Rozdział 23.

346 48 18
                                    

— Baczność!

Nikt nie odważył się wziąć głębszego oddechu, nikt się nawet nie poruszył.

— Zanim przejdziemy do przyjemniejszej części poranka — zaczął generał — czyli oczywiście śniadania, musimy porozmawiać o rzeczach ważniejszych. Bowiem — tu podniósł głos i uniósł palec ostrzegawczo — wasze burczące brzuchy to już nie nasz problem.

Niektórzy, biorąc ostatnie słowa dowódcy za żart, prychnęli cicho ze śmiechu. I to był wielki, wielki błąd.

Czułem, jak robię się malutki niczym mrówka pod karcącym spojrzeniem generała Jacquesa.

— Ale z was przygłupy — burknął. — Teraz przeczytam podział na dwa legiony, którymi dotrzecie na północ.

Staliśmy w poczwórnym szeregu. Kim, Nathanael i ja ustawiliśmy się w trzecim, choć z początku zamartwialiśmy się, że może nie dotarliśmy na czas. Potem jednak dołączyło sporo innych chłopaków, co nas uspokoiło.

Generał Jacques rozwinął zwój, który trzymał w ręce. Niewiele widziałem z trzeciego szeregu, ale znad głów widać było sylwetkę dowódcy, który kolejno odczytywał:

— Legion Pierwszy: Luka Couffaine, Kim Le Chein — Kim i ja zerknęliśmy po sobie z rozbawieniem w oczach — Levis Croiss, Ravenn Mooren, Orlando Caven, Adrien... — generał Jacques wymieniał nieznane mi nazwiska jeszcze jakiś czas. Żadne z nich nie zawierało ani imienia „Nathanaela", ani jego nazwiska. Zmarszczyłem brwi. Nate wyglądał blado i ponuro.

— Nie martw się — szepnąłem, jedynie poruszając ustami.

Generał skończył wymieniać nazwiska i przedstawił nam naszego dowódcę legionu. Potem Jacques przeszedł do Legionu Drugiego.

— Tutaj na pewno domyślacie się, kto jest, ale i tak przeczytam. — Odchrząknął. — Nathanael Kurtzberg...

To wystarczyło, aby rozwiać wszelkie wątpliwości.

Nathanael spojrzał na nas posępnie. Kim, stojący obok niego, szturchnął go lekko ramieniem w geście pocieszenia. Na twarz rudego wpełzł cień uśmiechu.

— ... tak, to wszyscy. — Głos generała znów zwrócił nasze zainteresowanie. — Legion Pierwszy wraz z kapitanem wyruszy od razu po strawie wieczornej. Ze względu na bezpieczeństwo Legion Drugi zacznie marsz o świcie. A teraz po tym, jak zapełnicie swe brzuchy sytym śniadaniem, dostaniecie wycisk z podstaw szermierki.

Generał skinął nam głową i odwrócił się na pięcie, by wymaszerować. Wszyscy w tłumie odetchnęli z ulgą.

— Szermierka to pestka — głos Adriena wybił mnie z rozmyślań. — W pałacu miałem parę okazji do ćwiczeń — dodał nieśmiało, kiedy zarówno moje, jak i Kima oraz Nathanaela spojrzenia spoczęły na blondynie.

No tak, Pan Chodzący Ideał musi jeszcze umieć posługiwać się mieczem. Kto by się spodziewał? W głębi duszy prychnąłem.

— To nie może być takie trudne, nie?

Adrien zachichotał pod nosem.

— Nie, jeśli robisz to dla zwykłej frajdy, Luka. W walce idzie trochę... inaczej.

Uniosłem pytająco brew. Adrien westchnął.

Coś zaczęło świtać w mojej głowie. Złote włosy blondyna lśniły w świetle słońca. Przypominało mi to coś znajomego, ale także nieznanego.

Zastanowiłem się przez chwilę.

— Masz jakieś doświadczenie? — zapytałem, kiedy powoli kierowaliśmy się we czwórkę do namiotu po śniadanie. — To znaczy w walce?

Dwór Paris | MIRACULOUS - porzuconeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz