01 |Dziewczynka, która czekała na zakończenie baśni

365 40 8
                                    

Wieczór spowił Londyńskie przedmieścia, nastała idealna pora na dobranocki i opowieści do poduszki opowiadane przyszłości tego świata. Każda baśń musiała gdzieś umieścić swój początek. Nawet ta, niepozorna i cicha niosącą strach, radość i wiele, wiele niespodzianek. Choć na niebie zawitała ciemność, było przyjemnie. Lekki, rześki wiatr dodawał otuchy spacerującym w świetle latarni, a zapach maciejki umilał ich rozmowy.

Na rozgwieżdżonym niebie pojawiła się niebieska budka policyjna, której sekret poznali tylko nieliczni. Praktycznie wcale nie wyróżniała się na tle granatowego nieba. Może dla niektórych wyglądała jak gwiazda, ale dla niego była czymś więcej niż tylko zagubionym statkiem, który wciąż szukał swego miejsca. Mało kto wiedział, że to właśnie w tej gwieździe na Ziemię spadnie czternasta regeneracja Władcy Czasu, którego celem jest ochrona tej planety. Mimo, że cel nie został mu przez nikogo narzucony, uważa go za świętość. Dbanie o ludzi nadaje sens jego długiemu życiu pełnemu niespodzianek.

Białe chryzantemy ugięły się pod ciężarem TARDIS. Niebieska budka wylądowała. Na szczęście wszystko da się cofnąć i kwiaty mogą w każdej chwili wrócić do poprzedniej postaci. Nawet tak nieobliczalny czas można cofnąć. Wszystkie światła w willi, prócz jednego, zostały już dawno zgaszone, cisza przejęła to miejsce. Cisza i zaniedbanie. Choć kosmita widział już wiele, zawsze coś w nim pękało na widok upływu czasu.

Ogrodowy kwietnik porastał gdzieniegdzie chwastami, a kamienie zostały rozrzucone po podwórzu, przez co straciło ono swój magiczny urok. Pordzewiałe huśtawki poruszał już tylko wiatr, a jedynej rozrywki dostarczał koncert świerszczy w przydomowym oczku wodnym porośniętym liliami. Choć kochał zieleń, tym razem było jej zbyt wiele. Kwiaty ginęły w okropnym chaosie traw.

— Gdzie mnie dziś zaprowadziłaś, co? — Doktor chwiejnym krokiem wyszedł z budki i zaczął rozglądać się po nieznanym mu miejscu. Miejsce musiało być piękne w przeszłości. Jak wszystko, co jeszcze nie spotkało Doktora. Jak wszytko, czego nie spostrzegły jeszcze jego oczy.

W jednym z okiem zauważył odsuniętą firankę i przebijające się przez nią światło. Światło było inne, dziwne. Tak jakby energia z kosmosu pochłonęła Ziemską jasność. Jakby wróżka zębuszka, bo przecież istnieje, zamiast monety zostawiła swój magiczny pyłek. Nagle zza lekkiej firany z koronki wyłoniła się postać, na oko, kilkuletniej dziewczynki. Nim zdążył zachwycić się swym nowym ciałem, które wciąż poznawał, owa postać stanęła przed nim w całej swej okazałości. Duże brązowe oczy zmierzyły bruneta, jej potargane kruczoczarne włosy rozwiał podmuch wiatru. Nie wiedział, że dzieci potrafią tak szybko biegać. Właściwie, całe życie się uczył czegoś nowego.

— Kim jesteś? — zapytało dziecko ze swą wrodzoną ciekawością, która tak często jest im odbierana. Jej drobne rączki zaczęły bawić się brzegiem ubrania, które założyła w pośpiechu.

— Jakby to ująć...jestem Doktorem, to dobre określenie. — W jasnoniebieskich, zimnych jak lód, oczach Doktora pojawił się blask. Blask, który sugerował przyjaźń na lata i przygody, których bez niego nikt by nie mógł przeżyć.

— Jeśli jesteś doktorem, to czy możesz mi pomóc? — zaświergotała dziewczynka swoim delikatnym jak poranna rosa głosem. Była dziwnie pewna jak na malucha, który właśnie stoi sam na sam z nieznajomym. — Chodź powiem ci sekret — dodała szepcząc i wyciągając rękę w stronę kosmity.

Bez słowa sprzeciwu ruszył za swym przewodnikiem. Był niezwykle ciekawy, co takiego do powiedzenia ma to dziecko. Zresztą, kiedy on nie był ciekawy? Ciekawość to jego kolejne imię, które idzie tuż za nim. Dziewczynka powoli otwarła drewniane drzwi domu i poprowadziła go do kuchni poprzez zawiłe korytarze. Lekko obdrapane ściany mogły budzić lęk, lecz w nim budziły zaciekawienie. Doktor pod wieloma względami był jak dziecko, które wciąż się uczy i chce wszystkiego spróbować. Pomieszczenie, do którego go wprowadziła, wypełniały sterty naczyń, tak jakby nikt nie dbał tu o jakikolwiek ład i porządek. Jakby ktoś skazał to miejsce na zapomnienie. Ciemnowłosa chwyciła krzesło, zapraszając tym samym Doktora do stołu. Jeszcze przez chwilę patrzyli się na siebie milcząc. Milcząc, bo cisza to najlepszy towarzysz.

— Pomożesz mi? — zapytała po paru minutach. — Musisz to zrobić — dodała cicho, po czym nieporadnie wdrapała się na taboret. Wyglądała jak wyjęta z innej bajki. Jej uśmiech zupełnie nie pasował do nieporządku, jaki panował w kuchni. Jej łagodny głos był tak zagubiony w ogromnym domu.

— Jak się nazywasz? — Władca Czasu przeczesał swoje włosy, jeszcze raz przyglądając się ich kolorowi. Nadal nie są rude, pomyślał smucąc się. Mimo głupich przesądów, on zawsze chciał być rudy.

— Grace Mash. A ty? — Chwyciła kubek leżący na stole i zaczęła upijać sok. Pijąc, przekrzywiła lekko głowę, by móc oprzeć ją na swoim drobnym ramieniu.

— Doktor. Rodzice mieli fantazję, co? — Spróbował się zaśmiać, wciąż podziwiając swój nowy głos. Podziwiając nowe ciało i stary charakter.

— Pomóż mi, jesteś doktorem pojedź ze mną do szpitala i uratuj ją — wyszeptała przez łzy. Kosmita, wewnątrz siebie, tak mocno pragnął otrzeć jej łzy. Pojedyncze, słonawe krople zaczęły spadać na blat stołu.

— Obawiam się, że nie mam takiej mocy. Twoja mama kiedyś wstanie, nie bój się. — Posłał jej uśmiech, aby choć trochę ją rozweselić. Niestety, nie byk specjalistą od dzieci. Pojedyncze przypadki, które zostawiły ślad w jego historii, nie trwały długo.

— Skąd to wiesz? Jesteś magiczny? I dlaczego przyleciałeś z gwiazd? — Odstawiła kubek, wylewając połowę zawartości na posadzkę. Zupełnie nie przejęła się plamami, jakie ktoś będzie musiał posprzątać. Jeśli ktokolwiek tu sprząta.

— Może kiedyś zabiorę cię ze sobą — wstał z krzesła — a teraz czas do łóżka, twoi opiekunowie nie mogą cię tu zobaczyć. — Oczywiście, że nikt nie mógł go zobaczyć. Co by pomyśleli sobie ludzie, widząc swoje dziecko u jego boku? 

— Ella jest teraz gdzieś daleko, pewnie zwiedza chmury — westchnęła cicho. — Zawsze tak mówi, gdy wraca nocą ledwo chodząc, nie wiem, dlaczego mama zostawiła mnie tu z nią. — Grace znów zaczęła płakać. Jej oczy na nowo zapełniły słone łzy. Jej drobne ręce zacisnęły się w pieści. — Nienawidzę jej — wycedziła przez zaciśnięte zęby.

— Kiedyś będzie lepiej, pamiętaj. — Doktor pogłaskał jej głowę i zaczął wychodzić z kuchni. Choć jego serce nie chciało opuszczać dziecka, wiedział, że musi. Musi, ale może kiedyś TARDIS znów wyląduje na jasnych chryzantemach. W końcu zawsze wraca.

[Miłego czytania!]

Pierwsza Zasada - Doktor Kłamie |Doctor Who [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz