09 |Koniec końca

55 13 7
                                    

Władca Czasu od razu domyślił się, o co chodzi. Kiedyś zostawił pewnego twórcę na planecie dążącej do zniszczenia. Zawsze myślał, że Davros dokończył swój żywot na Skaro. Przynajmniej próbował myśleć.
Mylił się.
Siła Daleków ciagle rosła. Ich pomysły były coraz bardziej niespotykane, a sam twórca szalony. Wszystko zmierzało ku szaleństwu, na które tak swobodnie pozwolił.

Doktora przeszył dreszcz. Zimny dreszcz przemknął przez jego dusze. Mimo, że już walczył z tymi potworami, bał się co, wymyślił znowu. Bał się, jak bardzo żądny ze,sty jest Davros.

Zdezorientowany i wciąż pogrążaniu w zadumaniu musiał to zakończyć. Na miękkich nogach postanowił opuścić gosposię i wrócił do swojej towarzyszki, która dzielnie dzierżyła z nim brzemię ratunku świata.

— Musimy iść — powiedział oschle i chwycił jej dłoń.

Nie warzył już na konsekwencje. Jedno życie w zamian za miliardy innych. Jedna przygasła gwiazda za cały kosmos.

Dziewczyna bez zaprzeczeń poszła za nim. Jej włosy podskakiwały wesoło, choć zupełnie przeczyło to jej nastrojowi. W ciszy wyszli z domu. Ulice Paryża zostały uprzątnięte. Niestety niektóre z metalowych kulek ludzie przygarnęli do domu. Inne znalazły swe miejsce na śmietnisku. Chociaż nawet tam mogły stanowić niebezpieczeństwo. No cóż, ludzie i ich ciąg do błyskotek.

— Wiesz p, co to jest? — zapytał, podrzucając metal, który podniósł z suchego piachu. Grace lekko przekręciła głowę, czekając na wyjaśnienia. — To jest, moja droga, jajko. Małe metalowe jajko. A wiesz co jeszcze jest metalowe? — zapytał, otwierając szerzej swoje zimne oczy.

— Nie, choć znając ciebie, to może być wszystko. — Przeczesała swoje włosy. Założyła maskę z uśmiechem, który tak bardzo nie pasował do sytuacji.

— Dalek. — Echo jego słów rozbrzmiewało jeszcze przez chwilę. Wszystko jakby ucichło. Każdy oddech zamarł. — Mały Dalek. — Uśmiechnął się pod nosem zupełnie nieironicznie.

— Czym jest ten cały Dalek? Śmiesznie brzmi. — Po chwili pożałowała wypowiedzianych słów. Doktor zmierzył ją wzrokiem. Widocznie mężczyznę nie bawiło to tak jak kobietę. Widocznie byli inni.

No tak, przecież to nie jej świta. Nie jej przeznaczenie. Nie jej łzy. I nie jej gwiazdy.

— Długo spałaś, nie słyszałaś o atakach na Brytanię, statkach kosmicznych? — mówił lekko zdenerwowany, unosząc brwi.

Dziewczyna pokręciła głową. Nigdy nie słyszała o czymś takim.

Jakie statki?

Gdyby nie spotkała go na swojej drodze, pomyślałaby, że żartuje, ale Kosmita nie żartuje. Nie, on jest poważny. No przynajmniej wtedy, gdy trzeba.

A teraz trzeba.

— Dalek to najgorsze ze wszystkiego co spotkałem, a uwierz widziałem wiele rzeczy. Nic nie jest tak bezczelne, bezlitosne i zabójcze — powiedział, przerywając ciszę. — Ludzie powinni się ich bać, a co robią? Zabierają je do domu jak zabawki! — krzyczał, podrzucając kulkę w dłoni. Grace prawdopodobnie po raz pierwszy widziała go takim stanie. — Myślałem, że je zniszczyłem — dodał cicho i zmierzwił, i tak potargane, włosy.

Pierwsza Zasada - Doktor Kłamie |Doctor Who [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz