Rozdział trzeci

120 8 8
                                    

Rozdział zawiera wulgaryzmy oraz akt pornograficzny!

Zatrzymała się w bramie i uniosła lekko prawą stronę materiału kaptura, odsłaniając oko. Wygięła kark, odchylając głowę do tyłu i zaniepokoiła się. Niebo było zupełnie czyste. Na horyzoncie nie dostrzegła nawet najmniejszej chmurki, a słońce wisiało wysoko w zenicie. Powietrze było gęste, wręcz namacalne. Gruby kombinezon, który miała na sobie, nie pomagał, a dusił i drażnił jej ciało. Mimo to była zdecydowana. To, że słońce pokazało się w całej okazałości ma także swoje zalety, pomyślała. Wszak część handlowa, przez którą musiała się przeprawić była martwa.

Obejrzała się. Widziała za sobą tylko zakręcający tunel, będącym jedynym przejściem na dwór królewski. Zarzuciwszy kaptur, zakryła twarz z powrotem i pognała w stronę portu Eltara.

Gorący piasek dało się odczuć nawet przez skórzane buty z grubą podeszwą. Mogła osiodłać konia i zaoszczędzić sporo czasu oraz energii, ale bała się, że zostanie dostrzeżona. Wampiry miały wyczulone zmysły, a dźwięki kroków stawianych na piasku były dyskretniejsze, niżeli tupot końskich kopyt.

Coś zabrzęczało. Zatrzymała się na chwilę i dotknęła prawego biodra. Od razu odgadła, że jej tempo jest zbyt szybkie. W wewnętrznej części płaszcza wszyta była duża kieszeń, w której schowała pęk kluczy. Kiedy nabierała rozpędu – dzwoniły. Wyjęła je prędko i wsunęła w kieszeń spodni, gdzie było dużo ciaśniej.

Nigdy nie było łatwo wkraść się do izby Boriasa i ściągnąć klucze z poroża kozicy. Żeby dostać się do więzienia, były jej atoli niemożebnie potrzebne. Małym, srebrnym kluczykiem otwierała furtkę przedzielającą ogród z dworem królewskim. Stamtąd musiała szybko przedostać się do tunelu i używając większego, mosiężnego klucza otwierała bramę, wyprowadzającą ją na część handlową w której właśnie się znajdowała. Oczywiście musiała przy tym zachować czujność i nie dać się złapać wartownikom.

Tymczasem przestąpiła przez ceglany murek i znalazła się na głównym ryneczku. Wsparła się o pierwszy stragan, sapnęła kilka razy i przetarła lewą ręką nos. Na rękawiczce pojawiła się krew. Przez moment palce na dłoni rozdwoiły się. Wzrok stracił ostrość. Tylko nie to, pomyślała. Przykucnęła na chwilę i przeczekała ten trudny moment.

Śmierdzący rybami stragan kazał jednak jak najszybciej się od niego oddalić. Drewniana lada była co prawda pusta, ale woń porównywalna do nieumytej pochwy wsiąknęła w nią, a słońce smażyło na niej wnętrzności ryb. Nieprędko zjem coś z morza, pomyślała.

Ni stąd, ni zowąd na głównej alejce pojawiło się dwóch mężczyzn, którzy wyraźnie strudzeni ciągnęli zepsuty wóz z warzywami. Jeden wysoki i szczupły, drugi niski i puszysty.

Ukryła się z powrotem za straganem i nasłuchiwała, lecz nie słyszała nic innego oprócz stękania i pochrząkiwania. Nagle coś mocno chrupnęło i grzmotnęło. Jeden z wampirów zawył ze złości. Wychyliła się dyskretnie i spostrzegła, jak urwane koło wozu zatacza się w jej stronę, a wywrócone warzywa parzą się na gorącym piasku. Trzeba znaleźć inną drogę, powiedziała szeptem.

- Kurwa jasna! – wydarł się wampir. – Mówiłem! Nie przez tą stertę cegieł, głąbie!

- Zawrzyj gębę, Lenodiern! – Drugi wampir nie pozostawał dłużny koledze. – Sam chciałeś opitolić ten towar w porcie! Trzeba było zostać tu, na rynku, a nie ciągać ten karawan tam i z powrotem!

- Nie pierdol tylko zbieraj te warzywa i leć po koło! Zaraz nas tu ogień pochłonie!

Handlarze byli tak głośni, że ich echo niosło się aż po horyzont. Zgrzytnęła zębami z nerwów i wyjrzała raz jeszcze zza zasłony. Oderwane koło zatrzymało się niebezpiecznie blisko niej, na jakieś pięć, może sześć stóp, a jeden z kupców, ten mniejszy i grubszy, właśnie się po nie schylał. W okamgnieniu schowała się z powrotem za straganem i spuściła z siebie powietrze, kiedy usłyszała oddalające się od miejsca jej kryjówki kroki.

Głosy krwi - część pierwszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz