W tym samym czasie Bangs i Perry byli odprowadzani pod pokład przez Johna.
-... Jaki człowiek wiesza na ścianie dywany?
Bangs z trudem powstrzymał się od śmiechu.
- Perry, gdzie żeś się tak uchował!? - spytał z rozbawieniem
- Na pewno nie z morskimi szaleńcami, którzy nie wiedzą do czego służy podłoga.
- Czekaj...to jak ty tutaj dotarłeś, skoro nie płynąłeś statkiem?
- Pieszo.
- A-ale z drugiego końca kraju zajęłoby by ci to-
- Ponad miesiąc? Tak, wiem. Ja szedłem trzy.
- ...Ale po co?
Perry poklepał Bangsa po głowie.
- Sądzę, że jak na razie dowiedziałeś się wystarczająco dużo. Nie zadawaj więcej pytań, bo jeszcze ci się czaszka przegrzeje od nadmiaru informacji.
- Dobra, dobra. Dam ci na dzisiaj spokój...
Ale nie traktuj mnie jak dziecka!
- ...
Małe babu.
- Perry!
- Pfff...już, już przestaję.
Zeszli razem z milczącym marynarzem wprost do jednego z kilku pokoi sypialnianych.
Każdy wypełniony był niezliczoną ilością zwisających z sufitu hamaków i drewnianych skrzyń na rzeczy osobiste chaotycznie rozstawionych wszędzie dookoła.
- Tutaj będziecie mogli spać. Przydzielam wam tylko jeden kufer, bo reszta jest zajęta.
Chłopcy równocześnie spojrzeli na swój dobytek - średniej wielkości torbę i wyszczerbiony kastet.
Zgodnie stwierdzili, że pojedyncza skrzynia im w zupełności wystarczy.
- Cieszcie się, że przynajmniej macie dwa wolne hamaki. Zwolniły się po tym, jak dwóch amatorów pożarł wąż morski.
Dziś macie wolne, ale dopilnuję, byście się nie nudzili, kiedy już kapitan przydzieli wam zadania. - rzekł z przygnębiającą niechęcią żeglarz, po czym zaczął wspinać się po schodach do wyjścia.
Zatrzymał się jednak w połowie i zwrócił głowę w ich stronę.
- A... Jeszcze jedno. Radzę wam zobaczyć start. To naprawdę niezły widok. - powiedział uśmiechając się półgębkiem.
Gdy tylko zniknął za drzwiami, chłopcy spojrzeli się po sobie.
- Kto ostatni na górze, ten gapa! - krzyknął Bangs wbiegając na schody.
Gdy tylko wysunęli głowy na zewnątrz, dowiedzieli się jak wielkie uniesienie panuje na statku przy wypływaniu w morze.
Wszyscy w pośpiechu biegali po całym pokładzie , a kapitan maszerował po statku wykrzykując polecenia do członków załogi.
- Nick! Tim! Rozwinąć żagle! Will ty im pomożesz.
- John, powiedz swoim kolegom, by podnieśli kotwicę!
Kilka osób popędziło w stronę ładowni, a trzech pozostałych zaczęło wspinać się w górę po linach niczym pająki. Reszta wykonywała dalsze komendy wykrzykiwane przez kapitana.
Niedługo potem potężne żagle rozwinęły się leniwie, chwytając wiatr niczym rozpostarte skrzydła.
Wyciąganej z wody kotwicy towarzyszył głośny chlupot i głuchy szczęk stali, który odbijał się głośnym echem o burtę.
Maszty wydęły się pod wpływem morskiego wiatru i statek nieśpiesznie ruszył w stronę lazurowej głębi morza. Fale miarowo popychały ich przed siebie. Skrzek mew żegnał ich z lądem oddalającym się od nich z każdą chwilą. Bangs po raz ostatni popatrzył za siebie, na znany mu od zawsze port, niknącą w oddali wioskę, miejsce, które dotąd nazywał swoim domem. Poczuł ciężar ręki na swoim ramieniu. Podskoczył zdziwiony odwracając się.
- Teraz twoim domem będzie statek, a matką morze. - powiedział John wyłaniając się jak spod ziemi.
- Będę tęsknić za tym, co zostawiam za sobą... - odrzekł dotykając swojego przegubu, na którym zawieszona była bransoleta.
- ... Hej, nie jesteś wcale taki niemiły jak myślałem! - dodał z uśmiechem.
- Phi! To jeszcze mało wiesz o załodze tego statku. - odparł na odchodne kierując się do ładowni.
Perry jakby znużony opierał głowę na rękach opadających na burtę i w milczeniu wpatrywał się przed siebie. Jego ogon miarowo kołysał się wraz ze statkiem.
- Jak myślisz, czy John nie kłamał z tym wężem morskim?
- Żartujesz sobie? Jasne że tak. Przecież sam by nie przeżył ataku takiego potwora. Jak już, to zginęliby wszyscy.
Bangs popatrzył się na jego z dezaprobatą.
- Chodziło mi o to, czy wierzysz w te legendy. - odparł kwaśno, widocznie nie dostając wyczekiwanej odpowiedzi.
Perry wysunął leniwie ręce przed siebie przeciągając się niczym kot.
- To tylko legendy, jak sama nazwa wskazuje. Zwykłe wytwory wyobraźni bojaźliwych ludzi nie potrafiących wyjaśnić prostych zjawisk. - wyrecytował monotonnie, zupełnie jakby czytał z książki.
Słońce chyliło się już ku zachodowi przybierając ciepłą barwę czerwieni.
Z nudów (oraz niepohamowanej ciekawości) oboje postanowili trochę powłóczyć się po statku ciesząc się ostatnim wolnym dniem jaki ich czekał podczas tej wielkiej wyprawy.
Wystarczyło jednak jedno srogie spojrzenie kapitana, by szybko zrezygnować z tego pomysłu.
Oboje zeszli więc pod pokład i zrezygnowani rozłożyli się na swoich hamakach.
Delikatnie kołysani przez fale powoli zapadli w sen.
Nocne niebo skrywały tego wieczoru gęste chmury. Nie było widać gwiazd - przewodniczek, tak często migoczących na nieboskłonie.
Mrok na statku nie trwał jednak długo.
Jak każdej nocy znikł przykryty blaskiem wesoło tańczących pośród cieni szmaragdowych światełek.
Jeden z marynarzy w ciszy chodził samotnie po statku rozpalając po kolei każdą kolejną lampę jasnozielonym płomieniem.
Było to bezpieczniejsze od rozpalania nie do końca bezpiecznego ognia, szczególnie na statku.
Pod pokładem wciąż pogrążonym w mroku, nękany ciągłymi koszmarami, zbudził się Perry.
Powoli usiadł na twardym, surowym posłaniu mamrocząc coś do siebie pod nosem. Jego nogi zwisały swobodnie z rozciągniętego hamaka.
Zastanawiał się czy pójść do Bangsa, czy spędzić bezsennie resztę nocy.
Westchnął ze zrezygnowaniem kładąc się ponownie pod swoim kocem.Z samego ranka Bangsa obudził kubeł zimnej wody wylany na niego przez jednego z marynarzy.
Wyskoczył z hamaka jak poparzony natychmiast zyskując pełną przytomność.
- Wstawać śpiące królewny! Trzeba wyszorować pokład! - mówił John z do połowy wypełnionym wiadrem w ręce rechocząc donośnie.
Perry również przemoczony od stóp do głów patrzył się na marynarza z wściekłością.
Chłopcy ruszyli za nim z niechęcią.
Statek dopiero budził się do życia, zmęczeni marynarze z nocnej zmiany kierowali się do swoich kajut zastępowani przez wypoczętych kolegów.
Bangs chwycił za miotłę i zaczął posłusznie czyścić skrzypiący pod wpływem fal pokład. Perry z niechęcią dołączył do niego z nieco mniejszym zaangażowaniem.
Po jakimś czasie oboje spostrzegli że marynarze zaczynają kierować się na przód statku. Na początku tylko kilku, lecz potem zaczęło ich się zbierać coraz więcej, aż przy burcie znalazła się połowa załogi. Mówili coś z niepokojem przekrzykując się nawzajem.
Bangs korzystając z okazji że zamiata pokład podszedł nieco bliżej grupki, by dowiedzieć się o co takie zamieszanie.
- To niemożliwe...
- Zamknij się Neo! To niemożliwe by to był Invictus ...
- Ale widać że to on! Nie poznajesz flagi?
- To był potężny czteromasztowiec! Nic nie było w stanie go zniszczyć! Jak do tego doszło?
- tylko nie mówcie że to sprawka sztormu bo nie uwierzę...
- Trzeba natychmiast powiadomić kapitana.
Bangs miał mętlik w głowie. Zaczął przeciskać się przez tłum. Przechodząc potknął się o czyjąś nogę i z impetem wpadł na burtę. Gdy już odzyskał dech (to szkielety wogóle oddychają? Xd) spojrzał się na morze pomarszczone przez fale. W oddali widać było przeogromny statek. Masywny okręt o ciemnobrązowej barwie i biało - czarnych żaglach unosił się spokojnie na wodzie. Jednak było z nim coś nie tak.
Z każdą chwilą gdy zbliżali się do obiektu ogarniał ich coraz większy niepokój. Zamiast czterech masztów, były tylko trzy, a czerń żagli okazała się śladami po ogniu. W grubych deskach było wiele bruzd i dziur po kulach. Z okrętu nie dochodziły żadne sygnały.~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Perry ma problemy ze snem?
W końcu ma coś wspólnego z Insomnią! :D
Haha... tha... nie...
Nieśmieszne Szopie,
przestań dręczyć postacie.
Wybaczcie za przerwę we wstawianiu rozdziałów,
ale problemy prywatne + musiałem
na nowo odnaleźć moją determinację >:3
Ale wróciłem i rozdziały będą dalej pisane, mam nadzieję, że tym razem równie regularnie jak wcześniej.Bajo! Do następnej części!
~Szop
CZYTASZ
Gᴅʏʙʏ ᴍᴏʀᴢᴇ ᴍᴏɢᴌᴏ ʙʏᴄ́ ᴅᴏᴍᴇᴍ | Cᴏʀᴘsᴇ ʟɪꜰᴇ |
FantasíaŚwiat, podobny do setek innych światów wysnutych z głów tysięcy wspaniałych pisarzy. A ty trafiłeś akurat na ten. Pozwól, iż potowarzyszę ci podczas tej przygody, o ile będziesz chciał zagrzać tu miejsca. Poznać, pokochać, bądź znienawidzić bohateró...