Rozdział 1

429 42 10
                                    

Śnieżnobiałe żagle potężnych galeonów handlowych skrzyły się, gdy te mozolnie kierowały swoje długie kadłuby w stronę Południowego Portu. Przybywały tutaj do tego niewielkiego miasta razem ze słońcem, jakby przynosząc jego mieszkańcom nowy, piękny dzień. Postawione jeden przy drugim drobne domki wybudowane z jasnej cegły gromadziły się gęsto jak najbliżej brzegu. Drogi, które wiły się między nimi, niczym wąskie rzeki przecinały gładko ląd skomplikowaną, lecz misternie sporządzoną siecią uliczek. Ciepłe promienie porannego słońca igrały wesoło po jasnym bruku, z którego były wykonane.
Przez okno jednego z tych nadmorskich domków wpadał miły blask poranka. Delikatnie oświetlał proste, drewniane meble i przytulne, jednoosobowe łóżko mieszczące się w niewielkim pokoju.
Bangs szczelniej nasunął na siebie cienką kołdrę leniwie przecierając oczy.
Przewrócił się na drugi bok pragnąc ponownie zasnąć , jednak jasne światło wzywające go do powitania kolejnego dnia skutecznie mu to uniemożliwiało.
Ze zrezygnowaniem zwlókł się niespiesznie z łóżka, całkowicie się rozbudzając.
Dookoła niego jak zwykle roztaczał się niewielki bałagan - stosy książek rzucone były w kąt a ubrania walały się swobodnie po podłodze.
W przeciwieństwie do nieładu na ziemi, półki zwieńczone były mnóstwem starannie ułożonych bibelotów, do których Bangs miał szczególny sentyment. Głównie prezentowały one drewniane modele statków, które tak lubił kolekcjonować.
Chłopak sięgnął do nocnej szafki chudą dłonią błądząc nią po omacku.
Natknął się na niedoczytaną książkę, niewielki wazon z różami z ogrodu, które roztaczały miły zapach po pokoju oraz tak zawzięcie poszukiwaną pomarańczową chustę.
Z westchnieniem usiadł na brzegu łóżka starannie obwiązując ją sobie wokół głowy.
Zastanawiał się jak bardzo ten dzień będzie podobny do setek innych dni, jak bardzo wszystkie będą się ze sobą zlewać...
Kochał to miejsce.
Kochał ludzi, którzy tu żyją.
Kochał swój dom, swoich rodziców.
Kochał ogród pachnący słodkimi wspomnieniami.
I kochał patrzeć na morze każdego dnia...
Jednak to wszystko nie było już takie samo jak kiedyś.
Świat wokół wydawał się teraz... Taki pusty...
Nie, nie może teraz tak myśleć.
Ona nie chciałaby, żeby się smucił. Mimo wszystko.
Kto wie, może ten dzień będzie inny? Może coś się wydarzy?
Może w końcu znajdzie powód by choć jeszcze jeden raz zdobyć się na szczery uśmiech.
Odsunął od siebie wszystkie te myśli, by zająć się codziennymi zajęciami.
Przebrał się z piżamy w jaskrawożółtą bluzkę, brązowe spodnie do kolan i pasiaste pomarańczowo-cytrynowe skarpetki (Mmm... Owocowo xd).
Z łatwością wsunął na swój wąski przegub prostą bransoletę a następnie mozolnie skierował się w stronę schodów prowadzących na dół.
Solidne, dębowe stopnie skrzypiały cicho pod jego nogami.
W kuchni jak zwykle czekała na niego mama.
Długie, ciemnobrązowe, proste włosy delikatnie okalały jej sprażoną słońcem twarz.
Piękno delikatnej urody zakłócało widoczne zmęczenie kryjące się w jej piwnych oczach.
Ubrana w prostą, szarą, długą sukienkę
starannie zmywała naczynia nucąc przy tym cicho.
Była spokojną, pracowitą kobietą o łagodnym usposobieniu.
- Cześć mamo. - przywitał się od progu Bangs chwytając leżącą na stole kanapkę z masłem orzechowym.
Kobieta ucichła podnosząc wzrok znad zlewu w stronę chłopca.
- Witaj słońce. - odpowiedziała uśmiechając się delikatnie.
- Chciałabym żebyś poszedł na targ i kupił składniki na ciasto, które zamierzam dzisiaj upiec. Zrobiłbyś to dla mnie? - dodała kobieta.
- Mhm. - przytaknął jej z grzanką w buzi.
Zerknął przelotnie na wręczoną listę zakupów i wstał od stołu dziękując za posiłek.
Ojca o tej porze już dawno nie było.
Wychodził wcześnie do pracy i wracał dopiero w nocy.
Od prawie roku bardzo intensywnie pracował całe dnie, przez co Bangs nie widywał go za często.
To jedna z wielu zmian, jakie zaszły od tamtego ... zdarzenia.
Bangs nieśpiesznie zarzucił sobie przez ramię starą, wysłużoną torbę rzuconą w kąt przedpokoju i wkładając do niej kartkę z wypisanymi składnikami, skierował się w stronę wyjścia.
Przechodząc jeszcze koło lustra zerknął na swoje odbicie. Poprawił pomarańczową bandanę zawiązując ją dokładniej wokół głowy. Wychodząc z domu rzucił tylko przez ramię szybkie "niedługo wrócę".
Otwierając drzwi domu uderzył go miły powiew chłodnego wiatru.
Dzień był pogodny i słoneczny. Chmury sunęły leniwie po niebie a ptaki śpiewały w koronach drzew. Bangs ujrzał grupkę ludzi rozmawiających ze sobą w cieniu niewielkiego dębu. Gdy przechodził koło nich, głosy ucichły. Poczuł ich wzrok na swoich plecach, jego ciało przeszył niemiły dreszcz.
Nie dziwił się że się na niego patrzą.
Ludzie z miasta robili to bardzo często, nawet ci, których znał od bardzo dawna.
Choć wychowywał się w tym miejscu, to niektórych znał tylko z widzenia, wszakże trudno by było kogoś bliżej poznać, gdy większość omija cię szerokim łukiem.
Od zawsze był inny. Nie należał do rasy ludzi, ani żadnego innego gatunku, który by stąpał po ziemi. Można powiedzieć że był człowiekiem w około 21 procentach.
W końcu tyle zajmuje u ludzi szkielet...
No, te dwadzieścia procent na pewno.
Ten ostatni procent Bangs dodawał sobie ze względu na piegi, które dumnie nosił na twarzy.
Czuł się przez nie o wiele bardziej ludzki i przede wszystkim wyjątkowy.
Biologicznie rzecz biorąc nie był spokrewniony ze swoją obecną rodziną.
Nikt dokładnie nie wiedział, skąd się tutaj wziął.
Jego rodzice po prostu go przygarnęli, gdy był jeszcze bardzo, bardzo mały.
Wiele osób z wioski nigdy nie zaakceptowało go do końca, ale Bangs się tym zbytnio nie przejmował.
Wystarczająco już do tego przywykł.
Dalsza droga do targu mijała mu bez żadnych większych wrażeń.
Jak zawsze było tu mnóstwo ludzi.
Powietrze przesiąkało tysiącem zapachów, które łączyły i przeplatały się ze sobą.
To właśnie tutaj trafiała większość towarów przewożonych przez potężne galeony z wielu odległych stron świata.
Egzotyczne przyprawy, niezwykłe zwierzęta, niespotykane nigdzie dotąd owoce a także różnego rodzaju regionalne przedmioty o czasem naprawdę dziwnym przeznaczeniu...
Na wszystko to można było się natknąć właśnie tutaj.
Choć bardzo kusiła go ciekawość, nie zamierzał tego dnia odwiedzić większości barwnych sklepów oferujących te wszystkie wyjątkowe cuda.
Przedzierając się przez tłum (co chyba trwało całą wieczność) jakimś cudem Bangs dotarł do jednego ze stoisk.
Gdy już zapłacił za zakupy, zaczął zmierzać z powrotem do domu.
Zanim jednak całkowicie opuścił teren targu, ktoś przecisnął się obok niego wytrącając z ręki torbę.
Głuchy trzask torby rzuconej o ziemię dobitnie uświadomił go, że z zakupów nie zrobi się już nic jadalnego.
Bangs zdążył tylko dojrzeć ciemny kaptur znikający wśród tłumu.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ha, postaram się w wakacje umieszczać rozdziały systematycznie

(Czyli pewnie co tydzień)

Ale nie bijcie, jeśli jak wszystko na moim koncie nie będę i tego wstawiać regularnie .-.
Poświęcam temu całe moje serduszko, a to wymaga czasu ❤

Bajo! Do następnej części!

~Szop

Gᴅʏʙʏ ᴍᴏʀᴢᴇ ᴍᴏɢᴌᴏ ʙʏᴄ́ ᴅᴏᴍᴇᴍ | Cᴏʀᴘsᴇ ʟɪꜰᴇ |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz