Chapter twenty-six

826 22 12
                                    

Weekend w Nowym Yorku minął w mgnieniu oka. Nim się obejrzałam dobiegał koniec sierpnia. Louis praktycznie zamieszkał w moim mieszkaniu, spędzał ze mną każdą swoją wolną chwilę, tak jakby chciał się mną nacieszyć. Wiedziałam, że termin wyjazdu zbliża się nieubłagalnie szybko, ale nie dopuszczałam na razie do siebie myśli o rozstaniu. Lou kilkakrotnie próbował zmienić zdanie rodziców, jednakże byli zaparci. Postawili mu nawet warunek: albo Stanford, albo wydziedziczenie. Próbował nawet przekonać mnie, że lepiej będzie jeśli go wydziedziczą, ale dobrze wiedziałam, że tak nie myślał. Nie mógł stracić tego wszystkiego przezemnie. Dlatego wspólnie uznaliśmy, że nie rozmawiamy o jego wyjeździe, aż do jego dnia.

Ostatni miesiąc minął spokojnie. Ojciec nie dawał o sobie znaku życia, a policja nadal nic nie wiedziała. Trish i Agnes wracały do siebie po traumatycznych przeżyciach w mgnieniu oka. Razem z radą pedagogiczną uznaliśmy, że póki co będą uczęszczały na indywidualne zajęcia.

Tak więc właśnie szykowałam się do pracy, kiedy Louis poszedł odwieźć dziewczynki do szkoły. Przyrządziłam sobie na szybkie śniadanie jajecznicę i kawę z mlekiem na rozbudzenie. W chwili w której mocny aromat kawy dostał się do moich nozdrzy poczułam ucisk na żołądku. W szybkim tempie udałam się do łazienki, pochyliłam nad toaletą i zwymiotowałam.

Kiedy torsje ustały, wstałam opłukałam usta i umyłam zęby.

-Oby tylko nie była to jakaś grypa - powiedziałam sama do siebie. Gdybym zachorowała musiałabym wziąć wolne, a to równało się z mniejszą wypłatą, na co niestety nie mogłam sobie obecnie pozwolić.

Wrócilam do kuchni i wylałam prędko kawę, a na jej miesce przyrządziłam sobie herbatę. Louis wszedł do domu w chwili, kiedy chowałam ostatni umyty talerz.

-Gotowa? Choć odwiozę cię, a później muszę coś załatwić - ucałował mnie w czoło kiedy przytaknęłam.

Naprędko zwinęłam z pokoju torebkę, założyłam trampki i wyszliśmy z mieszkania, kierując się do jego samochodu. Kiedy dojechaliśmy na miejsce wyszedł razem ze mną z auta i czule się pożegnał. Miałam wrażenie, że coś jest nie tak, że o czymś mi nie mówi.

-Kocham cię i zawsze będę kochać, pamiętaj o tym - wyszeptał między pocałunkami.

Ooookeej. Teraz już wiedziałam, że coś jest nie tak, jednak postanowiłam nie pytać i zobaczyć czy sam mi o tym powie. On jednak tylko pocałował mnie ostatni raz i spojrzał w oczy. Jego spojrzenie było smutne i miałam wrażenie, że powstrzymuje łzy. Nie mogłam już się dłużej powstrzymać.

-Louis, wszystko w porządku? - spytałam zdezorientowana.

-Tak, nie martw się. Kocham cię - cmoknął mnie po raz ostatni i szybko odszedł do samochodu.

Stałam przed sklepem zdezorientowana jeszcze chwilę po tym jak odjechał. Pokręciłam głową zrezygnowana i weszłam do sklepu, po czym rozpoczęłam swój dzień w pracy.

***

Około dwónastej razem z Ronnie udałyśmy się na przerwę. Na zapleczu przyrządziłyśmy sobie ciepłą kawę i wyjęłyśmy swoje drugie śniadanie.

Ronnie postawiła przedemną kubek gorącego napoju, a ja po raz kolejny tego dnia pędem udałam się do łazienki. Kiedy już doprowadziłam się do porządku, wyszłam i zastałam podejrzliwy wzrok dziewczyny.

-Wszystko w porządku? Od kiedy wymiotujesz na zapach kawy? Kiedyś wypijałaś osiem na dzień! -oznajmiła.

Wzruszyłam ramionami. - Dzisiaj rano się zaczęło. To pewnie jakaś grypa, czy coś.

They Don't Know About UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz