On żyje

317 40 3
                                    

Kakashi otworzył oko. Czuł się zmęczony. Błądził chwilę po suficie. Wreszcie dotarło do niego, że ktoś siedzi obok łóżka.

- Iruka?- zapytał z rozpaczliwą nadzieją w głosie.

- Nie. To ja, Asuma. Kakashi. Pamiętasz, co się tam wtedy w ogóle stało?

Kakashi patrzył na niego chwilę tym swoim jednym okiem. Nagle odwrócił twarz.

- Wolałbym zapomnieć.

- Powiedz. To bardzo ważne.

- Nic już nie jest ważne. Iruka poświęcił się, by mnie uratować. zginął, bym ja mógł żyć. ale ja nie chcę żyć bez niego. Asuma. ani ty ani nikt inny tego nie zrozumie.

- Konoha cię potrzebuje. Może łaskawie byś się ogarnął?

- Dlaczego nikt się nigdy nie zapytał czego ja potrzebuję? Dlaczego nikogo to nie obchodzi?

- No dobra. Czego potrzebujesz, żeby stanąć na nogi.

- Irukę-sensei.- odpowiedział wciąż nie odwracając głowy.

- Dlaczego się uparłeś akurat na niego, co?

- Bo tylko on dostrzegał we mnie człowieka. Pytał czego potrzebuję, co bym chciał. Traktował jak kogoś zwykłego. Nie jak kopiującego ninja. Nie jak zabójcę. Wiem, co powiesz. On tak traktuje wszystkich. On kochał Naruto dla niego samego, dla tego psotnego i nieznośnego łobuza. Nie czuł nienawiści do niego tylko dlatego, że zapieczętowano w nim demona, który wybił mu rodzinę. Tylko on tak potrafił.

- Jesteś strasznie kłopotliwy, wiesz?

- nie musisz mnie niańczyć. Idź do swojej Kurenai i zostaw mnie. Wszyscy mnie zostawcie.

- Jeśli obiecasz mi, że się za siebie wreszcie weźmiesz, to powiem ci o czymś, co powinno cię.... uszczęśliwić?

- Jego imię już wyryto na kamieniu zasłużonych?- sarknął.

- Nie. mam znacznie lepsze wieści, ale nic ci nie powiem, póki mi nie obiecasz.

- Dobra. Obiecuję. Przecież i tak umiem tylko mordować.- warknął odwracając się.

- Iruka żyje i jest tutaj. W szpitalu Konohy.

- Co?! Niemożliwe. Sam widziałem jak został pogrzebany żywcem...

- tak samo jak widziałeś Orochimaru podrzynającego mu gardło.

- Niby jak stamtąd uciekł? Przecież nie miał już kompletnie sił. Był poraniony, miał gorączkę... a mimo to miał więcej sił, by mnie ratować niż ja...

- Sam go z tej błotnej bańki wyciągnąłem. Niosłem pół drogi na plecach.

- Jakiej znowu bańki? przecież tam był tylko piach i kamienie.

- Tak jak my wszyscy nie doceniasz naszego małego belfra. zanim został przysypany stworzył wokół siebie wodną kopułę, która po kontakcie z piachem stworzyła coś w rodzaju sklepienia z błota, które co prawda większych kamieni nie powstrzymało i trochę go to poobijało, ale poza tym uchroniło go to przed uduszeniem pod piachem.

-Chciałbym w to wierzyć.- mruknął znów odwracając głowę.

- Rany. Jesteś bardzo kłopotliwym niedowiarkiem- mruknął Asuma straciwszy resztkę cierpliwości.

Wstał. bez słowa po odłączał wszystkie kabelki i rurki od niego. odkrył go i wziął na ręce.

- Co ty robisz?- zapytał Kakashi nie bardzo wiedząc, czego się spodziewać.

- Udowodnię ci, że on żyje.- mruknął i wyszedł z pomieszczenia.

Przeszli tak prawie pół szpitala. Asuma nie siląc się na pukanie wszedł do pokoju, w którym leżał Iruka. Podszedł do łóżka i bezceremonialnie posadził Kakashi'ego na krześle obok.

- Teraz mi wierzysz?- spytał.

Kakashi nie mógł wydobyć z siebie głosu. Patrzył na zmizerowaną twarz Iruki. Na szyi miał opatrunek. Wyciągnął rękę i gładził go po włosach. Nie wierzył własnym oczom.

- ...Kashi...- wychrypiał Iruka otwierając zmęczone oczy.

- Witaj, skarbie.- powiedział cicho Kakashi nachylając się nad nim.- wyglądasz gorzej niż ja.- zażartował.

- ... Kashi... przepraszam...- matowe, zmęczone oczy zamknęły się.

- Nie masz za co. To ja cię powinienem przepraszać, za to, że cię nie ochroniłem. Za to, że przeze mnie cierpisz. Bardzo bym chciał dostać jeszcze jedną szansę.

Iruka w odpowiedzi tylko wysunął powoli rękę i położył ją na dłoni Kakashi'ego. Uśmiechnął się i zasnął spokojnie. Kakashi patrzył jak lekko porusza się jego pierś. Trzymał go za dłoń i gładził po rozpuszczonych włosach. Z jednej strony faktycznie był szczęśliwy widząc, że jednak się mylił. Z drugiej jednak smucił go stan Iruki. wyglądał na wycieńczonego. Oczy, w któryś niegdyś błyszczała radość, życie i pogoda ducha, dziś były matowe, niemal puste. Wyzierała z nich tylko rozpacz i cierpienie.

- Co mu jest?- zapytał wreszcie cicho, by nie budzić śpiącego.

- Poza tym, że jest równie głupi jak ty? Doprawdy. jesteście siebie warci.

- tak.

- niby tylko był bardzo osłabiony utrata krwi i odwodnieniem, ale odkąd wróciliśmy nie zjadł ani kęsa. Zupełnie jakby nie czuł głodu. Obwinia się za twój stan.

- Przecież to już tydzień bez mała. Na bogów przecież on umrze z głodu jak nic nie zje. Nie próbowano go nakarmić?

- Kiedy? On praktycznie przesypia całą dobę. A jeśli już się obudzi to odmawia posiłku.

- W takim razie muszę wkroczyć do akcji. Drugi raz nie pozwolę mu zginąć, nawet jeśli ten pierwszy był tylko w mojej głowie.

- To teraz musisz odpocząć, by mieć na to siłę. Ledwo się trzymasz na krześle. Jak chcesz go zmusić do jedzenia?

- Ech... masz rację. Muszę się wzmocnić. Jak najszybciej.

- To postanowione.- powiedział odrywając go od śpiącego i podnosząc na ręce.

- Ej, nie mogę tu?

- Nie. Lekarze chyba mnie więcej do szpitala nie wpuszczą, gdybym cię tu zostawił.

Kakashi nic już nie powiedział. Był zły. Jednak pozwolił Asumie zanieść się spowrotem do swojego pokoju. Kiedy tam dotarli Kakashi już spał. Obok łóżka stał lekarz prowadzący i pielęgniarka. Asuma chwilowo ich zignorował. Położył śpiącego do łóżka i przykrył. Lekarz skinął na pielęgniarkę, która szybko podpięła Kakashi'ego do kroplówki i monitora.
Asuma skinął na lekarza i podeszli do drzwi.

- Co pan wyrabia?- szepnął zdenerwowany lekarz.

- Motywuję tego idiotę do walki o szybki powrót do zdrowia.

- Powinien się pan ze mną skosultować a nie działać samowolnie. Mógł mu pan, tym bardziej zaszkodzić niż pomóc. Przypominam. To jest szpital!

- Tak, tak.

- A teraz proszę wyjść. Muszę go zbadać.

- Jasne. tylko z łaski swojej go nie budźcie.

- Proszę wyjść.

Asuma spojrzał na chudzielca spod byka. Dla niego był przeciwnikiem klasy natrętnej muchy. Jedno pstryknięcie i nie wiedziałby coś się z nim stało. Wyszedł z pokoju. Westchnął ciężko.

- Szkoda, że małego nie dało się tak łatwo zmotywować. Chociaż coś czuję, że nie tylko o to tu idzie. Jest w tym coś innego, tylko nie wiem jeszcze co.

Wyszedł ze szpitala zająć się pilniejszymi zajęciami niż niańczenie dwóch kłopotliwych ninja. 

Śmiertelna PieczęćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz