9.

260 15 1
                                    

   Gdy szła do kuchni, żołądek ze strachu zawiązał jej się w ciasny supeł. Dodatkowo była strasznie głodna. Na szczęście jej praca ciągnęła za sobą ciągły kontakt z jedzeniem. Kiedy przekroczyła próg kuchni, odetchnęła z ulgą. Tu zawsze ktoś był, jeśli nie Patelniak, to któryś z pomyji lub jakiś wygłodniały strefer. Pozostała kwestia dostarczenia Newtowi śniadania, przez nią nie jadł nic od wczoraj. Wpadła właśnie na Santosha, jednego z pomyji, od razu zleciła mu to zadanie.

   Żeby odpędzić od siebie dziwne myśli, zabrała się za robotę. Zajrzała do jadalni, na stołach zostało jeszcze kilka talerzy i wypadałoby też zamieść podłogę. Zebrała naczynia i nalała wody do zlewu. Nagłe chrząknięcie za jej plecami, sprawiło, że aż podskoczyła.

- Widzę, że od razu nadrabiasz zaległości- Patelniak uśmiechnął się do niej.- Kiedy jesteś tutaj, jest tak jakoś przyjemniej. Mam do kogo usta otworzyć.

- Przecież pomagają ci pomyje. Z nimi też możesz porozmawiać- odparła dziewczyna.

- A tam- machnął ręką- ci chłopcy cały czas się gdzieś śpieszą i trudno z nimi pogadać. Ty raczej nie biegasz jak poparzona to po pierwsze, a po drugie, jesteś bystra i inteligentna, dlatego miło się z tobą rozmawia.

  Kim zarumieniła się. Nie można zaprzeczyć, że tego typu komplementy podnosiły jej samoocenę. Dziewczyna również lubiła pogadać z kucharzem. Był dla niej trochę jak starszy brat. Nie do końca wiedziała co odpowiedzieć, więc tylko uśmiechnęłam się promiennie. Mogła się wreszcie rozluźnić. Nie była sama, więc Gally nie miałby odwagi jej zaczepiać.

  Rozmawiali sobie w najlepsze. W międzyczasie obierali ziemniaki, rozbijali kotlety i szykowali surówki. Kim zapomniała o wcześniejszych nieprzyjemnościach i śmiała się do rozpuku. Czas do obiadu szybko jej zleciał. Kiedy wszyscy jedli, ona wymknęła się, żeby zobaczyć się z Newtem i zanieść mu obiad. Nie mogła długo u niego siedzieć, ponieważ Patelniak zaplanował podwieczorek i potrzebował pomocy. Gdy wychodziła, cmoknęła go w czoło.

  Niespodzianką, którą planował jej opiekun była szarlotka. A raczej sześć ogromnych szarlotek, bo streferów było około czterdziestu. Kim jeszcze nie miała okazji wypróbować swoich umiejętności cukierniczych, więc bardzo się cieszyła. Zadaniem dziewczyny było obranie jabłek. Zabawa żadna, ale efekt tej pracy jest wyjątkowo smaczny. Przy ostatnich dziesięciu, myślała, że ręce jej odpadną. Ciastem zajął się Patelniak. Gdy ciasta były już gotowe, zastanawiali się, jak wsadzić je do piekarnika za jednym zamachem. Niestety w żaden sposób nie zdołali wepchnąć do jego wnętrza wszystkich. Musieli piec je na dwa razy po trzy blachy. Po piętnastu minutach w kuchnia rozchodził się cudowny zapach placków. Kiedy szarlotki siedziały w piekarniku, Kim i jej opiekun siedzieli na podłodze i wylizywali miski jak małe dzieci.

    Zwabieni kuszącą wonią streferzy zaczęli zbierać się w "jadalni". Co chwilę jakiś ciekawski chłopak zaglądał do kuchni. Kiedy wnieśli ciasta do pomieszczenia, oczy wszystkich zebranych zaczęły błyszczeć z radości. Kim stawiając na stole pierwszą blachę uśmiechnęła się i powiedziała żartobliwie:

- Widzę, że  na widok jedzenia dostajecie ślinotoku.

  Streferzy roześmiali się, a ci, którzy byli najbliżej rzucili się na szarlotki. Dziewczyna wróciła do kuchni, zabrała dwa kawałki ciasta i ruszyła w kierunku bazy. Otwierając drzwi schowała talerzyk za plecami. Gdy stanęła koło łóżka, chłopak zapytał:

- Co tak pięknie pachnie? Ty?

- Ja może trochę tęż, ale to nie to- zaśmiała się krótko i wyciągnęła zza pleców talerzyk.- Proszę bardzo. Udało mi się ocalić kawałek szarlotki dla ciebie.

   Chłopak uśmiechnął się szeroko i przyjął ciasto.

- Ale to jest dobre- powiedział z pełną buzią.

- Ciesze się, że ci smakuje. A jak się czujesz?

- Całkiem dobrze. Plaster nie stwierdził u mnie żadnych poważnych dolegliwości, więc niedługo będę mógł opuścić to okropne miejsce.

- To świetnie- ucieszyła się Kim.- Ale co ty będziesz teraz robił? Chyba nie będziesz dalej zwiadowcą?

- Niestety nie. Rozmawiałem z Albym i prawdopodobnie zostanę oraczem.

  Dziewczyna cieszyła się w duchu z takiej odpowiedzi. Nie lubiła patrzeć jak Newt wbiega do labiryntu. Bała się o niego. Wielkie mury przerażały ją. Za żadne skarby świata nie chciałaby znaleźć się w labiryncie. Opowiadała mu jeszcze chwilę o tym, co działo się dzisiaj, a potem wróciła do kuchni.

   Wieczorem bała się zasnąć. Obawiała się, że Gally przyjdzie w nocy i zrobi jej krzywdę. Długo przewracała się z boku na bok, aż w końcu zmęczona wrażeniami minionego dnia odpłynęła.



Świeżuch Z PiegamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz