#27

91 7 2
                                    

Ashton spojrzał uważnie na Luke'a. Wiedział, że musi wypełnić misję. Przeniósł swój wzrok na Caluma, który wyginał swoje palce w różnych kierunkach ze stresu.

- Słuchaj Luke. - Lokowaty zabrał głos.- Wiem, że ci ciężko, ale musisz zobaczyć jeszcze dwie wizję. Pokażemy ci twoja przyszłość z Michaelem, albo bez niego.

Luke nie chciał tego robić. Miał dość emocji jak na jeden dzień. Nie wiedział, że mama Michaela tak podchodzi do jego orientacji. Nie wiedział, że przez ich związek sprawia mu tyle stresu i bólu. Uśmiechnął się smutno pod swoim zadartym nosem. Spojrzał na nich świecącymi i przepełnionymi rozpaczą oczami. Wciąż trzęsąc się usiadł powoli na zimnych, zakurzonych panelach. 

- Może to lepiej? - Spuścił wzrok na swoje zniszczone paznokcie. Zaczął skubać skórki. - Beze mnie będzie mu lepiej. - Z kciuka poleciała krew.

- Nie, Luke. - Odezwał się wystraszony Calum. Wymienił szybkie spojrzenie z Ashtonem.

- Zobaczcie, tylko przeze mnie cierpi. Teraz jego relacja z mamą się poprawi. - Złamał mu się głos. - Będzie szczęśliwszy. - Poczuł ścisk w gardle oraz silne pieczenie oczu.

- Chcesz wiedzieć jak tak naprawdę będzie wyglądać jego życie? Pokażemy ci. - Ashton był zdeterminowany.  Nim Luke zdążył zareagować świat zaczął wirować, a zimny wiatr owiał jego rozgrzane policzki.

Upadł na mokry chodnik. Rozejrzał się powoli po otoczeniu. Wstrzymał oddech gdy zauważył zużyte strzykawki oraz puste plastikowe woreczki porozrzucane po ulicy. Śmietnik po jego lewej stronie miał ślady po podpaleniu. Szybko wstał z brudnego położenia. 

- Co to do cholery jest?! - Zwrócił się przestraszony do dwóch kolegów.

- Tu teraz żyje Michael. Jego krucha psychika nie wytrzymała. - Szepnął Calum.

- Ale my tylko zerwaliśmy. - Luke nie mógł zrozumieć jak zerwanie mogło aż tak zniszczyć Michaela. 

Usłyszał krzyki za rogu budynku, pod którym stali. Okiennice w blokach wokół od razu się zamknęły jakby mieszkańcy wyczuwali, że dzieje się coś złego.

- Spokojnie Luke, przecież cię nie widzą. - Ashton położył mu rękę na ramieniu.

Zza rogu wybiegł młody chłopak ubrany cały na czarno. Jego ubranie było brudne i poszarpane. Na twarzy znajdowała się czarna bandamka z podobizną szkieletu szczęki. Biegł chodnikiem nie odwracając się za siebie. W rekach ściskał broń oraz ofoliowaną paczkę. Luke domyślał się co tam mogło się znajdować. Zaraz za nim biegli również ubrani na czarno mężczyźni. Po chwili po ulicy rozniosły się dźwięki strzałów oraz krzyków. Przebiegli obok nich goniąc chłopaka z paczką. Kiedy ich głosy zniknęły parę ulic dalej okiennice znowu się otworzyły. Tak po prostu. Jakby to było coś na porządku dziennym.

Nim Niebieskooki zdążył sobie cokolwiek pookładać w głowie jego towarzysze pociągnęli go do środka budynku przed którym stali. Drzwi otworzyły się bez żadnego problemu. Spojrzał na domofon zabezpieczający wejście na klatkę schodową. Guziki oraz ekran były stopione zapewne od zapalniczki. Czerwoną farbą napisane było "ssij". 

- Jesteście pewni, że Michael tu jest? - Nie chciał w to wierzyć. To zupełnie inna rzeczywistość.

- Tak, chodź. - Calum delikatnie popchnął go w stronę zniszczonych, stromych schodów.

Wchodząc powoli po niebezpiecznych stopniach szukali drzwi należących do Michaela. Mijając kolejne Luke zauważył, że w każdych jest co najmniej 5 zamków. To wcale nie poprawiło mu humoru. Na trzecim piętrze jedne z drzwi były otwarte. Stała w nich kobieta z wałkami we włosach, paląc papierosa. Z mieszkania dochodziły głosy bawiących i śmiejących się dzieci. Wpatrywała się w przestrzeń za nimi, jakby na kogoś czekała. Po chwili usłyszeli kroki na schodach. Mały chłopczyk przeszedł przez Caluma jak przez powietrze. Mulat skrzywił się lekko. Luke nawet nie wiedział czemu się temu przyglądał. Może po prostu było mu szkoda, że te dzieciaki muszą żyć w takiej melinie.

- Pan Anthony powiedział, że ostatni termin na spłatę z zeszytu mija za trzy dni i chcę wtedy widzieć pieniądze na ladzie w sklepie. - Jego prawdopodobnie mama wrzuciła papierosa do słoika koło drzwi. Uśmiechnęła się lekko, targając mu przydługie włosy. 

- Zanieś zakupy do kuchni, zaraz zrobię obiad. - Chłopiec odwzajemnił uśmiech i zaraz zniknął za progiem mieszkania. Nie zdążyła wejść do środka kiedy młodszy chłopczyk podbiegł do niej, uczepiając się jej sukienki. 

- Mamo, Michael naprawił już mój rower?

- Dziś Michael jest chory. Spytam się go jutro, dobrze? - Chłopiec wzruszył ramionami.

- Rano go widziałem i nie był chory. 

- Ale teraz jest. Koniec pytań. Idziemy robić obiad. - Zniknęli za drzwiami mieszkania.

- To było dziwne. Ona kłamała prawda? - Luke spojrzał na kolegów.

- Można tak powiedzieć? - Ashton zmieszał się, robiąc krok do przodu. 

Ruszyli za nim.

Dwa piętra wyżej znajdowało się mieszkanie Michaela. Jako, że wszystko przez nich przechodziło jak przez powietrze bez problemu znaleźli się w środku. Na podłodze było pełno śmieci. Najbardziej jednak Luke'a zmroził widok niekończących się pustych woreczków i strzykawek. Oczywiście domyślał się po czym są. Szli dalej do pomieszczenia gdzie widać było promienie słońca wpadające przez odchylone okno. Na niepościelonym łóżku leżała drobna postać. Luke modlił się w duchu by to nie był Michael. Doskonale widział bladą skórę i widoczne pod nią wystające żyły.

- Michael? - Niekontrolowany szloch opuścił gardło niebieskookiego. Łzy popłynęły po jego policzkach, a ręce zaczęły niebezpiecznie drgać.


--------------------------------------------------------------------------


Wszystkie błędy proszę wytykać ♥

Wyszedł do dupy przepraszam ://

✔️Not afraid of the dark 》muke✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz