=1=

1.4K 53 23
                                    

Obudziłem się po - wydawało mi się - krótkiej drzemce. Ledwo rozchyliłem powieki przez oślepiające światło. Jasność potęgowały białe ściany. To nie mój pokój, w którym zwykle śpię. Szpital? Niby dlaczego? Otworzyłem całkiem oczy z cichym syknięciem. Moje ręce! Mój Boże! Kroplówka, krew - myślałem, czując narastający niepokój. Miałem obandażowane oba przedramiona. Zaobserwowałem także pięciu pacjentów. Wszyscy byli jeszcze niepełnoletni. Troje z nich spało, a pozostali korzystali z telefonów. Przy jednym siedzieli rodzice.

- O, obudził się - usłyszałem przytłumiony głos matki, która najwyraźniej obserwowała mnie przez okienko z korytarza. Wzięła ojca za rękę i razem weszli do sali. - Skarbie, spokojnie. Jesteś w szpitalu.

- Zdążyłem już zauważyć - burknąłem niezbyt grzecznie. - W porządku, tato? - zwróciłem się do widocznie zdenerwowanego mężczyzny w średnim wieku.

- Nie rozumiem dlaczego to zrobiłeś... Znaczy... Może i rozumiem, bo rozmawialiśmy z Dawidem, ale nie mogę się pogodzić, że nic nie zauważyliśmy.

- On tu jest?

- Tak. Pójdę po niego - powiedział i zniknął za drzwiami.

Ożywiłem się. Jedyne co teraz chciałem, to zobaczyć mojego przyjaciela.

W oczekiwaniu nasunęło mi się jedno ważne pytanie: Dlaczego to zrobiłem?

Dlaczego?

Zmieszałem się. Nie mogłem sobie przypomnieć, jak do tego doszło.

- Hej, stary! - Przywitał mnie brunet mocnym uściskiem. - Strasznie wyglądasz.

- Hej.

- Nawet nie wiesz, jak mnie zmartwiłeś. - Uśmiechnął się smutno. Miał czerwone oczy. Czyżby płakał? Och, mój kochany Dawcio.

- Może mi ktoś wytłumaczyć co się dokładnie stało?

- No cóż... - zaczął ojciec. - Gdy wróciłeś wczoraj późnym wieczorem od Dawida, poszedłeś do łazienki, wiesz... Na szczęście matka potrzebowała coś z łazienki i nie odzywałeś się... - Zacisnął usta. Ciężko było mu o tym mówić, ale chciałem wiedzieć. - Lekarze zrobili co trzeba i proszę - obudziłeś się, żyjesz...

- Ta...

Nic mi to nie rozjaśniło. Mam całkowitą pustkę w głowie. Może to przez szok. Zaraz mi to pewnie przejdzie. Nie będę nikogo na razie martwić.

- To wy sobie pogadajcie, a my pójdziemy do lekarza.

- Jasne. - Gdy wyszli, zapytałem przyjaciela: - Co im powiedziałeś?

- Wszystko co wiem.

- Czyli? - dopytywałem.

- No, że od jakiegoś czasu wydawałeś mi się bardziej - chwilę zastanawiał się nad doborem słowa - mętny. Od paru miesięcy skarżyłeś się na nieprzemijający smutek, taki bez wyraźnej przyczyny.

- Mhm... - mruknąłem.

- Coś ukrywasz?

- Co? Nie.

- Jasne -prychnął. - Mów.

- Nie pamiętam, co się działo, od kiedy do ciebie wczoraj przyszedłem.

- Serio, kurwa?

- Tak, kurwa. Serio. W ogóle nie pamiętam czemu to zrobiłem. - Uniosłem lekko ręce.

Chłopak głośno westchnął.

- Zabiorą cię do psychiatryka. Tam może ci ktoś to wytłumaczy, albo nawet tu.

- Czekaj, co? Ah, no tak.

Jak na zawołanie wrócili rodzice z przyjaźnie wyglądającą panią. Gdybym nie był gejem, mógłbym się w niej zakochać. Wnioskując po maślanych oczach Dawida, on już całkowicie się zatracił w jej wdziękach. Szczególnie tych dwóch przednich, lekko podskakujących przy stawianych krokach.

- Dzień dobry - przywitała się z uśmiechem. - Mógłby twój przyjaciel na chwilę wyjść?

- T-tak - odparł brunet i powoli spełnił jej prośbę.

- Jak się czujesz, Bazyli?

- Trochę jest mi słabo, a poza tym... Czy to możliwe, żebym nie pamiętał wczorajszego wieczoru, gdy to zrobiłem i ogólnie moich takich myśli? - mówiłem zawstydzony.

- Uu... Może.

- A co to może być? - zapytała zmartwiona mama.

- Pierwsze co przychodzi mi na myśl to amnezja psychogenna. Możliwe, że to to, ale może nie. - Uśmiechnęła się, beztrosko przechylając głowę na bok. Dużymi, niebieskimi oczami zaglądała mi w głąb duszy. Czy ona jest pod wpływem jakiś narkotyków?


Powinienem go znać? [BxB] [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz