Rozdział 7

126 26 5
                                    

Statkiem wstrząsnęła seria potężnych wybuchów.
Już nie słychać było nawet wrzasków uwięzionych ludzi, którzy okazali się być tylko żywą przynętą.
Ostry zapach prochu strzelniczego mieszał się ze smrodem spalonego pokładu, którego poszarpane części wzleciały w powietrze.
- DO SZALUPY! - wrzasnął Tim, choć ledwo było go słychać przez huk wydzierający się z głębi statku, brzmiący niczym triumfujący ryk potwora.
Perry gwałtownie chwycił Bangsa za ramię z niebywałą szybkością pędząc w stronę burty.
Nagle coś gwałtownie odrzuciło ich do tyłu.
Kolejny wybuch przygwoździł ich do ziemi rozbijając w drzazgi część pokładu zaledwie kilka metrów od nich.
Kawał podłogi zaczął lecieć z prędkością pocisku wprost na Perry'ego.
Ten skulił się zasłaniając twarz rękami w obronnym geście, lecz nie odczuł spodziewanego ataku.
Gdy lekko opuścił dłonie ujrzał, że jego ogon sam zablokował cios rozbijając dechę na kawałki.
Powoli wstał z ziemi wciąż w lekkim szoku przez to, co się stało.
- Nieźle Ogoniasty! - krzyknął do niego Bangs przebijając się przez hałas.
- Nie nazywaj mnie tak. - wycedził przez zęby, choć nie był pewny, czy jego towarzysz dosłyszał odpowiedź.
Udało im się dobiec do burty cudem nie otrzymując większych obrażeń.
- Pospieszcie się! Statek zaraz się zawali! - krzyczał Tim siedząc już w szalupie.
Nie było szans, by dotarli na czas do łodzi schodząc po wysokiej ścianie statku.
Ta była tak podziurawiona, że nie nadawała sie nawet na ser szwajcarski.
Bangs popatrzył się na Perry'ego. Ten potrząsnął głową nie chcąc dopuszczać do siebie kolejnego lekkomyślnego pomysłu już gnieżdżącego się w jego głowie.
Bangs zrzucił się wprost z burty do morza.
- Idiota... - westchnął skacząc za przyjacielem.
Odgłos plusku z jakim zderzyli się z lodowatą falą był niczym w porównaniu z ogłuszającym hukiem statku plującym odłamkami.
Wpadli wprost w ciemną morską toń.
Pod wodą znajdował się tak odmienny świat od tego, którego znali...
Zewsząd otaczała ich przyjemna cisza, a potworne hałasy z powierzchni były tylko głuchym echem prawdziwego chaosu.
Zamiast palącego gorąca wybuchów odczuwali kojące zimno miarowo unoszących się fal. Trzeba było jednak opuścić tą bezpieczną i spokojną strefę.
Oboje wynurzyli się z morza podpływając do szalupy. Ogoniasty niezgrabnie, Bangs nieco bardziej umiejętnie.
Wdrapali się na łódź dysząc ciężko.
- To... Wy się męczycie? - spytał lekko zdziwiony Tim.
Widać, że raczej nie miał wcześniej za dużo do czynienia ze szkieletami.
- ...Stary, ale ty jesteś mało kumaty. - powiedział Perry przewracając oczami (a raczej okiem) i z westchnieniem dodał jeszcze:
- Męczymy się i odczuwamy temperaturę, choć w nieco mniejszym stopniu niż wy. - Popatrzył się na Bangsa, który widocznie lekko drżał po krótkiej, lecz dosyć zimnej kąpieli w morzu.
- N-nic mi nie będzie. - zapewniał z bladym uśmiechem widząc, że obaj się na niego gapią.
Zaczęli wiosłować w stronę swojego statku patrząc w milczeniu na tonący okręt wypełniony konającymi ludźmi, bądź już ich martwymi ciałami.
- Doprowadziliśmy do śmierci tyłu osób... - wyszeptał rozpaczliwie Bangs widząc ten przerażający widok.
- Nic nie mogliśmy zrobić... Jeśli nie przez nas, wszyscy pomarliby tam uwięzieni z głodu. Skróciliśmy tylko ich cierpienia. - odparł Perry pustym tonem nie wyrażającym żadnych emocji.
Tim odzywał się najmniej.
Patrzył się tylko tępo w stronę Adonisa nie zerkając za siebie.
Wyglądał na przerażonego do, no cóż... do szpiku kości.
Nie można było mu się dziwić, w końcu to on pociągnął za linkę...
Widać było, że bardzo się za to wini.
Poruszani miarowym ruchem fal spostrzegli, jak wybuchy powoli ucichły, a statek wręcz całkowicie zniknął w ciemnej otchłani wielkiego błękitu.
Nie było nawet najmniejszych szans, by ktokolwiek przeżył.
- Więc? Wyjaśnisz nam wreszcie o co w tym wszystkim chodzi!? Kim niby jest ten cały Albatros!? - spytał Perry.
Marynarz odwrócił wzrok. Widać było, że nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie w tej chwili.
- Tutaj się o tym nie mówi...
Tylko kapitan Cray będzie mógł wam to powiedzieć.
O ile uzna, że powinniście znać prawdę. - zapadła głucha cisza zakłócana tylko cichym szumem wody.
- Właśnie na naszych oczach umarli ludzie! Chyba mamy prawo się dowiedzieć co tutaj się dzieje! Należą nam się wyjaśnienia! - wrzasnął rozwścieczony wymachując wściekle ogonem.
- Jesteś na naszym statku tylko dlatego, że kapitan Cray okazał wam litość! Masz przestrzegać jego reguł! Powinieneś okazać chociaż trochę wdzięczności i uważać na swój niewyparzony język!
- Jeżu... Przestańcie się kłócić, pogarszacie tylko sytuację. - przerwał ich kłótnię Bangs.
- Dostaniemy się na okręt Perry, to dowiemy się, kto to ten cały Głuptak.
- Albatros. - poprawił go Tim.
- Tak, tak, Pelikan.
Więc nie ma powodów do wrzasków, wystarczy tylko uzbroić się w cierpliwość. - dokończył.
- Ygh... - mimo wszystko Ogoniasty postanowił zaczekać z usłyszeniem odpowiedzi.
Udało im się nareszcie dotrzeć na okręt.
Tim ze skruchą przyznał wcześniejszą rację kapitanowi i zdał raport z tego, co stało się z nieszczęsnym Invictusem oraz jego pasażerami.
- Mieliście szczęście, że uszliście stamtąd żywcem, zwłaszcza te żółtodzioby. - wskazał przy tym palcem na dwójkę szkieletów.
- Hej! - jęknął Perry z oburzeniem w głosie.
Lecz zanim ten dał upust swojej dalszej złości poczuł, jak coś delikatnie ciągnie go za kaptur.
Odwrócił się momentalnie nieco zaskoczony.
- Perry, chciałem ci tylko podziękować, wiesz za tamto.
Gdybyś wtedy mnie nie ostrzegł, gdy podnosiłem klapę...
- N-nie ma sprawy. - od razu złagodniał jąkając się nieznacznie. Wydawał się być nawet nieco... onieśmielony.
- W końcu na moim miejscu zrobiłbyś to samo... - burknął odwracając od niego wzrok.
Bangs uśmiechnął się do niego pogodnie.
- Mimo wszystko, jestem ci wdzięczny. - powiedział odwracając się na pięcie i kierując powoli siebie.
Perry skrycie wodził za nim wzrokiem wahając się co zrobić. Po krótkiej chwili jednak się zdecydował.
- H-hej! Zaczekaj! - krzyknął podbiegając w jego stronę.
- ... Chmm? - Bangs obrócił się do Ogoniastego.
Ten stanął przed nim jak wryty patrząc się na niego z głupiutkim wyrazem na twarzy. Wyglądał przy tym na naprawdę bezradnego.
- N-no bo mieliśmy...
Ech...
Mieliśmy się dowiedzieć kto to ten cały Albatros.
- O-och, no tak! Gapa ze mnie! Chodźmy więc spytać się kapitana! - ruszył wesoło w stronę kajuty, gdzie ten obecnie przebywał.
- ...Idziesz? - dodał spoglądając na Ogoniastego, który ciągle tkwił w tym samym miejscu.
- T-tak, tak, Już idę. - odparł ponownie wracając do rzeczywistości.
Niespiesznie dołączył do niego.

Oboje zapukali do drzwi od kajuty kapitana.
Po chwili milczenia ze środka dobiegł ich znajomy głos pod postacią krótkiego "Wejść".
- Kapitanie, chcieliśmy-
- Wiem po co przyszliście. - mężczyzna stał przy oknie wpatrując się w nieskończone morze otaczające ich ze wszystkich stron.
Powoli zwrócił się w stronę szkieletów.
- Ale nie dostaniecie tego ode mnie.
- Oj no bez przesady! Omal tam nie zginęliśmy! Chyba mamy prawo wiedzieć co próbowało nas zabi- słowa Perry'ego przerwało głuche uderzenie pięścią o blat stołu.
- Będziecie wiedzieli tylko o tym, o czym będę raczył wam powiedzieć.
A ta wiedza akurat nie jest wam ani trochę potrzebna. - powiedział Kapitan Cray rozcierając obitą dłoń.
- Wynoście się z mojej kajuty zanim skończy się moja cierpliwość i odpowiednio was ukaram za tą całą niesubordynację i pyskowanie - dodał cedząc przez zęby.
- Ech... Chodźmy stąd Bangs. - wymamrotał Perry bez pytania łapiąc go za ramię i wyprowadzając z kajuty.
- Ja nawet nie pyskowałem! Widocznie się na nas uwziął i tyle! - marudził Bangs.
- Rasista jeden. - zgodził się z nim Ogoniasty.
- Rozumiem, że to jego statek i tak dalej, ale i tak nie powinien się tak rządzi-
W-woah, woah! Zaraz, gdzie ty mnie ciągniesz? Pokoje są w drugą stronę!
- Muszę z tobą pomówić.
- Właśnie rozmawiamy!
- Na osobności inteligencie.
- Oh, okej.
Zeszli do małego zaplecza na miotły.
Wyglądało... No cóż, jak każdy przeciętny schowek na środki czystości.
Mimo to nie pachniał czystością, a raczej brudnymi ścierami przesiąkniętych odorem rybich szczątków.
- Czemu wszystko na tym statku musi cuchnąć zdechłą rybą!? - marudził Perry zamykając schowek na klucz z głośnym trzaskiem.
Odwrócił się z ciężkim westchnieniem irytacji do Bangsa opierając ręce na miednicy.
- Za wszelką cenę nie możemy się spotkać z Albatrosem. Nigdy nie powinien się dowiedzieć o naszym istnieniu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Yoooo! Tutaj Polsat!
Mam nieco informejszyn dla was, więc mi czytać bo to ważne!
Po pierwsze, jak chyba wszyscy tutaj obecni, wracam do szkoły... Więc rozdziały mogą się pokazywać o wiele rzadziej... Wiem... Ja też ubolewam przy tym fakcie...
Jednak za każdym razem będą się one ukazywać o stałej porze: niedziela godz. 18.00
Żebyście nie musieli sprawdzać non stop kiedy wstawiam a kiedy nie xd.

A tak z dobrych wiadomości.
Co powiecie na to, by nad każdym rozdziałem była umieszczona muzyka wprowadzająca w klimat danej części? :D
Zazwyczaj będą to utwory przy których je piszę ;3
Oczywiście czekam na wasze zdanie na ten temat w kom.

Bajo! Do następnej części!
~Szop

Gᴅʏʙʏ ᴍᴏʀᴢᴇ ᴍᴏɢᴌᴏ ʙʏᴄ́ ᴅᴏᴍᴇᴍ | Cᴏʀᴘsᴇ ʟɪꜰᴇ |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz