Chapter twenty-nine

1.7K 37 8
                                    

Dwa tygodnie później.

Stoję właśnie pod drzwiami domu rodziców Louisa. Za namowami Blake'a, postanowiłam poinformować ich o dziecku. Bardzo boje się ich reakcji. Nie spodziwam się, że od razu mnie przyjmą do rodziny i zaczną nazywać córeczką, ale mam nadzieję, że chociaż zaakceptują to maleństwo, które niczemu nie jest wine.

Przełknęłam gulę w gardle i wcisnęłam z ociaganiem dzwonek. Po okropnie długich dwóch minutach, drzwi się otworzyły, a w progu stanął pan Collins. Zmierzył mnie wzrokiem z góry na dół, ale nie odezwał się.

-Dzień Dobry, Panie Collins. Nazywam się...

-Wiem, jak się nazywasz - przerwał mi. - Czego tutaj szukasz dziecko? Życie ci nie miłe? Louis wyjechał, zostawił cię i nie wróci. Jeśli za to zobaczy cię tu moja żona, to może zrobić się nie miło..

-Muszę z państwem porozmawiać, to bardzo ważne.. Z panią Collins również.

Mężczyzna weschnął, ale wpuścił mnie do domu. Burknął coś pod nosem w stylu "pchasz się w paszczę lwa", ale zignorowałam to. Mimo, że okropnie bałam się tej rozmowy, to w tej chwili adrenalina dodawała mi odwagi.

Dasz radę Jessica!

Przeszliśmy przez znany mi już duży hol, a następnie skierowaliśmy się na tyły domu i wyszliśmy na werandę za domem. Pani Collins siedziała i czytała jakąś książkę. Kiedy mnie zobaczyła, momentalnie zatrzasnęła książkę, i rzuciła ją na stolik.

-Co ty tutaj robisz!? Po cholerę ją wpuściłeś do naszego domu!

-Chce z nami porozmawiać, mówi że to bardzo ważne. Nie zaszkodzi nam jej wysłuchać. - Pan Collins wzruszył ramionami.

-Byle szybko, nie będę marnować na nią czasu! To przez nią nasz syn się odciął, nastawiła go przeciwko nam! - krzyknęła do męża, ja jednak zignorowałam jej słowa. Jeśli bym teraz rozpoczęła kłótnię, to nie dałaby mi powiedzieć tego po co tutaj przyszłam. Przełknęłam więc gulę w gardle i zaczęłam.

-Na sam początek chcę państwu powiedzieć, że naprawdę kocham Louisa. - Pani Collins prychnęła, ale się nie odezwała. - Niczego od was nie oczekuję, chcę tylko, żebyście wiedzieli.. - wzięłam głęboki wdech i szybko powiedziałam to co miałam powiedzieć. - Jestem w ciąży..

W momencie zapadła cisza, jak makiem zasiał. Dodam, iż była to bardzo niezręczna cisza. Pani Collins spojrzała na męża, w tym samym momencie w którym on na nią. Mogłam śmiało powiedzieć, że brakło im języka w gębie. Chyba nie tego się spodziewali.

-W czym jesteś? - pierwszy odezwał się nadal zszokowany ojciec Louisa.

- W ciąży, BARANIE! - odezwała się w końcu pani Collins, ubiegając tym mnie. - Jest w ciąży. Nie wiem tylko po co nam to mówi, sypia przecież z byle kim, a będzie próbowała wcisnąć dzieciaka naszemu synowi! - spojrzała na mnie z odrazą i nienawiścią.

Nie powiem, zabolało. Ta kobieta nienawidziła mnie z niewiadomych przyczyn do tego stopnia, że była w stanie zrobić i powiedzieć wszystko, byleby tylko zniknęłam z ich życia.

-To JEST dziecko Louisa, sypiałam tylko z nim! - powiedziałam, przez zaciśnięte zęby.

Roześmiała się chamsko.

-Myślisz, że ci uwierzymy!? Nawet jeśli to jego bachor, to niczego to nie zmienia! Louis wyjechał i nigdy nie wróci. Miał dość ciebie i tej biedy, którą wokół siebie rozsiewasz. Spakował walizki i razem z Chanel wyjechał stąd. Uciekł od ciebie, z inną kobietą. Z prawdziwą kobietą, która może dać mu o wiele więcej niż ty. - zaśmiała się. - Jesteś żałosna. Liczyłaś, że przyjdziesz i powiesz nam, że jesteś w ciąży, a my w tri miga ściągniemy tutaj Louisa, żeby wychował cudzego dzieciaka! Nie, nie, nie. Ja na to nie pozwolę! Nie pozwolę mu popełnić takiego błędu.

They Don't Know About UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz