież nic nie znaczy. Prychnąłem pod nosem wyjmując starą księgę, którą jeszcze tak niedawno studiowałem tako zawzięcie. Zacząłem wyrywać jedną kartkę po drugiej, aby zniszczyć wszystko co tylko przypominało mi o Nawi, czy jasnowłosej. Im bar­dziej pragnę za­pom­nieć... tym moc­niej pamiętam  to co czyni mnie bezwzględną maszyną do siania zniszczenia i gniewu. Podniosłem się z łóżka płaszcz z siebie zrzucając, aby wyrzucić go jak śmiecia za drzwi komnaty, która teraz moją własnością się stała. Zacząłem pięściami szafki drewniane okładać jakby... przeciwnikiem najgorszym były. Drzazgi wdzierały się pod skórę, jakby chciały ukryć się pod nią głęboko byle tylko nikt ich nie znalazł. Szafy obróciłem w ruinę, ściany krwią naznaczyłem drapiąc je zawzięcie niczym zwierze wściekłe, a żeby tego mało było nawet posłanie nie było już całe a w kawałkach rozsypane. Z czarnych jak noc włosów wciąż woda skapywała i wzdłuż twarzy niedbale spływała. Złość uka­zuje prawdę o człowieku... A ja właśnie taki byłem naprawdę. W dzień za­cis­kam pięści do krwi i swo­bod­nie się uśmiecham, aby uktyć krzyk który w gardle się ulokował. Dziewanna niczego nie rozumie, tak mi się zdaje bo nawet na powierzchnię wynurzyć mi się nie daje. Duszę się tutaj w tych ścianach czterech, które mimo przytulnego wnętrza są niczym cela więzienna. Spojrzałem na medalion, który na ziemi teraz leżał nic nie warty, tak jak jego właścicielka. Podniosłem go z ziemi palcami po nim wodząc, aby w jednej chwili zamienić go w kupkę popiołu, który bezwładnie na ziemię z moich rąk opadł. Niewolnik czy wolny? Nie ma to bynajmniej znaczenia, bo czy nie każdy ma prawo do wypowiedzienia zdania własnego. Lat tyle szukałem odpowiedniego słowa, zdania czy miejsca na ziemi aby świat zaczął wreszcie doceniać starania moje. Walkę ze sobą toczyłem czas cały, żeby wreszcie zamienić go w nocne mary... Nic nie wart, a może zbyt wiele? Nikt do pięt nigdy mi nie dorastał i tak zapewne przez czas długi zostanie. Oczy płonęły gniewem, ogniem niszczącym kwiaty, drzewa czy nawet całem osady, grody. Łączyłem wszystkie fakty, aby odpowiedzi znaleźć, to jednak... złości takiej nie da się wytłumaczyć.

JasseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz