2.

500 35 2
                                    

  Ciepłe promienie słońca łaskotały piegowaty nos. Rozczochrane włosy opadały na czoło i oczy. Klatka piersiowa powoli podnosiła się, a potem opadała. Na policzku leżała mała samotna rzęsa, którą zdmuchnął ciepły wiatr. Była siódma rano. Alby, Newt, Minho i inni opiekunowie przyszli obudzić Kim oraz opowiedzieć o czekającym ją szkoleniu. Dziewczyna miała tak uroczy i niewinny wyraz twarzy, że zanim zdecydowali się ją obudzić, obserwowali ją dobre pięć minut. W końcu jakiś bezdusznik  wrzasnął:

- Pobudka, śpiąca królewno!

   Kim zerwała się na równe nogi i spanikowana zaczęła się rozglądać. Zaraz potem rozległ się przeraźliwy huk, chrobot  żelaza. Wielkie betonowe wrota otwierały paszczę labiryntu. Ten odgłos tylko spotęgował jej przerażenie.

- Nie bój się, to tylko labirynt.

   Minęła dłuższa chwila, zanim dziewczyna zrozumiała gdzie jest i co się dzieje. Przetarła zaspane oczy i przeciągle ziewnęła. Spojrzała na otaczające ją twarze. Na razie potrafiła rozpoznać tylko uśmiechniętego blondyna, poważnego Afrykańczyka oraz sarkastycznego Azjatę. Wreszcie postanowiła zadać podstawowe pytanie:

- Gdzie jest łazienka?- streferzy spojrzeli po sobie znacząco.

     Miejsce, do którego ją zaprowadzili, łazienkę przypominało tylko w małym stopniu. Po pierwsze i najgorsze, łazienka miała okna. Może chłopców to nie krępowało, ale Kim była dziewczyną. Innymi słowy każdy, dosłownie każdy dzieciak w strefie mógł zakraść się i bezkarnie obserwować jak ona się myje. Zero prywatności. Po drugie, wszędzie była pleśń. Okropne grzyby spoglądały na nią z każdego rogu pomieszczenia. Dziewczyna miała wrażenie, że naprawdę są żywe. Farba w znacznym stopniu zaczęła odchodzić od ścian, a na kafelkach zebrała się gruba warstwa kamienia. Po trzecie, woda w kranach była lodowata, to cud, że mieli bieżącą wodę. Na ten widok dziewczynie chciało się płakać. Jej "świta" zaczęła się śmiać, a raczej tarzać ze śmiechu. Nikt nie okazywał współczucia ani troski. Dla nich to było zabawne, a dla niej tragiczne. Tylko Newt położył jej rękę na ramieniu, co chyba miało być wyrazem współczucia. Zrezygnowana zapytała:

- Czy nie da się jakoś zasłonić tych okien?

- Niestety nie. Powodzenia, księżniczko - odpowiedział Alby z cwanym uśmieszkiem i wyszedł, a reszta za nim.

      Na pocieszenie, łazienka miała drzwi, które można było zamknąć na klucz tylko od wewnątrz. Nagle ją olśniło. Zabrała dwa ręczniki i podeszła do okien. Otworzyła je i wepchnęła tam krawędzie ręczników, po czym zamknęła. Teraz mogła spokojnie się umyć. Jeszcze raz sprawdziła, czy drzwi są zamknięte, żeby żaden smrodas jej nie podglądał. Wreszcie mogła zmyć z siebie brud wczorajszego dnia. Zimna woda nie była taka okropna. Była całkiem przyjemna i orzeźwiająca.

     Gdy już się odświeżyła, udała się na śniadanie. Dziś serwowane były kanapki z sałatą, pomidorem oraz ogórkiem. Choć wszyscy narzekali na kuchnię Patelniaka, każdy jadł ze smakiem. Kim poczuła, że zajęcia w kuchni mogłyby się jej spodobać. Niestety, dziś miała stawić się w mordowni. Sama nazwa odstraszała. Opiekunem rozpruwaczy, bo to oni pracowali w mordowni, był Winston i to pod jego nadzorem miała dzisiaj pracować.

     Alby oraz Winston byli przekonani, że dziewczyna będzie się brzydzić zwierzętami. Stwierdzi, że śmierdzą i są brudne. Jako przedstawicielka płci przeciwnej nie będzie chciała pobrudzić sobie ubrań i połamać paznokci. Ku ich zdziwieniu, było odwrotnie. Kiedy Kim zobaczyła małe, puchate i żółte kurczątka, pognała w podskokach w ich kierunku, piszcząc przy tym jak mała dziewczynka. Obserwujący ją opiekunowie musieli zbierać szczęki z ziemi, bo tak im opadły. Gdy dotarli do kurnika, zobaczyli siedzącą na podłodze nastolatkę, która głaskała i przytulała pisklaka. Podobne rzeczy działy się przy oglądaniu innych zwierząt. Każdą krowę, a było ich pięć, musiała pogłaskać. Gdyby nie fakt, że ktoś cały czas z nią był, wytaplałaby się pewno w błocie razem ze świnkami. Każde stworzenie w stodole "doświadczyło jej miłości". Kiedy Winston napomknął coś o zarzynaniu, zrobiła minę jakby to ją mieli pokroić. Było oczywiste, że nie byłaby w stanie przerobić świnki na kotleta schabowego. Mimo to zademonstrował jej jak doić krowy, pokazał, gdzie trzymają paszę dla zwierząt oraz  jaką jej ilość ma zawierać jeden posiłek. Zbierała jajka i rozsypywała kurom ziarno. Kiedy skończyły jej się zajęcia, mogła pobawić się z psem. Winston miał owczarka, który wabił się Kurt. Do osiemnastej zdążyła dwa razy obiec z nim strefę, porzucać mu patyk i porządnie wyczesać. Teraz jego sierść błyszczała w zachodzącym słońcu.

       O osiemnastej kończyła pracę i postanowiła pozwiedzać strefę na własną rękę.  Najpierw zajrzała do zieliny, gdzie poznała Jacka, Nicka i Akiego. Miała zamiar porozmawiać z biegaczami, ale oni zamknęli się w małym betonowym budynku, do którego niubi tacy jak ona nie mieli wstepu. Plaster wyglądał na wariata i nie miała ochoty na rozmowę z nim sam na sam. Grzebacze też byli jacyś podejrzani i trochę się ich bała. Mogłaby iść porozmawiać z budolami. Niestety, ich opiekunem był Gally, który ją po prostu przerażał. Pozostali pomyje porozrzucani po całej strefie. Pomyjami zostawali chłopcy, którzy nie nadawali się do żadnego z powyższych zadań. Musieli myć toalety, wyrzucać śmieci i tym podobne. Udało jej się zaprzyjaźnić z Santoshem oraz Piterem, ale obaj chłopcy nie mogli zbyt długo rozmawiać, ponieważ mieli jeszcze dużo pracy. Zrezygnowana poszła na stołówkę. Na myśl o jedzeniu i Patelniaku zrobiło jej się weselej. Początkowo facet nie chciał dokarmiać dziewczyny przed kolacją, ale kiedy zrobiła wielkie oczy szczeniaczka, uległ. Pogawędzili dobre pół godziny. Później zaczęli przychodzić głodni streferzy, a ona się ulotniła, żeby nie przeszkadzać. Ostatnim miejscem, którego jeszcze nie zwiedzała, było grzebarzysko. Powolnym spacerkiem ruszyła w kierunku kępy drzew. Pokręciła się trochę po zagajniku, przeczytała tabliczki na prowizorycznych nagrobkach (wśród drzew był ukryty cmentarz), aż dotarła nad mały stawek. Zrobiło się już ciemno. Tafla wody odbijała światło księżyca. Dziewczyna usiadła na brzegu i wyjęła z kieszeni jabłko, które ukradkiem zabrała z kuchni. Ciepły wiatr przeczesywał jej włosy. Było bardzo przyjemnie. Odpłynęła myślami w stronę poznanych dzisiaj osób. Zaczynała się przyzwyczajać do towarzystwa mężczyzn i ich spartańskich zachowań. Nie wiedziała, ile czasu minęło, ale kiedy zawiał zimniejszy wiatr uznała, że pora wracać. Wstała, otrzepała spodnie i ruszyła do obozu, gdzie czekał na nią ciepły śpiwór.

Świeżuch Z PiegamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz