5 "Koniec pierwszego roku"

170 21 8
                                    

   Przeglądaliśmy przeróżne księgi w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji na temat tego, dlaczego Remus tak ciągle znika. Nic. Poprostu jedno wielkie nic. Jak nic nie wiedzieliśmy, tak dalej nie wiemy. Czasu coraz mniej. Nawet odpuściliśmy sobie obiad, w czasie którego przesiedzieliśmy w tej cholernej bibliotece wertując stare zakurzone księgi, które liczyły nierzadko tysiąc stron.

- Suzy... Długo jeszcze? - Zapytał James przeciągle niemalże usypiając na stoliku, przy którym siedzieliśmy.

- Po pierwsze nie mów do mnie 'Suzy'. Po drugie nie wiem ile jeszcze. Po trzecie spieszy ci się gdzieś? - Mówiłam, nie odwracając wzroku z nad jednej z wielu grubych ksiąg.

- No niby tak, niby nie. A tak w ogóle to spakowałaś się już? - Zagadnął.

- Nie, ale co to za filozofia wepchać wszystko z szafy do kufra? Dziewczyny już się spakowały, więc ja mam dodatkowo uproszczone zadanie. - Odpowiedziałam trzaskając grubym tomem. - To co? Idziemy już.

- Jasne! Już myślałem, że nie spytasz. - Ożywił się Potter. Uśmiechnęłam się na jego uwagę.

***

   Cała szkoła biegła w stronę pociągu z błogą wolnością wymalowaną na twarzach. Także znalazłam się wśród nich ale nie podzielałam ich entuzjazmu, ponieważ dla innych wakacje oznaczały spotkanie z rodziną i przyjemnosci, a dla mnie zapewne obelgi lub szlaban za każdą pierdołę.

- Nie smuć się. Spędź ostatnie chwile sielanki z nami śmiejąc się do łez, jak zwykle. Nie chcemy cię zapamiętać jako sennej nudziary. Wolimy cię pamiętać przez te dwa miesiące taką, jaka jesteś. - Próbował pocieszyć mnie Lupin.

- Ty zawsze wiesz co powiedzieć Remus. - Uśmiechnęłam się do niego, co on odwzajemnił.

Wsiedliśmy do pociągu zajmując ten sam przedział, co na początku roku. Całą podróż spędziliśmy w miłym towarzystwie. Dopiero gdy znaleźliśmy się na peronie ja z Syriuszem zaczęliśmy się trochę stresować. Kiedy zauważyłam rodziców, pożegnałam się z chłopakami grupowym przytulasem i odeszłam w stronę ojca i matki. Przywitaliśmy się skinięciem głowy. Jeśli chodzi o uczucia, to nigdy nie byliśmy wylewni.

- Porozmawiamy w domu. - Żekł ojciec. Matka po jego słowach chwyciła mnie za rękę, a jej tipsy wbiły się boleśnie w moją skórę. Teleportowaliśmy się.

   Nasz dom nie wyróżniał się niczym specjalnym na tle innych w naszej okolicy. Był całkiem duży. Miał dwa piętra i piwnicę. Wszystkie pokoje, włącznie z moim, były w odcieniach bieli i szarości.

- Tłumacz się młoda damo! - Zażądał mężczyzna. Milczałam. Atmosfera z sekundy na sekundę robiła się coraz bardziej gęsta. W pewnym momęcie zgęstniała do tego stopnia, że zastanawiałam się czy gdyby wziąć mugolską siekierę, to nie zawisłaby ona w powietrzu.

- Co, nic nie powiesz? - Zadał pytanie nerwowo oblizując wargę. Ja zaś swoją przygryzłam.

- PRZYNOSISZ NAM WSTYD! - Wrzasnął nagle, uderzając dłonią w stół, na co podskoczyłam. - SLYTHERIN W GRYFFINDORZE. JUŻ WIDZĘ TE NAGŁÓWKI NA PIERWSZYCH STRONACH GAZET. NASZA. JEDYNA. CÓRKA. TAK WIELE OD CIEBIE WYMAGALIŚMY?! - Z każdym jego słowem cofałam się o krok do tyłu. Teraz już dotykałam ściany całą długością ciała. Bałam się. Tak cholernie się wtedy bałam. Gdzie podziała się ta dawna Suzy? Najwyraźniej została w domu. W Hogwarcie.

Zacisnęłam oczy i postanowiłam cierpliwie słuchać, co rodzice mają mi do powiedzenia.

- Co w ogóle miała znaczyć ta scenka na peronie? TOŻ TO ZDRAJCY KRWI, A W DODATKU TEN LUPIN MA OJCA MUGOLA, WIEDZIAŁAŚ!?

- Tak, tato...

- JAK ŚMIESZ PATRZEĆ NAM W OCZY TY... TY... ZDRAJCO KRWI! - Krzycząc uderzył mnie w policzek. - A teraz marsz do siebie. - Dodał nieco spokojniej. Nie musiał dwa razy powtarzać. Od razu pobiegłam do swojego pokoju na drugim piętrze ze łzami w oczach.

- NIE MAM JUŻ CÓRKI! - Usłyszałam zakluczając drzwi do mej komnaty. Osunęłam się po ścianie i zaczęłam płakać. Jak oni mogli mi to zrobić?

Hello! I'm Marauder.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz