Rozdział 16.

412 59 13
                                    

Dedykuję ten rozdział tatianalux MalaBiedlonka Adriana20044002 za wsparcie w konkursie. ❤

Słońce dopiero przeciągało się i powoli wdrapywało się na niebo za pomocą swoich promieni, kiedy ja stałem na baczność w stajni, czekając na swoją kolej.

Przede mną stał Kim, a gdy go wywołano, przyszła i kolej na mnie.

— Couffaine — zawołał mój przełożony, a ja poderwałem się w miejscu i podszedłem do niego. — Twój grafik. — Mówiąc to, włożył mi do ręki zwinięty papirus i popchnął, abym szedł dalej.

Stanąłem przy wyjściu ze stajni, gdzie rozwinąłem zwój. Na papirusie czarnym węglem były rozpisane godziny dyżurów oraz daty. Musiałem przyznać, że skryba miał piękne pismo; wszystko było tak wyraźnie i schludnie napisane.

Nagle poczułem uderzenie czyjejś pięści o moje ramię. Podniosłem wzrok i ujrzałem szczerzącego się jak zwykle Kima.

— Hej, stary — rzucił, szykując zaciśniętą pięść do żółwika. Przybiliśmy. — Kiedy masz dyżury?

Pokazaliśmy sobie nawzajem nasze papirusy, po czym stwierdziłem:

— Czyli wygląda na to, że dzisiaj mamy wieczorową porę razem. — Kim wyszczerzył zęby w uśmiechu, który zaczął mnie nieco niepokoić. — To do zobaczenia!

Przybiliśmy sobie piątki na pożegnanie. Kim pobiegł pogadać jeszcze z chłopakami, a ja ruszyłem do pałacu, aby nic nie robić do końca dnia.

Kroczyłem po ścieżce wyłożonej kamieniami pomiędzy krzewami pełnych kwiatów, drzew owocowych oraz płaczących wierzb. I wtedy mój wzrok spoczął na barwnych liściach róż, hortensji, bratków, tulipanów… Wszystkie te rośliny, które boleśnie kojarzyły mi się z balem i jej uśmiechem.

Smakiem jej ust.

Dopiero kiedy ktoś potrącił mnie, uderzając łokciem w moje ramię, zauważyłem, że cały czas stoję w miejscu, a do tego wstrzymuję oddech. Wspomnienia na chwilę zostały zastąpione teraźniejszością.

Przyspieszyłem kroku, chcąc stąd uciec. I wtedy też zdałem sobie sprawę, że od tych paru dni nie odważyłem się wejść na dach. Byłem za słaby na ten natłok wspomnień.

Wszedłem do pałacu bocznym wejściem, znajdującym się obok kuchni, i zdjąłem płaszcz, zarzucając go na ramię. Tego dnia choć słońce już zawisło na niebie i nieco przygrzewało, to nie było zbyt ciepło.

Otworzyłem drzwiczki do kuchni, a kiedy się za mną przymknęły, podszedłem do blatu z półmiskiem z owocami. Usiadłem przy nim i obserwowałem pracę kucharzy. Idealne zajęcie na zabicie czasu i poznanie nowych, świeżych ploteczek pałacowych.

— Luka, jak ja cię dawno nie widziałam — zachichotała Colette; jedna z największych plotkar w tej kuchni. — Czyżby to przez ten bal? Tak długo leczyłeś się ze złego samopoczucia poalkoholowego? — zapytała, marszcząc brwi. Pokręciłem głową.

— Wypiłem tylko jedną szklankę ponczu. — To była prawda. Więcej ponczu nie tknąłem. Natomiast za winem kryła się już inna historia… — Poza tym pojawiałem się tutaj — odparłem, zmieniając temat. Bertille, najlepsza przyjaciółka Colette, usłyszała, o czym rozmawiamy i dodała trochę od siebie.

— Och, Cole, nie wydurniaj się! Myślę, że nasz malutki Luka musiał odbijać swoją śliczną siostrzyczkę z ramion jakichś chłopców. — Mrugnęła do mnie, a ja szybko kręciłem głową, przecząc. — No co? Juleka na pewno ma mnóstwo adoratorów!

Dwór Paris | MIRACULOUS - porzuconeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz