Chwytaj dzień, pamiętaj o śmierci

590 32 17
                                    

(29 sierpnia 18.45)

 Dzielnica Rozrywki ostatnimi laty została bardzo rozbudowana. Od stadionu i pola koncertowego, w dwa lata do kilkunastu mniejszych większych boisk i stadionów, pięciu wielkich hal wystawienniczych, które z zewnątrz różniły się architekturą. Pierwsza z otwartym dachem dla sterowców była przeznaczona na pokazy monstertracków, motocykli i czasem poligon doświadczalny różnych szkół wyższych, dlatego jego budowa była bardzo nowoczesna, żeby pokazać kto ją sfinansował. Można by rozpisywać się nad każdą halą, jednak nijak miały się do dwudziestu sektorów imprezowych, zastawionych budami z jedzeniem, grillem, piwem i drobiazgami. Był koniec wakacji więc wszędzie pełno było zwierząt każdego gatunku i wieku. Na specjalne zasługi zasługiwało Przybrzeże. Mała plaża była mało opłacalna, więc aktualny burmistrz, za swojej wcześniejszej kadencji, kazał wybudować tu okazałą promenadę z dziesiątkami molo dla żaglówek i wycieczkowców. Wzdłuż szerokiej brukowanej ulicy, po lewej stały reustauracje z ogródkami i balkonami na piętrze, bary, puby, kluby nocne i dyskoteki. Większość budynków miała najwyżej trzy piętra nie licząc parteru i piwnic. Było tu też wiele hoteli, które dzięki wiecznie ciepłej pogodzie, zawsze były przez kogoś wynajmowane. Po prawej były małe stoiska i uliczni grajkowie. Oczywiście prawie wszyscy byli wcięci, ale studentów czuć było na kilometr.
Dla małego liska, którego całym życiem były opuszczone blokowiska z ubiegłego wieku i plac zabaw-złomowisko, to było coś pięknego.
 Setki mijanych zwierząt, tyle nowych zapachów, których woń potęgował jego wrodzony węch drapieżnika. I kolorowe, ozdobione budynki który każdy starał się być lepszy od drugiego. To tak go zaskoczyło, że dopiero gdy Nick machnął mu łapą przed oczami, Dre wrócił do naszego świata.
-Tu...jest....SUUUPEEERRR!-wykrzyczał pełen euforii.-Gdzie idziemy najpierw? Może coś zjeść, al...albo zagrać na tamtym stoisku, a może.... może....albo.... ŁAAŁ! Tam jest wesołe miasteczko! Tato proszeeeeeeeeee. NO CHOĆ!-ciągnąc z łapę ojca próbował go przesunąć. Nick uśmiechnął się i złapał go, podniósł i położył sobie na barana.
-Tak przynajmniej mi się nie zgubisz. FIN idziesz?!
-Ta już już.-tylko jemu nie udzieliła się dziecięca radość.

Wesołe miasteczko składało się z dwóch całkiem sporych karuzeli, kolejki dla maluchów albo małych ssaków, wieży ze spadającymi fotelami. Największymi ayrakcjami były koło młyńskie z którego można było zobaczyć całą dzielnicę i wieżowce Sawanny Głównej, oraz rollercoster z trzema pętlami i masą zakrętów i spadków. Wszystko stało na niewielkim cyplu wzmocnionym betonem i kamieniami.
-To gdzie najpierw?-spytał chłopiec.
Po kilku rundkach na karuzeli dla starszych, jeździe na spadających fotelach i kole młyńskim wszyscy byli głodni. Trzy lisy jeszcze raz przeszły przez promenadę, skręciły w ciasną uliczkę i wyszły na największy plac. Kiedy znaleźli sobie miejsce ustalili kto ma po co iść. Andre miał zostać i pilnować miejsc przy stoliku, bo wokoł pełno było innych ssaków rozglądających się za nimi. Dla bezpieczeństwa, Nick poprosił znajomego ochroniarza byka by go przypilnował. Sam zaś poszedł do kramu gdzie sprzedawali duże kawałki bażantów z grilla i prażone owady. Natomiast Fin poszedł po coś do picia. Po dwudziestu minutach wszyscy byli razem.
Najmłodszy zajadał się udkami z bażanta i świerszczami. Fenek jadł swoje danie czyli kupione po drodze kaczki z rusztu popijając piwem. Ponieważ Nick musiał być trzeźwy, pił razem z synem sok wiśniowy, zagryzając mięsem.
 Przez wielkie głośniki powieszone na palach, rozsianych po całym placu, wydobył się ryk speakera. Mówił o ostatniej szansie na zobaczenie manewrów wojskowych. Oczywiście Dre musiał to widzieć.
 Samoloty pokazywały powietrzne walki i gonitwy, dwa nawet spadły rozbijając się, a trzeci wybuchł w powietrzu. Na ziemi zaś co chwila wybuchały pociski i atrapy pojazdów pancernych. Pod koniec można było sobie zrobić zdjęcie. I tak Nick zrobił całą kolekcje jak mały lisek próbuje dosięgnąć sterów, albo  huśtać się na lufie czołgu, mały lisek miał na myśli Fina. Po kilku piwach nagle dostał poczucia humoru. Biednego Dre brzuch rozbolał i prawie się odwodnił przez płacz ze śmiechu. Potem tak wesoło już nie było, bo musieli uciekać przed ochroną. Coś tam Finnick pociągnął, zepsuł nie ważne już.  Kiedy wracali do samochodu, zaczął się pokaz fajerwerków.  Lisy znalazły sobie wolną ławkę i postanowili na koniec obejrzeć spektakl. Niebo dla chłopaka nigdy przedtem nie było tak kolorowe, jasne i różnorodne. Po dwudziestu minutach udało mu się coś powiedzieć. 

Zwierzogród Moje(Nasze) Nowe życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz