{Czerwiec part 2}

1.2K 63 9
                                    

Kuba Grabowski, to imię i nazwisko zostało skreślone w moim życiu. Nie wiem gdzie jest, nie wiem co robi, nie wiem nic. Wiem tylko, że nie mieszka już ze mną i Krzyśkiem. Po powrocie do Polski wyparował, pewnie mieszka z Kingą...

26 czerwca, godzina 14:25, Warszawa

- Roksi! - usłyszałam głos Kondrackiego.

- Idę, już... - odpowiedziałam niechętnie i zwlokłam się z łóżka.

Zeszłam po schodach i zobaczyłam Krzycha w kuchni przeglądającego coś na telefonie. Kiedy mnie zobaczył, zablokował urządzenie i odwrócił głowę w moją stronę.

- Kuba kazał ci przyjechać do firmy. Podwieźć cię? - zechciał spojrzeć mi w oczy.

- Nigdzie nie jadę. Wiem, że mogę stracić pracę, ale szczerze, mam to w dupie. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego, nawet jeśli zechce się do mnie odezwać twarzą w twarz. - powiedziałam zimnym, oschłym tonem.

- Zrozum, to sprawy firmowe. Pojadę z tobą, jakby co wyjdziemy kiedy zacznie temat. Dobra? - przytulił mnie, a ja poczochrałam jego czerwone włosy.

Posłałam mu ciepły uśmiech i zabrałam się za ubieranie butów. Chłopak poszedł w moje ślady i również wsunął na stopy czarne Vansy Oldschool. Zabraliśmy jeszcze klucze i wyszliśmy z mieszkania.

Droga do firmy minęła nam w totalnej ciszy. Jedyne odgłosy to cichy warkot silnika i deszcz uderzający ciężkimi kroplami o szyby i karoserię auta. Wpatrzona w mijające nas samochody myślałam o nim...

Do trzeźwiejszego myślenia pobudził mnie Kondracki szturchając mnie w ramię. Niechętnie wyszłam z pojazdu i weszłam do wysokiego budynku, który w mgle i szarym deszczu wyglądał strasznie i niepokojąco.

Niepewnym krokiem poszłam za Krzyśkiem do środka. Ta sama recepcja, tylko nikogo nie było. Od razu wsiedliśmy do windy i po chwili znaleźliśmy się przed tym znienawidzonym pomieszczeniem.

Pełna stresu otworzyłam drzwi poprzedzając to lekkim pukaniem. W środku przy biurku siedział Kuba. Patrzył na mnie i Krzycha zimnym wzrokiem.

- Usiądźcie - odrzekł pewnie z lekkim uśmiechem. - Roksi, mamy do ciebie pewną... sprawę - wymienił z czerwonowłosym porozumiewawcze spojrzenia. - Chcemy abyś pojechała do Włoch i załatwiła pewne  formalności związane z twoim singlem. Masz spotkać się ze Sferą Ebbastą, wszystko już załatwione.

- Ale... Mam jechać sama? - patrzyłam na Krzyśka, bo wzrok Grabowskiego na mnie wypalał w moim ciele dziury.

- Nie, Kuba jedzie z tobą - *no to jest chyba jakiś kiepski żart!*

- To w takim razie ja podziękuję. Napisz mu, że chętnie się z nim spotkam, ale jak przyjedzie do Polski. - już chciałam wstać, ale poczułam rękę Quebo na swoim ramieniu.

- Nie możesz rezygnować z tak ważnej rzeczy tylko dlatego, że jesteś na mnie zła. Muszę jechać, bo samej cię nie puszczę. - patrzył na mnie smutnym wzrokiem.

- Kuba, nie. Podjęłam decyzję - zwalniam się. Jeśli jeszcze kiedykolwiek pojawisz się w moim życiu, nie licz na cokolwiek. Ja zapomnę o tobie, a ty o mnie. Aha, i jakby cię to interesowało, przez ciebie pokłóciłam się z Kingą. Żegnam. - zdecydowanym szarpnięciem ręki uwolniłam się z jego uścisku i wyszłam z biura.

Za mną szedł Krzysiek. Kiedy wsiedliśmy do samochodu, zamiast odjechać stąd jak najszybciej oparł łokcie na kierownicy i popatrzył na mnie.

- Roksi, on chciał dla ciebie dobrze. Mogłaś się rozwijać, a Sfera to naprawdę spoko osoba. Dlaczego się zwolniłaś, dlaczego? - nie odpowiadałam. W oczach czułam już łzy.

- Nie Krzysiek, on nie chciał dobrze. On chciał mieć kolejną gwiazdę, dzięki której jego wytwórnia zyska na rozgłosie. Byłam mu potrzebna dla fejmu, kasy. A teraz? Znajdę sobie inną pracę i inne mieszkanie. Wracamy i się pakuję. - rozkleiłam się. Kondracki nie odpowiedział, jedynie odpalił silnik i skierował się do już nie naszego mieszkania.

*3 godziny później...*

Stoję na dworcu. Czarna walizka leży obok mnie na podłodze w oczekiwaniu na to, kiedy łaskawie razem z przyjazdem pociągu się nią zainteresuję. Za mną stoi Krzychu z Myszką, patrząc na mnie.

- Może jeszcze to przemyśl. Naprawdę nie warto... - nie dane mu było dokończyć.

- Adam, zamknij się. Podjęłam decyzję, a najlepiej jak usunę się stąd całkowicie. Jakby co, możecie mnie odwiedzić. Wrocław nie jest aż tak daleko. Pa - zobaczyłam nadjeżdżający pociąg i zabrałam walizkę. Ze łzami w oczach usiadłam w pojeździe i patrzyłam na oddalające się sylwetki do niedawna tak bliskich mi osób.

Wyjęłam z kieszeni bomberki słuchawki i telefon. Na Spotify znalazłam playlistę mojej koleżanki. Puściłam, no nie, 'Bumerang'. Dalej, 'Co jest ze mną?'. No to jakiś żart, 'Candy'. O nie, po ostatnim tytule nie pozostało mi nic innego jak zmiana listy na 'This is: Taco Hemingway'.

Czeka mnie kilka godzin jazdy. W przedziale siedziało jeszcze kilka innych osób, każdy zajęty swoim życiem. Zamknęłam oczy i oparta o fotel słuchałam delikatnego głosu Filipa w utworze 'Chodź'...

*kilka godzin później...*

Siedzę przy stoliku w jednej z wrocławskich kafejek. Popijam kawę patrząc na zegarek. Niedługo zamykają, więc odłożyłam pieniądze na spodek od filiżanki i zabierając walizkę i torebkę wyszłam z budynku. Rozejrzałam się po Starym Rynku. Kiedyś jako dziecko byłam tutaj z klasą, nawet doskonale pamiętam niektóre domy. Otrząsnęłam się i wzrokiem zaczęłam szukać lokum na tą noc. Mam! Motel, może być...

- Dzień dobry, poproszę jedynkę na jedną noc. - powiedziałam z uśmiechem do młodej recepcjonistki.

- Proszę bardzo, opłata przy zwrocie klucza. - również się uśmiechnęła.

Poszłam na górę ciągnąc za sobą po schodach bagaż. Doszłam do odpowiednich drzwi i otworzyłam je. Nie rozglądając się zbytnio padłam że zmęczenia na łóżko odpychając torbę w kąt.

Poczułam wibracje telefonu w kieszeni spodni. Wyjęłam go i zobaczyłam 126 nieodebranych połączeń i 63 wiadomości. Dzwonili do mnie wszyscy, Fifi, Bartek, Miłosz czy Krzysiek. Nic od Kuby, bardzo dobrze. Wiadomości to głównie 'Odezwij się' albo 'Żyjesz?'.

Świetnie, martwią się. Co ja narobiłam?! W stolicy poznałam tyle wspaniałych osób, a przez jedną osobę zostawiłam najwspanialsze chwile kilku miesięcy. Zmieniłam się, ale tęsknię za nimi cholernie. Jak ja mogłam im to zrobić?

Każdemu napisałam, że żyję i wszystko jest w porządku. Poza Kubą. Usunęłam jego numer i konta z wszelkich portali społecznościowych. Muszę sobie radzić sama, zacząć życie jak kiedyś. Znaleźć pracę, kupić mieszkanie i być szczęśliwym.

Odłożyłam komórkę na nocny stolik. Powieki praktycznie same mi się zamykały, więc nie męcząc wzroku zapadłam w objęcie czcigodnego Morfeusza.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej!

Dzisiaj trochę taki smutny rozdział, ale moja głowa pracuje teraz podobnie do głównej bohaterki. Straciłam dwie bardzo długie przyjaźnie i jest mi z tym naprawdę głupio.

Ohajo!

Ty i ja, to nie pasuje || Quebonafide ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz