2.

4.8K 239 98
                                    


Chłopak powoli ze mnie schodzi, jakby bał się, że gdy tylko będę "wolna" to ucieknę. Nic bardziej mylnego. Potrzebuję pomocy, choć branie jej od osób, które jeszcze chwilę temu chciałam okraść, jest ryzykowne. Rozglądam się po wszystkich, jednocześnie siadając. Jedna dziewczyna i parunastu chłopaków. Że ona nie czuje się nieswojo w ich towarzystwie.

- ja naprawdę przepraszam - mruczę cicho i rozmasowuje bolące nadgarstki. Ten blondyn, który na mnie wcześniej siedział, miał na prawdę mocy uścisk. - co ze mną zrobicie?

Chłopcy i jedyna dziewczyna patrzą po sobie zdezorientowani, a koniec końców wzrok każdego zatrzymuje się na szatynie, o brązowych oczach. Zapewne jest tu przywódcą. Przestraszona również na niego patrzę, a nasze spojrzenia krzyżują się. Wygląda na to, że się poważnie nad czymś zastanawia.

- Ruth? - do moich uszu dobija się cichy, męski głos.

Zaskoczona rozglądam się w poszukiwaniu źródła dźwięku. Między Azjatą, a dziewczyną stoi chłopak, który kogoś mi przypomina.

- Aris? - pytam samą siebie, a gdy z moich ust wyrwało się to imię, chłopak wręcz rzucił się na mnie i zaczął przytulać i rozpaczliwie coś mrucząc pod nosem.

- To wy się znacie? - odwracam głowę w stronę blondyna, który chwile temu na mnie siedział. Kiwam niepewnie głową, w geście potwierdzenia.

- byliśmy razem w labiryncie - tłumaczę. No cóż, w sumie dobrze że go tu spotkałam. Dzięki Arisowi, może nie dostanę bardzo srogiej kary. - martwiłam się o ciebie kretynie, a ty sobie uciekłeś razem z nimi?

- chciałem po ciebie wrócić, ale Thomas zaczął mnie ciągnąć w stronę swojego pokoju i nie miałem jak po ciebie wrócić, co z resztą dziewczyn?

Na wspomnienie o grupie nastolatek, które teraz pewnie bezczelnie śmieją się ze mnie, na moją twarz wpływa grymas. Nie mam ochoty wspominać o tym co się stało, a zwłaszcza chłopakowi. Bardzo lubił wszystkie z dziewczyn, nawet jeśli czasem były dla niego niemiłe.

- zostawiły mnie samą. Gdy się obudziłam, nikogo już nie było, a mój plecak zniknął. Okradły mnie i poszły, pewnie licząc na to że poparzeńcy mnie dorwą, albo umrę z głodu. Raczej mają racje - ostatnie zdanie mówię pod nosem, choć pewnie i tak każdy je usłyszał.

- Aris - spoglądam na osobę, która wygląda mi na przywódcę grupy - ufasz jej?

O matko, wszystko zależy od odpowiedzi mojego jedynego przyjaciela.

- tak, wierzę że nic nie ukradła, z resztą, jakby ukradła to byśmy to widzieli. Nie miałaby gdzie to ukryć.

Słowa chłopaka są przetwarzane. W duchu modlę się, by nie spotkała mnie żadna kara. Choć w sumie, należy mi się ona.

- okej, w takim razie witamy w naszej bandzie.

Oddycham z ulgą, a na moją twarz wkrada się mały, znikomy uśmiech.

- dziękuje - mówię.

- że co proszę?! - powietrze przedziera krzyk szatynki. - ona chciała nas okraść!

- ale tego nie zrobiła w porównaniu do ciebie - blondyn, którego wcześniej okrzyknięto imieniem Newt, wstaję z ziemi i podchodzi do mnie, by wyciągnąć w moją stronę rękę. Przyjmuję pomoc w wstaniu i otrzepuję swoje spodnie z piasku. - ty napchałaś swój plecak ubraniami, a potem po nocach kradłaś jedzenie innym. Ona ma usprawiedliwienie, w porównaniu do ciebie.

Oj coś czuję że z tą dziunią to ja się nie polubię. Za to ten blondyn wydaje się całkiem miły. Mimo że odciął mi przepływ krwi w nadgarstkach, nie wydaję się być taki zły. Już samo to, że stanął w obronie nieznanej dziewczyny jest dużym plusem, przynajmniej dla mnie.

Nie pozwolę ci odejść //NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz