Rozdział 29.

262 39 6
                                    

— Nie wierć się, pani.

Kiwnęłam głową i wyprostowałam się. Sabrina dokonała drobnych poprawek przy mojej sukni, przyszywając przy rozcięciu w spódnicy koronkę, abym wyglądała jeszcze piękniej.

— Nie mów matce, ale muszę przyznać, że podoba mi się tu — rzekłam, zerkając na kucającą przede mną Sabrinę. — Jest inaczej, to prawda, ale nie jest tak brzydko, jak mawiała matka. Chociaż trzy komnaty, i to takie skromne, to za mało jak dla mnie.

— To prawda, pani — przytaknęła dwórka.

— Do tego to łoże nie jest tak duże, oby było choć miękkie. No, skończyłaś? Niecierpliwię się i nogi mnie bolą. Życie księżniczki jest męczące.

Sabrina dygnęła i odeszła dwa kroki do tyłu. Przekrzywiła głowę, jej rude włosy opadły na jeden bok.

— Spójrz na siebie, pani — przysunęła lustro — ale moim zdaniem, jeśli można, wyglądasz przepięknie.

Zeszłam z podestu i podeszłam do lustra, obserwując, jak długa spódnica sunie po ziemi, a wycięcie podkreśla moje długie i piękne nogi. Pomarańczowo-złoty materiał mienił się w blasku zachodzącego za oknami słońca, przez co wyglądałam magicznie. Obróciłam się powoli wokół własnej osi, spoglądając, jak układa się sukienka. Tym razem miałam biały gorset mieniący się złotymi drobinkami i rękawy z przezroczystego materiału.

— Mogło być lepiej, ale jako że ja we wszystkim wyglądam pięknie, to nic dziwnego — odrzekłam, przenosząc wzrok z odbicia w lustrze na Sabrinę.

— To jeszcze nie koniec, pani. Proszę, usiądź. — Odsunęła krzesło przed toaletką z lustrem. Usiadłam, czemu towarzyszył szelest spódnicy. — Najpierw nałożę tatuaż z płynnego złota na twą nogę, pani.

Skinęłam, a Sabrina zabrała się do pracy. Nie chciałam tego po sobie poznać, ale czując jej ciepłe palce nakładające na moją skórę farbę, na moment zabrakło mi powietrza. To było jak przyjemne poparzenie. Wstrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić zeń to uczucie.

Licz do dziesięciu. Jeden i oddech. Dwa i oddech...

Gdy Sabrina skończyła, podała mi lusterko, bym mogła zobaczyć z każdej strony malunek. Złote pnącza oplatały moją stopę, kostkę i delikatnie zahaczały o łydkę, najwyżej sięgając do kolana. Uśmiechnęłam się.

— Widać, że się postarałaś. — Mówiąc to, wstałam i podeszłam do jednej z moich torb; wyjęłam zeń sakiewkę i podarowałam ją dwórce. — Proszę. Nie roztwoń na głupoty.

— Och, pani. Jesteś zbyt łaskawa — powiedziała, dygnęła i...

Tak nagle.

Wytrąciła mnie z równowagi. Zabrakło mi słów na moment, tak jak i oddechu. Ruszałam ustami, szukając jakichś odpowiednich wyrazów, ale na nic nie wpadłam. Zostało mi jedynie stać bezczynnie ze zmieszaniem wymalowanym na twarzy.

Sabrina zamknęła mnie w niezdarnym uścisku; czułam jej ciepło, bicie serca, oddech. To było... nietypowe. I niesamowite.

Nie mogłam jednak pozwolić sobie na złą reputację, odciągnęła ją więc od siebie i nawet nie spojrzałam. Jak gdyby nigdy nic, podeszłam do lustra, by się móc podziwiać.

By móc zerkać w odbiciu na Sabrinę.

— Ach... — zarumieniła się prawdopodobnie ze wstydu — wybacz, pani. Posunęłam się za daleko.

Nie mogła być moją przyjaciółką, będąc zwykłą damą dworu. Nie i koniec.

Podeszłam do toaletki. Z kuferka, który na niej leżał, wyjęłam ten sam diadem co wcześniej i umieściłam go na głowie. Sabrina wcześniej upięła moje włosy w wysokiego kucyka, więc diadem idealnie leżał.

Dwór Paris | MIRACULOUS - porzuconeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz