Rozdział 3.

981 112 83
                                    

Nie wiedziałam, jak długo spałam, ale zdecydowanie potrzebowałam więcej. Tępy ból gdzieś pod czaszką pulsował, nie tylko sprawiając, że chciało mi się płakać, a irytując mnie na tyle, bym rwała sobie włosy z głowy.

Wczoraj wieczorem na balu wypiłam może dwie szklanki ponczu, nie sądziłam, że mogę nazajutrz tak cierpieć.

Z trudem podniosłam się z łóżka, zauważając, że całą noc spędziłam w pięknej sukience, a na drugą taką samą nie było mnie już stać. Cudownie. To by było na tyle z eleganckich kreacji, a przynajmniej przed wypłatą.

Noc. To określenie okazało się błędne, kiedy tylko rozsunęłam ciężkie kotary, a do komnaty wlało się światło wschodzącego dopiero słońca. Pierwsze promienie padły na tapczan w lewym rogu, pusty i samotny. Odkąd jedna z pokojówek, a konkretniej moja współlokatorka, odeszła przez ciążę z jednym z gwardzistów, nie mieszkałam już z nikim więcej. Królowa, która zarządzała służbą pałacową, nie potrafiła nas wcisnąć do jednego pomieszczenia, wyznawała zasadę, że dwie na komnatę to maksymalny wynik. A wychodziło nas nieparzyście, przez co byłam sama. Nie żeby jakoś specjalnie mi to przeszkadzało.

Potem promienie skierowały się w stronę szafy, więc przecierając oczy, podeszłam tam. Wybrałam codzienny strój i w okamgnieniu znalazłam się w łaźni, załatwiając swoje poranne sprawy. Kiedy wyszłam, spokojnym krokiem ruszyłam do kuchni.

W tym wszystkim brakowało mi jednego elementu, by ożywić się całkowicie.

Szklanki z wodą.

Gdy tylko dorwałam się do niej, czułam, jak radość ze mnie kapie i zalewa dopiero budzącą się do żywszego życia kuchnię.

W międzyczasie, kiedy podkradałam co nieco z blatów dla siebie na śniadanie (jadalnia dla służby zawsze była skromna w owoce, a ja nie wyobrażałam sobie bez nich dnia), do moich uszu dobiegły głos dwóch zrzędliwych i starych kucharek, zapewne nawet starszych od Fu czy świata.

- ... przyjeżdża, przyjeżdża - powiedziała smętnie pulchniejsza, krojąc pomidory. - Nie rozumiem naszej królowej - w tym momencie ucichły na ułamek sekundy, pewnie po to, by delikatnie skinąć głową, okazując szacunek królowej - może i to król, ale jakiś szalony i zwariowany. Popadł w obłęd po tym, jak stracił i żonę, i dzieciaka.

- Tak, tak, masz rację. Zupełną rację - przytaknęła ochoczo ta szczuplejsza.

- Ciekawe, czy to przez tę całą klątwę... - zastanowiła się, po czym wzruszyła ramionami. - No nic. Nieważne. Może chociaż nam podwyższą pensję, w końcu wykarmienie ostatniej głowy rodu Agreste powinno być nagradzane premią. Mam rację?

- Tak, tak, masz rację. Zupełną rację.

Temat został zamieciony pod dywan, a na ustach kucharek - a właściwie tej jednej - pojawił się nowy o księciu Nino i jego relacji z księżniczką Alyą. Przestałam więc podsłuchiwać, biorąc, co moje, i kierując się w stronę wyjścia.

Jednak na progu stanął Luka z takimi wypiekami podekscytowania na twarzy, że aż i mi zaczęła wracać energia.

Z początku mnie nie zauważył, więc patrzyłam na jego przystojne lice, ale zaraz skrzyżował swój wzrok z moim i tyle by było z obserwacji.

Zjadłam truskawkę, gdy się z nim więc witałam przyjacielskim uściskiem, przejechałam opuszkiem ubrudzonego owocem palca po jego zgolonym zaroście.

- Pięknie ci z tą kreską bojową - podsumowałam swoje dzieło, klepiąc go w miejscu, gdzie go ubrudziłam.

- Mi jest we wszystkim pięknie - odparł z zawadiackim uśmieszkiem.

Dwór Paris | MIRACULOUS - porzuconeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz