2. [lovino]

2.3K 210 344
                                    

już tydzień wakacji minął;; gdzie mój czas??

***

Ugh. Antonio to głupek. Czemu nadal się ze mną zadaje?

Po co skupiać się na lekcji biologii? Miałem ważniejsze rzeczy do obmyślenia. Na przykład to, jak kilkanaście minut temu na korytarzu Hiszpan nagle mnie przytulił. Dobra, może i byliśmy... ech, kolegami, ale bez przesady. Tylko dziewczyny się nawzajem przytulały. No i pary. Byłem pewien, że Tonio wiedział, że jestem chłopcem, więc nie mógł próbować jakoś mnie poderwać. Chociaż jego, tfu, przyjaciele chyba byli homo, czy inna cholera, więc kto tam tego Antonio wie...

No dobrze, przytulanie przytulaniem. Może tak okazywał przyjaźń. W takim razie musiał być naprawdę tępy. Po co mu to było? Dlaczego nadal nie zauważył, jaki jestem naprawdę i że w końcu nieumyślnie go zranię? Często przecież nie do końca panowałem nad tym, co mówiłem. Mogłem kogoś zwyzywać od najgorszych i dopiero dłuższą chwilę później uświadomić sobie, że to zrobiłem. To dlatego nie miałem zbyt wielu przyjaciół. Nikt ze mną nie wytrzymywał za długo.

Dziewczyny to co innego. Bycie miłym dla nich było dla mnie czymś naturalnym. Zasługiwały na zdecydowanie większy szacunek niż chłopcy, którym w wieku szkolnym to chyba odbierało umysł. Dodatkowo one mnie lubiły, a ja je. Cóż, urok osobisty.

A może Antonio czuł się dziewczyną? No kurczę, jaki normalny chłopak byłby w stanie mi powtarzać, jaki to ja jestem uroczy? (Oprócz mojego braciszka i tego zboczeńca, Francisa, oczywiście).

Wniosek: kiedy Toni się ogarnie, dowie się, jaki jestem okropny i to się skończy. Koniec z komplementemi, troską i jego wkurzającą, przesadną radością. I, co gorsza, z pomidorami. Aż mnie serce zabolało. Gdybym nie dostawał od niego dostaw jedzenia niemal codziennie... Jak ja bym to przeżył?!

Miałem więc dwa wyjścia. Albo iść na odwyk już teraz i powoli oddalić się od Antonio, albo spróbować wstrzymać swój niewyparzony język i starać się utrzymać tą przyjaźń. Oba rozwiązania wydawały mi się tak samo straszne i niewykonalne.

Dobra, spróbuję. Czego się nie robi dla pomidorów?

A przynajmniej próbowałem sobie wmówić, że właśnie o nie chodziło. Nieważne. Tylko pomidory. Ile do końca lekcji?

Uniosłem głowę z ławki. Wszyscy coś pisali w zeszytach. Ech... jeszcze około pół godziny. Zdążę się wyspać. Czemu w szkole nie ma wyznaczonego czasu na drzemki? Beznadzieja. Przecież ich potrzebowałem do życia. Zamknąłem oczy. Tylko na chwilkę...

Nagle usłyszałem dzwonek. Poderwałem się z miejsca. Jednak przysnąłem? Miło. Przerwa, w końcu.

Nie zdążyłem nawet przekroczyć progu klasy, gdy dopadł mnie Antonio. Niczym jakaś cholerna choroba, złapał mnie swoimi szponami za ramię. Idiota.

  – Hej, Lovi! Stęskniłem się!

Wziąłem głęboki oddech. Poświęcenie dla pomidorów czas zacząć.

Wymusiłem na sobie uśmiech.

  – Cześć, Tonio!

I wydech. Widzisz, Lovino? Nie było aż tak trudno. Dasz radę.

Carriedo opadła szczęka. Wow, umiałem nie przeklinać go co drugie słowo i nawet się do niego uśmiechnąć. Aż takie zaskoczenie?

Dobra. Miał rację. Też bym się tego po sobie nie spodziewał.

  – Oooch, to było takie słodkie! Jesteś kochany. Ale, dobrze się czujesz?

  – A muszę się źle czuć? Nie mogłem chcieć ten jeden raz spróbować być miły, debilu? – warknąłem. Ups. O tym właśnie mówiłem. Ciężko mi się kontrolować pod tym względem.

  – Nie, nie, tak tylko pytam~. Jeśli chcesz, to proszę bardzo, mi pasuje.

Antonio objął mnie ramieniem z tym swoim głupim uśmiechem i poprowadził przez korytarz.

Spokojnie, Lovino. Nie wyrywaj się. Ludzie wcale się nie gapią. Dasz radę, przeżyjesz te dziesięć minut z tym idiotą. Wytrzymaj, a czeka cię nagroda.

A jeśli Antonio nie da mi za to pomidora, to go zamorduję.

Teraz chyba coś do mnie mówił z uśmiechem przyklejonych do ust.

A ja prawie dostałem zawału.

Na naszej drodze pojawiły się Bella i Elizabeta, chichocząc pod nosem. Co? A, tak, Antonio nadal obejmował moje ramiona. Nie. Nie mogę tak dłużej. Mój wizerunek u dziewczyn zaczął upadać. Tak nie może być. Wyślizgnąłem się z uścisku.

  – Hej – przywitałem dziewczyny z uśmiechem. – C-co u was?

Było dość niezręcznie, będąc tak pod dziwnym spojrzeniem Hiszpana. O co mu chodziło?

  – Ach, miło was widzieć. Przyjemny dzień, prawda? Jest cudnie – odezwała się Belgijka.

  – Tak, tak! Ale nie będziemy przeszkadzać chłopcom, prawda, Bella?

Blondynka pokiwała głową, wraz z przyjaciółką pomachała nam i odeszły.

Miałem ochotę zdzielić Antonia. Przez niego nie mogłem z nimi nawet porozmawiać.

  – Nie smuć się tak – poprosił. Już, już miałem się na niego wydrzeć, kiedy ten zanurzył rękę w torbie i wyjął z niej najpiękniejszy wytwór świata. Pomidor.

Ten to wie, jak mnie pocieszyć. Chwilowo.

Mimowolnie prychnąłem i wyrwałem mu owoc z ręki.

  – Czemu tak się patrzyłeś? – odezwałem się, wepchnąwszy sobie pomidora do buzi. Niech nie myśli sobie, że będę się przy nim starać aż tak i będę kulturalny. Mogłem mówić z jedzeniem w buzi ile tylko mi się podobało.

Nijak nie skomentował mojego zachowania.

  – Co masz na myśli?

  – Nie myśl, że nie zauważyłem twojej aury i morderczego spojrzenia.

Antonio zaśmiał się i podrapał się po karku.

  – O nie, zaraz koniec przerwy! Nie mogę się spóźnić przecież. Cześć. – Krótko mnie pogłaskał (co, do cholery?), zahaczył palcem o mojego odstającego loczka i uciekł. Byłem pewnien, że zrobił to specjalnie. Chciałem się na niego wydrzeć, że to bolało, ale niech mu będzie ten jeden raz. No i miałem przecież się jakoś pilnować. Zacisnąłem wargi.

Swoją drogą, to było dziwne. Normalnie by zamęczał mnie swoją obecnością aż do dzwonka. Do niego zostały jeszcze jakieś dwie minuty, a Antonia już nie było w zasięgu mojego wzroku. Co znowu zrobiłem nie tak...?

PomidoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz