"I cały misterny plan w pizdu"

327 16 29
                                    

 (Stara Sahara część hotelowa 20.45)

 Judy siedziała sobie w lekkim i przewiewnym ubraniu w jednej z tych "nowoczesnych i modnych kawiarenek" na piętrowym tarasie. Króliczka miała na sobie jasną zieloną koszulę z niedopiętym guzikiem przy szyi oraz jasne jeansy do kostek, oparta o wysokie plecione oparcie piła jakąś kawę której nazwy nie sposób zapamiętać i wpatrywała się jak tłumy plażowiczów krzątają się po jednej z wielu publicznych plaży. Część ssaków zabierała się do domów i hoteli, jednak zdecydowana większość bawiła się w najlepsze i cieszyła ostatnimi promieniami słońca. Na wodzie co chwila płynęła motorówka czy to żaglowiec, albo jakiś słoń na dmuchanym materacu.
-Studenci, ci to się fajnie mają.-powiedział kelner. Miły tygrys z worami pod oczami w firmowym pod oczami. "Pewnie też studiuje, ale musi pracować"pomyślała Judy dając mu kilka dolarów napiwku kiedy zabierał jej pustą filiżankę.-Pani się z kimś umówiła prawda?
-Widać?
-Nie ma co się denerwować. Pierwszy raz zawsze boli.-mrugnął do niej i odszedł. Policjantka wiedziała o co mu chodzi, no ale to nie jej wina, że króliki rozmnażają się w dziesiątkach.
 Wtem po schodach wszedł pewien królik. Miał bardzo jasne futro, zielone oczy i proste czarne okulary. Z daleka wyglądał na inteligenta. Lekka marynarka w jasno-brązowo-żółtym kolorze, nieskazitelnie biała i wyprasowana koszula. Spodnie ze sztruksu i spora aktówka w prawej ręce. 
-Jest przesyłka.-powiedziała przykładając palec do ucha niby wyciągając słuchawkę. Kilka wysokich zwierząt dookoła wykonało różne gesty jak skinięcie głową, zrzucenie sztućca czy wylanie gorącej kawy na boguduchawinnym kelnerze. Królik podszedł raźnym krokiem z szerokim uśmiechem do Judy.
-Noooo cześć skarbie.-powiedział nachylił się do niej i pocałował w policzek.-Postaraj się jak chce żyć!-wyszeptał przy okazji. Pouczona, wstała i uściskała go.
-Wreszcie jesteś. Co tak długo?
-A wiesz, opóźnienia samolotów i kojarzysz tego znanego archeologa z Zwierzkawi,  który badał tamtejsze ruiny....dobra taki jeden poprosił mnie, żebym pomógł mu ze skatalogowaniem części ceramiki i ozdób.
-Masz pełen ręce roboty.
-Ale teraz jestem. Wiesz przepraszam, ale jestem wykończony podróżą. Możemy pozwiedzać miasto jutro?-to był pierwszy sygnał. Dwa lamparty, samiec i samica, wyszły przodem. Wyglądali na parę prawników  przygotowującyh się do ważnej rozprawy, wstali gwałtownie przy okazji wywracając kelnera, który obsługiwał Judy. Biedakowi wywrócili tacę z gorącą kawą. Tak go poparzyła, że darł się aż pięć minut, potem było słychać syreny karetki.
-Okej. To chodźmy.-powiedziała Judy i raźnym krokiem poszła ze swoim "chłopakiem", a za nimi pewien staruszek, jakiś pies, wyszedł trzymając gazete sportową pod pachą.
 Wyszli na promenadę. Po prawej była zatłoczona plaża z ogromem ssaków, po lewej zaś duży deptak z piaskowców. Na plażę prowadziło kilka alej, wykonanych z bruków, piaskowców i innych ozdobnych kamieni, wzdłuż każdej pośrodku stały rzędy małych ogródków albo palm.  Budynki wokół były przeważnie ciemno-pomarańczowe choć zdarzały się wyjątki, jednak wszystkie były kańciaste.
 Judy i Anthony szli razem pod ramię do rzędu taksówek, stojących na skraju ulicy, weszli do trzeciej od końca. Siedziało tam dwóch kierowców i jeden dodatkowy pasażer, wszyscy byli niskimi zwierzętami jak Judy i Anthony.
-Wsiadać.-rzucił pasażer, kiedy wszyscy już siedzieli w samochodzie szyby pociemniały, pojazd powoli ruszył, a za nim jeszcze dwa.
-Czysto.-pasażerem była łasica, prawie cała czarna, w ciemno niebieskim garniturze i ciemnych okularach, które zdjął.-Panno Hoops, Panie Biergiewski.-powiedział podając im dłoń uprzednio odkładając jakiś mały karabin czy coś.
-Dobry.
-Nazywam się Jack Kass. Ale nie znacie mnie. Powiem krótko, były cztery próby zamachu na pana w trakcie pana podróży a teraz jedna. Na szczęście kontrwywiad pomieszał ich rozkazy i dane. Mimo wszystko dane panu nazwisko trzeba jeszcze raz zmienić.
-Na jakie?-królik miał niski zachrypły głos.
-Od teraz nazywasz się Martin Zemkims. Sobowtór naszego poprzedniego przyjaciela, pracuje pan na kontrakcie w firmie którą kontrolujemy.
-Chwila!-wtrąciła się policjantka.-Dlaczego kontrwywiad nam pomaga? Rozumiem, że handluje dziełami sztuki i niewolnikami ale....
-To tylko przykrywka z tą sztuką. Lii Chan w zeszłym roku sprzedał jakieś sto trzydzieści tysięcy zwierząt jak niewolników do państw totalitarnych, seks-niewolników do burdeli na całym świecie, kobiety mężczyźni dzieci. Część dzieci w niektórych krajach jest nacjonalizowana jako przyszłych żołnierzy i terrorystów. Za zwierzęta dostaje akcje, przedsiębiorstrwa i wspomniane dzieła sztuki .Problem jest na dużo większą skale, ale nie taką, żeby ruszył się Deep State.
-Co?
-Nie chcesz wiedzieć.
-No dobra to co my robimy?
-Ja się ukrywam.-wtrącił Martin
-Musicie poczekać tydzień. Dalej sprawdzamy którzy sędziowie, prawnicy i cała ta hołota jest w ich rękach.
-Czyli czekamy?
-Niech się pani rozchmurzy. Wolny tydzień z chłopakiem w Zwierzogrodzie.-powiedział i wyszedł z pojazdu gdy wystarczająco zwolnił. Nagle, padło kilka strzałów, auto nabrało szybko prędkości po czym  gwałtownie zakręciło i przyśpieszyło.
-Co Jest!?-krzyknęły króliki.
-Namierzyli nas.-krzyknął jeden z kierowców, drugi wyciągnął wielki zmodyfikowany karabin z zamontowanym granatnikiem. Oby dwaj byli fretkami. Samochód lekko podskoczył do góry, gdzieś z tyłu nastąpił wybuch. Znowu gwałtowny skręt, fretka wystrzeliła serie, potem znowu i jeszcze jedną. Na koniec wystrzelił pocisk dymny i schował się do samochodu.
-Chować głowy!!!!!-wszyscy schylili się. Przez pojazd przeleciał grad kul. kolejne pociski niszczyły szyby, karoserje. Jedna przebiła tylną oponę, zaraz druga też poszła. Kierowca jedną ręką trzymając kierownice próbował manewrować. Judy nie wiele widziała, szyba była bardzo ciemna i była zbyt zajęta rozmową, żeby obserwować okolicę. Teraz leżąc między fotelami słyszała tylko pisk opon innych pojazdów i strzały. Kierowca dostał w głowę, dostał na wylot. Drugi wyrzucił go na ulicę, zaraz potem  pod naporem strzałów odpadły drzwi.
-Trzymać się zjeżdżam z wiaduktu!!!
-COOOOOOOOOOOOOOOO!!!!!!!!!!!!!

Zwierzogród Moje(Nasze) Nowe życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz