Postawiłam na czerń. Włożyłam na siebie sukienkę przed kolano o wyżej wymienionym kolorze z delikatnie rozkloszowaną tiulową spódnicą. Włosy upięłam w wysoki kok, który podpięłam ozdobnymi spinkami. Idealnie.
Zeszłam po schodach gładząc spódnicę sukni i próbując unormować przyspieszony biegiem oddech.
W salonie już czekali rodzice wraz Dumbledorem i Tiarą Przydziału.
- Spóźniłaś się. - Zauważył ojciec.
- Tak, o minutę. - Pomyślałam.
- Czarodziej nigdy się nie spóźnia, nie jest też zbyt wcześnie, przybywa wtedy, kiedy ma na to ochotę. - Wtrącił Dyrektor Hogwartu.
- Słuszne słowa. - Dodałam, chcąc jeszcze bardziej zirytować ojca. Widziałam, że jest już na skraju wytrzymania.
- Wróćmy może jednak do głównego powodu tego spotkania! - Zaskoczyła matka, pragnąc rozluźnić dosyć napiętą atmosferę.
- Ach, tak... - Przyznał jej rację dyrektor. - Susanno, podejdź tu i usiądź.
Zajęłam miejsce przy stole tuż obok niego.
Zrobiło mi się gorąco ze stresu. Albus włożył mi na głowę Tiarę Przydziału. Spięłam się jeszcze bardziej.- Susanna Slytherin, ah tak... - Odezwała się nagle Tiara. - Dla przyjaciół zrobiłabyś wszystko. Obok wrogów, natomiast przeszłabyś w spokoju. Nie szukasz kłopotów... no może nie licząc tych wszystkich szlabanów z Potterem i Blackiem... - Tu, rodzice spojrzeli na mnie złowrogo. W tej chwili przyszło mi na myśl sformułowanie "Gdyby spojrzenie mogło zabijać...". - Miła, uprzejma, bohaterska, a co najważniejsze; tolerancyjna.
Tak... to są zdecydowanie cechy Godryka Gryffindora. Nie znaczy to jednak, że nie posiadasz tych po swoim przodku. Sprytna, przebiegła, czasami wredna... - Tu, Tiara się zamyśliła. - Wynik jest jednoznaczny; GRYFFINDOR!!!- No to przerypane... - Pomyślałam.
Zrezygnowana zdjęłam z głowy czapkę i odłożyłam ją delikatnie na stół.
- Jestem udupiona do końca życia. Dziękuję ty stara czapko. Lwica wśród węży. Po prostu super! Lepiej być nie mogło! - Krzyczałam w myślach, zachowując pogodny wyraz twarzy.
- No, to ja się już pomału będę zbierać... - Oznajmił dyrektor upychając dyskretnie do kieszeni moje ulubione cynamonowe ciasteczka.
- Nie no, ja go chyba zatłukę! - Pomyślałam ze złością.
- Zostaw to! - Moja dusza prawie płakała.
- Nie. - Usłyszałam w głowie głos Dumledore'a.
- JAK?! To pan słyszał moje myśli?!
- Jasne, wszystkie. Co drugi członek Twojej rodziny tak potrafi. Ja natomiast uczyłem się tego przez wiele lat. - Przesłał mi myśl. - A co do ciasteczek, to ci ich nie oddam.
- A to niby dlaczego? - Zaciekawiłam się.
- Bo to też moje ulubione.
- Aaa... To smacznego!
- Dziękuję.
- Panie profesorze, wszystko dobrze? - Zmartwiła się mama. Dobrze, że się w ogóle o kogoś martwi.
- Tak, tak... Zamyśliłem się... Już sobie idę.Wszystkko działo się jak w zwolnionym tępie.
Dropsik wstał.
Rodzice też wstali.
Ja równierz.
Tup, tup, tup, do drzwi.
Arbuz ubiera buciki.
Dreptu, dreptu.
Jest przy drzwiach.
Już wychodzi.
- Do zobaczenia za dwa tygodnie Panie Dyrektorze! - Krzyknęłam, kiedy wychodził.
- Do zobaczenia, Susanno! - Odkrzyknął, a ojciec zamknął za nim drzwi.
- Pięć... cztery... trzy... dwa... - Nie zdążyłam dokończyć myśli, ponieważ wybuchł szybciej, niż się tego spodziewałam.
- JAK NA SALAZARA MOGLIŚMY DO TEGO DOPUŚCIĆ?! JAK?! KIEDY POPEŁNIŁEM BŁĄD PRZY WYCHOWYWANIU CIEBIE?! MÓWIŁEM AMANDO, ZRÓBMY SOBIE SYNA, TO TY NIE, JA CHCĘ CÓRECZKĘ! I PROSZĘ! PATRZ, DO CZEGO DOPROWADZIŁAŚ! - Zwrócił się do żony.
- Jak se wychowałeś, tak masz. - Powiedziałam, hardo patrząc zimnym spojrzeniem ojcu w oczy. Coś czułam, że będę tego żałować...
- Ty mała szmato... - Wyciągnął różdżkę. - CRUCIO!
Zaklęcie ugodziło mnie w brzuch. Upadłam na ziemię, niczym nic nie warta szmaciana lalka. Ból był przeszywający. Wręcz nie do opisania. Piekło, jakby ktoś mi rozcinał w tym miejscu skórę niezbyt ostrym nożem. Tak, myślę, że to będzie w miarę dobre porównanie.
- Nie piszcz. Nie krzycz. Nie okazuj bólu. Nie piszcz. Nie krzycz... - Powrarzałam w myślach, jak mantrę.
Wiłam się na podłodze z bólu, a on nic. Matka z resztą tak samo. Czerpali z tego jakąś chorą satysfakcję.
- Wystarczy Wiliamie. Chyba nie chcesz jej zabić, prawda? - Zapytała ironicznie kobieta, którą zwykłam nazywać matką, z typowym dla niej wrednym uśmieszkiem.
Ojciec opuścił niechętnie różdżkę skracając moje cierpienie i podążył za matką w stronę ich sypialni, która znajdowała się na drugim piętrze. W końcu było już dosyć późno.
Po około pięciu minutach stwierdziłam, że nabrałam wystarczająco sił, żeby przeczołgać się po schodach do mojego pokoju.
Wstałam. Brzuch wprost palił żywym ogniem. Całą siłą woli postanowiłam, że będę silna i wytrzymam - dojdę do pokoju. Zadanie dodatkowo utrudniał mi fakt, że po Zaklęciu Niewybaczalnym byłam kompletnie padnięta.
- Jestem już w pokoju. Yay!- Uśmiechnęłam się słabo do siebie. Małe zwycięstwo.
Zdjęłam potarganą sukienkę i zostałam w samej bieliźnie.
Byłam tak zmęczona, że od razu położyłam się na łóżku i zasnęłam.
_______________
Cześć! Witam Was po dosyć długiej przerwie! Troszkę zwrot akcji, ale uwierzcie, będzie to miało odniesienie co do późniejszych rozdziałów.~XxqueboxX
CZYTASZ
Hello! I'm Marauder.
Fiksi PenggemarImpreza. Jedna wielka impreza. Tylko w ten sposób można określić życie pewnej grupy nastolatków. Ich życie nigdy nie wyglądało normalnie, wszystko sprawą tego, że ze wszystkimi z nich jest coś nie tak. Impreza na pół Hogwartu. - Spoko. Wypad do Zak...