- Załatwione!- powiedział zadowolony z siebie Bangs wchodząc z powrotem do pokoju.
- Powiedziałem kapitanowi, że jesteś chory, wymiotujesz i nie chcesz nikogo zarazić. - obłożył Perry'ego kolejnym kocem. - Odparł że ma nas gdzieś, bo ma obecnie większe problemy na głowie. Więc chyba mamy z nim spokój na jakiś czas. - jego rozmówca zatopił się w miękkim materiale próbując opanować emocje.
- Tylko nie warz się powiedzieć o mnie komukolwiek, proszę.
- Spokojnie, jestem wspaniałym powiernikiem tajemnic! - usiadł obok niego na hamaku swobodnie wymachując nogami w powietrzu.
- To... Jak mogę ci dalej pomóc?
- N-nie musisz nic robić. Wystarczy że dasz mi trochę czasu aż ochłonę.
- Och. No dobrze.
Perry wziął głęboki oddech starając się nie myśleć o Albatrosie. Jednak kiedy przestawał przejmować się Ptaszyskami, począł przejmować się Bangsem. Co on teraz sobie o nim myśli? Czy tak naprawdę ukrywa przed nim wstręt i strach pod tą warstwą uprzejmości? Zadaje się z nim, bo nie pozostał mu już nikt inny? Naraził go na niebezpieczeństwo tak wielkie, że nie potrafił go nawet do końca zmierzyć.
Czuł się winny, że chłopak musiał poznać go od tej strony.
- Perry, wszystko gra? - nawet nie zauważył, kiedy zaczął drżeć.
-Nie wiem.
Jego myśli ucichły zamieniając się w głuchy szum. Zupełnie jakby same chciały się schować przed Bangsem.
Prawie podskoczył gdy jego ręka przejechała mu po prawym barku.
Na początku wydawała mu się być potwornie ciężka, jakby wraz z nią przytłaczały go konsekwencje wszystkich jego obaw. Potem jednak zaczęła przynosić kojącą ulgę. Zdawała się odpychać wszystkie jego problemy gdzieś w dal.
Bangs dostrzegł, że dziwne kolce z grzbietu zaczęły powoli maleć, aż wreszcie całkowicie znikły, zostawiając po sobie tylko dziury w ubraniach.
- Trzeba będzie to zaszyć.
- Tak, wiem... - wciąż było mu tak wstyd za to wszystko.
- No już, zdejmuj ciuchy.
- Bangs!
- Co? Mam w torbie coś tam na zmianę. Przebierzesz się pod kocem.
- Tyle że nie założę niczego od Ciebie.
- Niby czem- ach, no tak. Ogon. Wybacz, zapomniałem.
- Nie szkodzi.
-... Masz igłę i nici? - Bangs popatrzył się na niego krzywo.
- Nie wyglądasz na takiego, co potrafi szyć.
- A powiedz mi proszę, jak dokładnie wygląda osoba, która potrafi szyć?
-... Chyba znajdę nici w swojej torbie.
- No właśnie.
Perry przebrał się pod kocem i opatulony nim od stóp do głów wprawnie zaczął cerować znoszoną szatę.
Bangs stale przyglądał się jego zgrabnym dłoniom, które powoli tworzyły drobny ścieg na materiale.
Chłopak zauważył, że z tyłu cały jest pozaszywany. Zapewne przeżył już wiele emocjonalnych wybuchów swojego właściciela.
- Mogę Ci zadać kilka pytań? - spytał się w końcu przerywając ciszę.
- Dobra, ale tylko trzy. Na więcej nie mam siły ci dzisiaj odpowiedzieć. - Perry zakończył podwójną fastrygę i gładko odgryzł koniec nici.
- Zgoda. Chmm... Pytanie pierwsze: Czemu Ptaszyska nasłały na ciebie... to coś?
- Jad.
- Co?
- To coś ma imię - Jad.
- Dziwne... jakby słowiańskie czy coś.
- W każdym razie. Ptaszyska nasłały go na mnie, bo zapewne ktoś zdradził im miejsce mojej kryjówki. Chcą się pozbyć każdego, kto wygląda jak my.
- Ale dlaczego?
- Bo uważają nas za wybryki natury.
Zasłaniają się religią chrześcijańską nazywając nas demonami z piekieł. Chociaż to tylko bajeczka, którą wciskają ciemnemu ludowi. W końcu jaki sens miałoby nasyłanie jednego z nich na mnie? - Perry wymownie spojrzał się na swoje dłonie. Westchnął z ulgą upewniając się, że wciąż mają normalny odcień.
- Racja... Dobra, ostatnie pytanie: Czy... ten demon... kiedykolwiek przejmuje nad tobą kontrolę? No wiesz, tak całkowicie.
- Zadałeś mi już trzy pytania.
- Co!? Nieprawda!
- Pytanie o pytanie też jest pytaniem. - warknął szorstko.
- Grasz nie fair. Ale niech ci już będzie. I tak się kiedyś dowiem.
„ Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiał." - pomyślał Perry.Cały dzień spędzili w kubryku rozmawiając o głupotach, choć w głębi duszy oboje obawiali się tego, co może przynieść ich wyścig o życie, który toczył się teraz między kapitanem Cray'em i Albatrosem. Adonis musiał zboczyć z kursu, ponieważ wpłynięcie do zatoki Kristiansandu skutkowałoby niewyobrażalną katastrofą. Brnęli na wschód, w kierunku zielonych brzegów Szkocji, modląc się tylko o to, byleby zostawić nieprzyjaciela jak najdalej w tyle.
Gdy słońce już chyliło się ku zachodowi, a chłopców powoli zaczęło nużyć bujanie okrętu, drugi oficer ogłosił dobre wieści - z każdą godziną coraz bardziej oddalali się od piratów.
Nawet Perry ukojony tą nowiną spał tego wieczoru spokojnie.W nocy obudziło się jednak coś innego.
Coś, co trwało w uśpieniu tak silnie trzymane więzami cudzej woli.
Nie mogło pozwolić na to, by teraz Avium Justitia im uciekli.
A kiedy czegoś pragnęło, siłą to sobie brało.
Wstało swoim małym, ograniczonym ciałem z hamaka, poruszając nim niczym marionetką.
Bezgłośnie, niczym duch otworzyło drzwi i wyszło na górę.
Wystarczyło tylko niewielkie ziarno strachu, które musiał zasiać w sercach załogi.
Niech wszyscy wiedzą kto to zrobił, niech po całej przeklętej łajbie niesie się imię tego, którego o świcie spotka za to najgorszy los.
Wszakże jego dusza nie mogła być już bardziej przeklęta.
Miał już upatrzoną ofiarę. Kasztanowłosa dziewczyna włócząca się samotnie po pokładzie, stukająca drobnymi obcasikami o deski. Gdy szła czuło, jak wybijały w rytm zegara. Tik, tak, tik, tak...
Zupełnie jak czas, którego miała coraz mniej.
Kapitan wpadnie w szał, gdy dowie się, co stało się z jego córką.
Upiorne licho nie przewidziało jednak, że tym razem Serafine będzie miała towarzystwo. Słyszało rozmowę i tłumione śmiechy wypływające z ciemności.
Dwójka powoli kierowała się do zejścia pokładowego.
- Dobrej nocy Serafine.
- Widzimy się jutro wieczorem, prawda?
- Przyjdę równo o północy.
- To do jutra. Nie mogę się doczekać!
Rozmówca ze skrzekiem zamknął za sobą ciężką klapę.
Drapieżnik schował się za schodami czekając w skupieniu na przebieg wydarzeń.
Pogrążony jeszcze myślami we wcześniejszej rozmowie marynarz skierował się w stronę sypialni. Kątem oka dostrzegł jednak przyczajoną sylwetkę.
Tym czynem nieszczęśnik sam wyznaczył sobie marny los.
Teraz licho mogło zaatakować tylko jego.
Zanim zdążył wogóle zareagować, usidliło go brutalnie powalając na ziemię. Wepchało mu jego własną koszulę do ust skutecznie tłumiąc krzyk. Ciało marynarza katatonicznie wyginało się w panice, a kończyny machały we wszystkie strony próbując przerwać działania oprawcy. Nic to jednak nie dało.
Silnym szarpnięciem wybiło ramię z barku. Obwiązało materiał za plecami mężczyzny i zaczęło ciągnąć w stronę niewielkiego schowka na miotły na drugim końcu kubryku.
Wypełnione łzami oczy patrzyły na łamane o deski paznokcie, które próbowały zatrzymać posłańca z piekieł.- T̵̛̟̩͈̃̉ḛ̴̡̡̔̀r̶̙̫͖͛̊̑ȃ̷̢͎̀̈́z̸̮̺̹͆̽̽ ̵̠̉j̸͓̀̈́̋e̴̞͆̎̚s̸̨̺̪̾̀́t̴͉̗̄̓͘é̵̥̣̥̾ś̶͙̅́ ̵̜̼̻̇m̴̛̻̾̆ó̴͚̕j̴͈̹̘͝.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wróciłam do gry kochani!
Chyba najtrudniejsza część fabuły od strony pisarza jest już za mną hehe
Bardzo proszę, jeśli widzicie jakieś błędy, macie zastrzenia lub pytania, śmiało inormujcie mnie w rozdziale albo na priv!Bajo! Do następnej części!
~ wasz Nokturn
![](https://img.wattpad.com/cover/153000332-288-k872504.jpg)
CZYTASZ
Gᴅʏʙʏ ᴍᴏʀᴢᴇ ᴍᴏɢᴌᴏ ʙʏᴄ́ ᴅᴏᴍᴇᴍ | Cᴏʀᴘsᴇ ʟɪꜰᴇ |
FantasíaŚwiat, podobny do setek innych światów wysnutych z głów tysięcy wspaniałych pisarzy. A ty trafiłeś akurat na ten. Pozwól, iż potowarzyszę ci podczas tej przygody, o ile będziesz chciał zagrzać tu miejsca. Poznać, pokochać, bądź znienawidzić bohateró...