6.

332 20 6
                                    



   Kim leżała w swoim śpiworze, wspominając wczorajsze popołudnie. Przywołała w głowie obraz twarzy Newta. Odruchowo dotknęła swoich ust. Wciąż czuła smak pocałunku. Mogłaby tak leżeć i rozmyślać bez końca, ale niestety obowiązki wzywały.Pocieszeniem było to, że tam,  gdzie śniadanie, tam będzie też jej wymarzony książę z bajki. Wstała i zaczęła przeskakiwać nad śpiącymi streferami. Zatrzymała się w miejscu, w którym sucha ziemia stykała się z trawą. Zamiast założyć buty, dała krok i stanęła w mokrej trawie. Śliskie źdźbła łaskotały ją w stopy. Uśmiechnęła się do siebie i radosnym krokiem ruszyła w kierunku kuchni.

Wiedziała, co chce dziś przygotować. Pankejki. Pulchne, słodkie naleśniki. Zrobienie naleśników dla obywateli całej strefy to szaleństwo, ale była zdeterminowana.

Kiedy Newt pojawił się w wejściu, przyjemne uczucie, połączenie radości, podniecenia i miłości, zalało ją od środka. Wczoraj było tak przyjemnie! Gdyby nie postronni obserwatorzy, rzuciłaby mu się na szyję. Nie odezwali się do siebie ani słowem, lecz ich oczy mówiły same za siebie. Posłali sobie tylko nieśmiałe uśmiechy.

Dziś znowu odprowadzała zwiadowców do bramy. Bardzo nie lubiła podchodzić zbyt blisko muru, ale chciała być jak najdłużej z Newtem. Szli obok siebie nic nie mówiąc. Ich dłonie ocierały się o siebie. Nie wpadła na to, żeby złapać chłopaka za rękę. Stanęli przed wrotami. Po raz drugi miała złe przeczucia co do labiryntu. Coś podpowiadało jej, że zdarzy się jakaś tragedia. Gdyby to od niej zależało, nie pozwoliłaby tam wchodzić żadnemu chłopakowi.

- To do zobaczenia - powiedział Newt i cmoknął ją w policzek.

Płomienny rumieniec pojawił się na jej twarzy. Któryś z pozostałych zwiadowców zagwizdał. Szkoda, że nie zobaczyła kto, bo z chęcią by mu za to przyłożyła. Nawet nie zauważyła, że biegacze przekraczają już próg labiryntu. Została sama. A złe przeczucie nie opuszczało jej nawet na momencik.

Nie spieszyła się w drodze do kuchni. Wiedziała, że czeka tam na nią góra naczyń. Gdy skończy szorować gary, przygotuje obiad i znów trzeba będzie zmywać. Czy całe jej życie tutaj sprowadza się do zmywania i sprzątania? Nie myliła się, gdy weszła do kuchni,  potwór z brudnych naczyń już na nią czekał. Od razu zabrała się do pracy. Gdy tak szorowała gary, myślami odbiegła gdzieś daleko, gdzieś do Newta. Do jego miłego uśmiechu, silnych ramion, piersi, w którą mogła się wtulić, ciepłych warg. Na myśl o wczorajszym pocałunku, coś miłego i łaskoczącego znowu pojawiło się w jej brzuchu. Automatycznie zapragnęła jego bliskości. Bała się labiryntu, ale chciałaby być teraz z nim. Jej myśli rozproszyło przyjście jej opiekuna. Na dziś Patelniak zaplanował rosół, kotlety schabowe i ziemniaki. Czyli zapewnił jej robotę na następne godziny.

   Minęła pora obiadu. To normalne, że zwiadowcy przychodzą później, ale część z nich zdążyła już wrócić, a Minho i Newta wciąż nie było. Dziewczyna zaczęła się niecierpliwić. Może stało się coś złego? W końcu od rana prześladowało ją złe przeczucie. Starała się nie dopuszczać do siebie myśli, że jej przyjaciele mogą mieć kłopoty. Kto wie, może wreszcie udało im się znaleźć wyjście z labiryntu. Tak, to na pewno musi być to, wreszcie stąd wyjdą i będą prowadzić normalne życie. Wyszła z kuchni, żeby poczekać na nich przy bramie do labiryntu. Kiedy była już na dworze, zobaczyła dużą grupę streferów stojących przy zachodniej bramie. Właśnie tamte sektory mieli dzisiaj sprawdzać Newt i Minho. Żołądek zacisnął jej się w ciasny supeł. Szybko pobiegła w tamtym kierunku. Już z odległości stu metrów wiedziała, że to na pewno jakaś tragedia. Ciągnęli kogoś na noszach. Modliła się w duchu, żeby to był Minho, a nie Newt. Zaraz zrobiło jej się głupio, przecież bruneta też lubiła. Ale z dwojga złego to wolałaby, żeby ranny był Azjata. Dwadzieścia metrów. Zrobiła jeszcze parę skoków i stanęła jak wryta. Łzy zakręciły jej się w oczach. Teraz nie mogła się już oszukiwać. Bezwładne ciało miało słoneczną czuprynę i było ubrane tak jak blondyn. Nie wiedziała, czy biec do bazy, tam,  gdzie swój "gabinet" miał Plaster, czy uciec gdzieś, gdzie nikogo nie ma i samotnie pozbierać myśli. Odwróciła się i pobiegła nad stawek.

Płakała. Siedziała nad błyszczącą wodą, a małe kropelki spływały po jej policzkach. Nie wiedziała, dlaczego płacze.  Może dlatego, że miała dość strefy, a może dlatego, że osobie bardzo jej bliskiej stała się krzywda. Miała świadomość tego, że zachowała się jak tchórz. Wiedziała, że powinna być teraz z Newtem, ale bała się też tego, co zobaczy. A jeśli on umrze - pomyślała, wtedy na pewno by się załamała. Postanowiła, że jeszcze chwilę tu posiedzi, żeby nie było widać, że płakała, a potem pójdzie zobaczyć, co mu jest. Teraz z pewnością jest tam dużo gapiów, więc nie ma się co pchać. Chciała porozmawiać z nim w cztery oczy.



Świeżuch Z PiegamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz