Rozdział trzynasty

37 4 0
                                    

 - Tobie też jest tak duszno? - Skierowała się z pytaniem najuprzejmiej jak potrafiła, ale wyszło jej to nad wyraz sztucznie.

Igothlas długo milczał tej nocy, co w odczuciu Athyi zwiastowało kłopoty. Ostatni raz tak milczał kilka miesięcy temu, kiedy razem podróżowali do Eregarlond.

Spacerowała z kąta do kąta. Nuciła, gwizdała, zagadywała, ale twarz króla wciąż okryta była ciemną chmurą. Z założoną nogą na nodze, oparty o wezgłowie, patrzył na swoje ruchliwe kciuki z nierówno obgryzionymi paznokciami.

Athya wreszcie sobie odpuściła i ledwo wstając z łóżka podeszła do okna, szeroko je otwierając. Zawiasy okiennic zaskrzypiały, a do pomieszczenia wpadło sporo kojącego powietrza. Na dworze jak zwykle wrzało od zgiełku, a z wieży te wszystkie istoty w oczach królowej wyglądały niczym owady.

Brzuch Athyi był już tak duży, że z łatwością mogła go oprzeć na parapecie. Ból jaki jej dziś towarzyszył mogła teraz potajemnie wyładować wykrzywiając usta. Nie chciała, żeby jej mąż dostrzegł, że jest coś nie tak. Starała się stwarzać pozory, okłamując wszystkich dookoła, że z ciążą radzi sobie świetnie.

Tak naprawdę zapomniała już, że Igothlas to wciąż jej mąż. Odkąd Borias odkrył przerażającą prawdę na temat jej zaplanowanej śmierci, król stał się dla niej wrogiem numer jeden.

Dziś miała wyśmienitą okazję, by go uprzedzić i zadać mu śmiertelny cios. Myślała o tym od niedawna, a z każdą kolejną nocą ten szalony pomysł wydawał się jej coraz bardziej możliwy do zrealizowania.

Zgasić wszystkie światła. Poczekać aż zaśnie. Wbić ostrze w krtań. Stłumić krzyk.

Tylko co potem? Gdzie ukryć ciało?

Cel wydawał się łatwy, ale zrealizowanie go piekielnie trudne.

- Chcę się z tobą kochać.

Athya jakby nie dosłyszała. Odwróciła głowę i rozchyliwszy usta spojrzała na niego pytająco.

- Nie pamiętam kiedy ostatnio współżyliśmy - stwierdził król. - To chyba leży w naturze mężczyzny, by zaspokajać swoje pragnienia.

Jego wyraz twarzy był iście kamienny. Nie cierpiała tego spojrzenia. Tych sprytnych oczu. Twarzy wyrzeźbionej z marmuru, choć żywej.

- Wiesz, że nie mogę - odpowiedziała sucho. - Jak mam sobie z tym poradzić?

Odwróciła się do niego, celebrując trud i położyła dłonie na brzuchu. Pogładziła go jeszcze czule, marszcząc czoło.

- No tak - stwierdził Igothlas kiwając głową. - W końcu i tak już dostałem wiele od życia. To przecież prawdziwy cud.

- O czym mówisz? - Zapytała.

- To cud, że jestem bezpłodny, a ty spodziewasz się dziecka. Nie sądzisz?

Athya przełknęła ślinę. Gorąca lawa zaczęła uderzać w jej skronie.

- Myślę, że powinieneś jeszcze raz zrobić badania. Postęp medyczny jest niezaprzeczalnie szybki.

- No tak - stwierdził z szyderczym uśmiechem. - W końcu jesteś mentorką biologii. Ty wiesz na ten temat więcej ode mnie.

Athya, który to już raz, odwróciła się w stronę okna. Dotarło do niej, jak trudny musiał być to dla niego okres. Nie tylko ona żyła przecież w kłamstwie. A kiedy oboje znajdują się tuż przed metą, jedna ze stron tego nie wytrzymuje.

Zawsze sobie powtarzała, że jest gotowa na najgorsze, ale w tym momencie zrozumiała, że oszukiwała samą siebie. Zdradzała go, choć żyła w dobrobycie. Choć był surowy i bezwzględny, kochał ją.

Głosy krwi - część pierwszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz