Proces cz. 2

157 9 5
                                    

( 6.00 śródmieście zespół szkół prywatnych)

  Od kiedy Andre Bajer zaczął uczęszczać do jednej z najlepszych szkół w kraju, widok lisa ze slumsów wśród bogatych dzieciaków w mundurkach jeszcze był do zaakceptowania. Jednakże widok małej ciężarówki, z graffiti przedstawiające półnagą (tu sprawdzić jakie to było zwierze), błyskawice, broń, z wnętrza której dało się słyszeć agresywne słowa metalowej piosenki, wokół której stały same drogie nowe samochody prosto z salonu był zdecydowanie groteskowy, śmieszny i absurdalny do tego stopnia, iż wszyscy obecni mieli wrażenie, że znajdują się w  ukrytej kamerze.
 Tylne drzwi campera otworzyły się z hukiem. Teraz słowa piosenki było słychać głośno i wyraźnie. Ze względu na ich niezwykle wulgarną treść i brak jakiegokolwiek przesłania, pominiemy ją w opisie.
-Pamiętaj młody!-rzucił Finnick wychylając się przez szybę od strony kierowcy. Na nosie miał swoje przyciemniane okulary.-Później odbiera cię ojciec!- czuć od niego było tytoniem, innym mniej legalnym palonym zielem, oraz skórą. Po chwili z tyłu wyszedł Dre.
-Dobra, dzięki, że mnie podwiozłeś. Fajną muzykę puściłeś.-dopowiedział jak zawsze z nienagannym entuzjazmem.
-Wieczorem sobie posłuchamy, jak do was przyjdę.
-Dobrze, to cześć.-,machnął ręką, odwrócił się i poszedł. Fin podniósł tylko rękę. Fenek zmienił muzykę w telefonie, teraz leciał rap. Na moment zniknął, z widoku. Przeczołgał się do dużego bagażnika by zamknąć drzwi za synem Nicka. Na ściankach wisiały plakaty z porozbieranymi samicami wszystkich gatunków, na podłodze stały podejrzane torby, a pod przegrodą oddzielającą część kierowcy od tylnej, stały cztery duże głośniki przywiercone do tej przegrody. Inne mniejsze wisiały w kątach przy dachu.
 Tak się złożyło, że akurat za camperem przechodziła grupa licealistów, ci mimo, że w uniformach szkolnych wyglądali na rasowych imprezowiczów i szkolnych zawadiaków. Oczywistym było, że zajrzeli do środka pojazdu słysząc rap i czując mieszankę pewnych ziół oraz spalenizny.
-Łooo.-powiedział jeden, był gepardem, jako pierwszy odważył się zajrzeć do środka i spojrzeć Finowi w twarz, gdy ten już trzymał kij bejsbolowy.-Dilujesz?-zapytał nie tracąc pewności siebie.
-A co byś chciał?-lis odłożył kij ponieważ, wyczuł interes do ubicia.
-Ładnie tu pachnie.
-Proch, tytoń, tabaka, coś na uspokojenie, czy skupienie?
-Proch?
-Mam profesjonalne środki pirotechniczne. Race, granaty dymne na poziomie policyjnym. No i parę innych ciekawych rzeczy.
-A masz fajki?
-Zwykłe czy z dodatkami?
-Jakimi dodatkami?-zapytał chłopak, zdawał się być coraz bardziej zainteresowany ofertą Finna, tak samo jego koledzy/
-A na przykład mieszanka tytoniu z pewnymi ziołami.-zaproponował z szatańskim uśmiechem na twarzy.

( dziedziniec szkolny)

 Lisek wybiegł na duży plac. Zewnętrzna część była wyłożona kostką, natomiast  na wewnętrznej rosła trawa, drzewa, i różne krzaki. Adnre szukał swojego nowego kolegi, tygrysa Johna. Rozglądał się, ale nigdzie nie mógł zobaczyć. Po kilku minutach bezowocnych oszukiwań, zrezygnowany wrócił do budynku szkoły. Przeszedł przez zatłoczone korytarze, by stanąć przed wielką interaktywną tablicą. Korzystało z niej dwójka innych zwierząt, ale tablica była wielozadaniowa, więc Dre również mógł z niej skorzystać. Otworzył panel do wyszukiwania planów lekcji i szukał swojej sali. Klasa do biologii dla uczniów podstawówki znajdowała się prawie na drugim końcu budynku na najwyższym piętrze. Gdy to zobaczył, popędził przed siebie, manewrując między nogami starszych zwierząt. Koło schodów ktoś nadepnął mu na kitę.
  Poczuł przeszywający ból i przewrócił się na twarz. Miał ochotę się rozpłakać, ale musiał być silny. Miał wrażenie jakby ktoś oderwał mu ogon, poza tym strasznie bolała go twarz, a w szczególności nos. Powoli się odwrócił na plecy ze przeszklonymi od łez oczami.
-Przepraszam! Nic ci nie jest?-to była jakaś dziewczyna. Należała do nieznanego mu gatunku, ale była wyższa od jego taty i trochę przypominała wilka, tylko miała ciemniejsze futro, wyższe uszy. Miała na sobie jasnozielone ubrania z białymi wstawkami. Mogła mieć jakieś piętnaście szesnaście lat.
-Nie.-odpowiedział żałosnym głosem lisek pociągając nosem. Przypadkowo jego urok tak oczarował dziewczynę, że ta wydała ciche "Ooo".
-Julia.-zawołał ją ktoś z tyłu. Chłopak był do niej podobny tylko był o głowę wyższy. Spojrzał na leżącego Dre. W tym momencie lisek zdał sobie sprawę, że pod wpływem emocji zasłonił się plecakiem który przesunął sobie na brzuch. Wyglądało to tak, jakby ta psowata dziewczyna właśnie go pobiła.-Coś tu mu zrobiła?
-Przez przypadek stanęłam mu na ogonie i wywrócił się. zaczęła się tłumaczyć mocno gestykulując
-Tak było?
-Yhm.- znowu pociągnął nosem. Z tej perspektyw te dwa ssaki wydawały mu się olbrzymie, strach zżerał mu duszę. Nie mógł już zahamować łez, tym bardziej, że nos nie przestawał go boleć.
-Ech, trzeba go zabrać do pielęgniarki. No mały chodź.-nastolatek schylił się by go podnieść, ale lisek odsunął się.-No chodź, nic ci nie zrobię. O tak, zabiorę cię do pielęgniarki, żeby cię już nie bolało.-próbował go uspokoić.-O tak już dobrze, już dobrze.-wziął go w ręce i ułożył na barku, tak, że mógł położyć głowę na ramieniu i widzieć co się dzieje za jego plecami.
-Wezmę plecak.-powiedziała dziewczyna.
-Przynajmniej tyle. Ej mały, jak się nazywasz?
-Dre.-powiedział cicho. Zamiast bać się mniej, czuł większy niepokój. Pamiętał jak tat nosił go na barana. Nawet wtedy nie był tak wysoko ponad ziemią. Co innego oglądać to z okna domu, a co innego być niesionym przez kogoś nieznajomego, w dodatku tak wysokiemu.

Zwierzogród Moje(Nasze) Nowe życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz