Gdy tylko nastał zmrok, przeprawili się przez bramy Ostadriel i ruszyli na wschód. Okrągła, dębowa taradajka, eskortowana w centrum szyku przez szesnastu, uzbrojonych po zęby konnych, podskakiwała na dziurawym trakcie, rozbryzgując na pobocza głębokie kałuże. Deszcz padał co prawda tylko kilkanaście minut, ale strumienie wody wędrowały po ulicach Ostadriel i Zamurzu jeszcze bardzo długo, a porywisty wiatr wciąż miotał gwałtownie koroną drzew.
Athya wyjrzawszy przez taradajkę, dosięgła wzrokiem na horyzoncie samotne drzewo, pod którym jeszcze nie tak dawno czekał na nich osiodłany koń i z malowaną tęsknotą na twarzy wspominała Gorazda.
Igothlas wówczas obserwował ją kątem oka. Miał dość zadawania pytań, ponieważ Athya przyzwyczaiła go do strojenia sobie drwinek z jego wysiłków. Był chmurny jak noc rozpościerająca się nad nimi. Melancholijny i minorowy. Jeżeli się odzywał, to tylko po to, by wprawić Athyę w niepokój. Swoim zgorzknieniem zaraził także konnych, którzy widząc jego humor, starali się rozluźnić atmosferę płytkimi żarcikami, koniec końców doprowadziwszy Igothlasa do jeszcze większego zażenowania.
Przewodnikiem był Eitheladain, którego zadaniem było doprowadzić bezpiecznie parę królewską do Galii. Czasem wysforowywał się do przodu, niemal znikając z pola widzenia reszty eskorty, po czym wracał i monologował o ewentualnych niebezpieczeństwach.
Droga wiodła przez liczne trzęsawiska i bagna, odwiedzane nierzadko przez cuchnące kreatury, czyhające na okazję do zapolowania na ofiarę. Nieraz zdarzyło się, że pod kołami wozu strzelały szkielety zamordowanych, wyssanych z resztek mięsa zwierząt czy ludzi, a nawet wampirów. Czasem zmuszani byli do nieplanowanych postojów, mając za źródło światła jedynie pochodnie, pobudzając w umyśle Athyi najgłębsze fobie.
Teraz przeprawiali się przez Źrenice Diabła – przełęcz, z lotu ptaka przypominająca kocie oczy, uznawana za najniebezpieczniejszy teren w krainie Eborgoth. Znacznie natężywszy tempo, konni zmusili swoje rumaki do jeszcze większego wysiłku, choć wciąż wzorowo utrzymywali się w szyku.
Do Galii dotarli na długo przed świtem, przewracając tym samym cały kasztel i barona Adrielebora do góry nogami, który nie wyrobiwszy się na przyjęcie króla, przyjął bezpośrednio od niego kompromitujące w oczach poddanych eksklamacje.
Wkrótce po nich do Galii dotarła delegacja z Lokgalen, z baronem Glorrosirem Vert Romem na czele. Najdłużej wyczekiwano przyjazdu barona z Callene – Fingila Baarsa, lecz zgodnie z zapowiedzią zjawił się rankiem, eskortowany przez kilkudziesięciu łuczników, nazywanych Arkusami.
Z Nuengard nie dotarł nikt, a i nikogo się nie spodziewano.
W czasie wieczerzy, poprzedzającej wyprawę do Eregarlond, temat zajść w Nuengard ciągnął się godzinami, ale najintensywniej dyskutowano o miejscu powołania nowego barona. Podróż do lasu, przewyższającego niemal dwukrotnie Eborgoth, wymagała wielu przygotowań, reorganizacji programu rządu, a przede wszystkim zapasów krwi. A i nie wszyscy byli pewnie powrotu za swoje mury.
Michmartilreth była panią lasu i wszystkich stworzeń tam zamieszkujących, jednak coraz częściej zdarzało się, że wampiry przeprawiające się przez jej krainę przepadały bez śladu. Podczas wieczerzy doszło nawet do nieporozumień i głośniejszych utarczek, właśnie z powodu wyprawy do Eregarlond, lecz Igothlas uparcie powtarzał jak ważne jest dla niego przymierze z Michmartilreth, choć nie wyjawił wszystkich powodów, dla których zdecydował się na wędrówkę do lasu.
Jechał tam również po to, by wyciągnąć Athyę z Ostadriel i postawić ją przed obliczem Starej Czachrajki.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział krótki, bo przejściowy.
W kolejnym wreszcie uwolnię swoją wyobraźnię fantasy.
A tak swoją drogą, nie wydaje się Wam też, że ta cała podróż do Eregarlond jest bezsensowna? Jechać tam tylko po to, by wybrać nowego barona?
No jednak coś musi być na rzeczy. Igothlas ma chyba jakieś wątpliwości, co do jego papierowego małżeństwa.
Tylko po co ten szum?
Kurczę. Właśnie sobie uświadomiłem, że chyba sam nie umiem odpowiedzieć na zadane sobie pytania.
Jak widzicie jakieś błędy to piszcie!
CZYTASZ
Głosy krwi - część pierwsza
FantasyLudzie zostają strąceni przez wampiry do lochów, by służyć im jako pokarm. Już tylko Słońce wydaje się być jedynym ratunkiem przed zawłaszczeniem ich ziem. Kiedy w Lokgalen dochodzi do masowych samobójstw ludzi, sytuacja w mieście staje się tragiczn...