05 |Śnieżka i Lew

83 20 39
                                    


— Od kiedy nosisz okulary? — zapytał Władcza Czasu, widząc jak czarnowłosa, wyłania się z wyższego pokładu budki.

— Od chwili, gdy w żadnej galektyce nie ma odpowiednich soczewek, ale ty — wskazała na niego — masz chyba większy problem. — Zaczęła dziobać jedzenie widelcem, siadając obok niego. — Ja kończę już jeść swoje pudełko, a ty dopiero teraz zauważyłeś — powiedziała teatralnie, wyrzucając pojemnik na chińszczyznę. To dziwne, że nigdzie indziej nie ma kosza.

— Punkt dla ciebie — westchnął cicho. — Przypominasz mi trochę Blanche-Neige*, czy jak ją tam nazywali we Francji — rozmarzył się. Jego szczery uśmiech znów wrócił. Przymknął na chwilę oczy, by móc wrócić do pięknych pół lawendy, gdzie szwendał się przez jakiś czas.

— Moment, co? — zapytała, poprawiając okulary w złoto-czarnych oprawkach. Jej włosy były dłuższe niż zwykle, prawdopodobnie je wyprostowała. Jej twarz wyglądał dziwnie dziecinnie, ale jednocześnie uroczo, z dużymi, metalowymi oprawkami.

— No wiesz...— zaczął, zbierając myśli — mała, czarnowłosa, śniada cera, niebiesko-żółta sukienka i siedmiu niewolników — zatrzymał się gwałtownie. — Coś ta francuska wersja mi nie pasuje. — Podrapał się po głowie, patrząc na jej niebieskie jeansy i żółty sweter. Zaśmiał się lekko pod nosem, widząc uśmiech Grace.

— Nie, nie wiem... — odparła ze spokojem, wciąż śmiejąc się cicho, jak dziecko, gdy nauczyciel powód coś głupiego podczas lekcji.

— Jeszcze mi powiedz, że nie płakałaś, podczas oglądania Króla Lwa. — Wstał i wyrzucił także swoje pudełko. Pokręcił zniesmaczony głową, nie wierząc, kto trafił pod jego dwa serca.

— Nie — odparła czarnowłosa zupełnie poważnie.

— Boże, z kim ja mam pracować? — zapytał retorycznie, spoglądając w górę. Rozłożył ramiona i zaczął przechodzić jedno z tych dwuminutowych załamań nerwowych.

Odpowiedziała mu cisza. Dziewczyna najwyraźniej postanowiła, tak po kobiecemu, się obrazić. Przynajmniej na to wyglądało. Po prostu założyła ręce i spojrzała na niego spode łba. Wlepiła w niego swoje oczy i czekała na kontynuację monologu, który jej nie zadowolił.

— To dokąd lecimy? — Nagle zmienił temat. — Proponuję Kryształowe Uzdrowiska, Park, albo pizzerię Geronimo, co o tym sądzisz? — zapytał, zakładając płaszcz, który przez cały czas leżał rzucony niechlujnie na konsolę z guzikami.

— Nie wiem, sam zdecyduj — powiedziała obojętnie. Teatralnie wydęła usta i przyglądała się mu.

— To co kosmos? — Doktor zapytała z entuzjazmem dziecka, które wybierało ciasto w cukierni.

— Kosmos? — powtórzyła po nim, otwierając szerzej oczy.

— Tam cię jeszcze nie było, więc ruszajmy! — krzyknął z uśmiechem na twarzy. Jego głos był ciepły i przyjemny. Radosny, choć wiedział, co go czeka. — A! I przebierz się, w szafie masz odpowiednie ubranie — dodał po chwili, przypominając sobie temperatury panujące na innych planetach. Przynajmniej na tej jednej.

Dość szybko pociągnął za dźwignię, którą wybrał w trakcie wyliczanki, i  wcisnął parę kolorowych guzików. Podłoga lekko się zatrzęsła. Unieśli się w górę, choć jedno z nich miało lęk wysokości. Dobrze, że TARDIS nie ma okien. Przynajmniej tam, gdzie można wpuścić czarnowłosą. Dziewczyna nawet nie spostrzegła, gdy cichy szmer zaczął krążyć po pomieszczeniach. Byli na miejscu. Wysiedli z Seksownej Budki, delikatnie otwierając jej granatowe drzwi.

— Dziwne...nic się nie zmieniło — powiedziała Grace, dreptając w miejscu. Była poniekąd rozczarowana. Choć raz chciała zobaczyć z bliska te osławione gwiazdy.

Pierwsza Zasada - Doktor Kłamie |Doctor Who [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz