Newt
Moje stopy zatapiają się w morzu złocistego piasku, a spod chusty, którą mam przewiązaną głowę, leją się kropelki potu. Patrzę na słońce, które niemiłosiernie mnie pali i wnioskuję, że za niedługo nadejdzie noc. Wzrokiem taksuję każdego z naszej nielicznej grupy i widzę że każdy już opada z nóg. Wzdycham cicho, ponownie przecierając czoło z potu. Jedną ręką staram się sięgnąć do kieszeni plecaka, w poszukiwaniu butelki z wodą.
Gdy w końcu między moje palce łapię zamek, pociągam go w lewą stronę, by następnie grzebać w torbie, poszukując upragnionego napoju. Moja ręka jednak na nic nie natrafia, a ja wkurzony zdejmuję plecak z ramion i rzucam nim w piasek, przez co parę drobin rozsypuje się w wszystkie strony. Opadam szybko na kolana i wręcz rozdzieram otwór w szmacianym bagażu, by tylko w zasięg mojego spojrzenia trafiła butelka z cieczą. Widząc niebieski korek, wyciągam zdecydowanym ruchem plastikowy przedmiot i szybko go otwieram, przechylając w stronę swoich spierzchniętych ust gwint, z którego nic nie ucieka. Zaczynam gwałtownie trząść butelką, jednak nie ubywa z niej żadna, nawet najmniejsza kropla wody. Wkurzony do granic możliwości wyrzucam plastik dalej przed siebie, łapiąc się za głowę. Zginiemy. Nasze zapasy zaczynają się kończyć, niektórzy nie mają już wody, a jeżeli nie znajdziemy żadnego pożywienia, padniemy jak muchy.
- Newt? - słyszę nad sobą głos mojego przyjaciela, który zapewne patrzy na mnie zmartwionym wzrokiem. Nie chciałem nikomu pokazywać, jak bardzo jestem zdruzgotany sytuacją, w jakiej się znajdujemy, ale ten piach zaczął mi już chyba wydzierać mózg, przez co nie panuję nad własnym sobą. Niepewnie podnoszę wzrok ku górze, przez co moje brązowe tęczówki spotykają się z moimi przyjaciółmi. Potrząsam szybko głową, chcąc się opanować, by z nadmiaru emocji zaraz się nie popłakać. Puki żyjemy, musimy mieć nadzieję. Wstaję i zgarniam swój plecak, który ponownie zawieszam na swoich ramionach.
Bez słowa ruszam na przód, zerkając nad swoje ramię, by sprawdzić czy Thomas idzie w moje ślady. Niestety on, jak i reszta kompanii stoi w miejscu i wymienia między sobą niespokojne spojrzenia.
- idziemy? - pytam, chcąc dać reszcie do zrozumienia, że najwyższy czas już iść w dalszą drogę.
Po chwili ponownie się odwracam za siebie, by jedynie utwierdzić się w przekonaniu, że nikt za mną nie idzie.
- Newt, nam też jest ciężko - odzywa się Teresa. Prycham zniesmaczony samym faktem, że się w ogóle odezwała. Od czasu gdy trafiła ona do labiryntu, jako jedyna dziewczyna, nie jestem co do jej osoby przekonany. Ona nie wie co to znaczy przez trzy lata wychowywać się wśród czterech, kamiennych ścian, z poczuciem, że nigdy możesz się stąd nie wydostać. Czasem żałuję, że żadna inna dziewczyna oprócz niej nie trafiła do strefy. Żyłbym przynajmniej z utwierdzeniem, że istnieją jeszcze dziewczyny, którym można ufać.
- wiecie, może rozbijmy tutaj obóz. Zbliża się noc, więc i tak nie uszlibyśmy daleko. Jutro, z samego rana byśmy ponownie ruszyli ku górom. - wyszedł z propozycją Aris. Mimo że wydaje się cichy i nieśmiały, czasem się odezwie, lub sypnie jakimś pomysłem, lub swoim punktem widzenia. Za to go szanuje, choć nie powiedziałbym, że mu ufam. Choć w sumie, do towarzystwa wolę sobie wziąć go niż Teresę.
- A skąd weźmiesz drewno na opał panie wszystko wiedzący? - zapytał sarkastycznie Minho, zakładając ręce na piersi. Powoli rozglądam się po wszystkich obecnych, a moje spojrzenie zatrzymuje się na plecaku dziewczyny, który jest czymś wyraźnie napchany.
- Co masz w plecaku? - pytam, marszcząc lekko brwi i podchodząc do brunetki, która zaskoczona zsuwa szelki torby z kościstych ramion. Już myślę, że chce podrzucić mi plecak, lub komukolwiek, żeby pokazać co pełni jego zawartość, jednak głęboko się mylę. Torba zostaje przyciśnięta do piersi dziewczyny, która sztywno obejmuje go swoimi ramionami.
CZYTASZ
Nie pozwolę ci odejść //Newt
FanfictionGdy Ruth - dziewczyna z grupy B - zostaje porzucona przez dziewczyny ze swojego labiryntu, musi okraść śpiących ludzi. Zostaje jednak złapana na swoim uczynku, przez co zmuszona jest podążać z nimi...