czujecie już te święta? XD
czemu ten ship hm... ZA BARDZO LUBIĘ WYZWANIA. I NO TAK WYSZŁOnie wiem czy mówiłam więc alfonso=portugalia i romeo=seborga
***
Dawno nie widziałem się z rodzeństwem i wiecznie zapracowaną mamą. Te święta były dla mnie szczególnie stresujące, bo nawet tata, który niby ze mną mieszka, rzadko kiedy ma dla mnie czas i nagle stwierdził, że spędzimy je wszyscy razem. Nie wiedziałem, jak się zachowywać. Czy wszyscy będą udawać, że jest jak dawniej? Będzie strasznie niezręcznie? Nie wiedziałem nawet, na co się nastawić i przygotować. Jedno jest pewne - na porażkę. Kocham moją rodzinkę, ale nie chcę znowu skończyć z widelcem wbitym w rękę.Zajrzałem do kuchni. No tak, oczywiście, że będzie spaghetti... I wino. Mnóstwo wina. A co ja, biedny piętnastolatek, będę pił?
W sumie to Feliciano i Lovino mają dopiero po szesnaście lat... chyba. Ale na pewno nie mogą jeszcze legalnie pić alkoholu.
Na dźwięk dzwonka do drzwi cały się wzdrygnąłem. To już? Wcześnie jeszcze.
- Romeo, otwórz! - nakazał ojciec z kuchni. No, świetnie.
Wziąłem głęboki oddech, przybrałem uśmiech i ruszyłem do drzwi.
- Cześć, Romeo!
Stałem, jakby zmrożony, wpatrując się w osobę przede mną. Co?
- Ee... Hej, hm... - Jak mu było? - Antonio?
- Gdzie Lovi? - Chłopak zajrzał mi przez ramię wgłąb domu. - Nie słyszę go, to dziwne.
- Nie ma go jeszcze. Co ty tu robisz?
- Aa. - Zaśmiał się. - Okej. Przyszedłem do was na obiad, bo inaczej bym siedział sam, a Loviś powiedział, że mogę. Nie mówił ci?
Pokręciłem głową. Ostatnio w ogóle mi nic nie mówił, więc...
Antonio wprosił mi się do środka. Jasne, czemu nie. W sumie to i tak nie czułem się, jakby to mieszkanie było moim domem, więc bez różnicy. Niech tylko zostawi mi moje łóżko. I jedzenie.
Nie miałem co robić, więc zaprowadziłem Antonio do salonu. Chyba trzeba będzie dołożyć talerz i jakieś sztućce. Tylko skąd ja niby wezmę więcej?
Antonio zaczął się we mnie wpatrywać, aż poczułem się nieswojo.
- No co? - odezwałem się w końcu. - Jak chcesz o coś pytać, to dajesz, a nie się gapisz, jakby odpowiedź miała mi się ukazać na czole.
- Gapię się? Wybacz. - Zaśmiał się. Zapomniałem już, jaki potrafił być... nieogarnięty. Ale śmiech miał ładny. - Jesteś jeszcze mniej podobny do Lovino, niż zapamiętałem.
Nie wiedziałem, czy to miał być komplement, czy wręcz przeciwnie. Uznałem, że to pierwsze.
- Dużo się zmienił? Nadal jest taki nieznośny?
- Lovi nigdy nie był nieznośny! No dobra, czasami...
No tak, przecież odkąd sięgam pamięcią, Antonio wlepiał maślane oczka w mojego najstarszego brata, a ten reagował na wszystko z rumieńcami. Feliciano jakiś czas temu do mnie dzwonił, że nareszcie są razem z tym Niemcem. Tylko ja zostanę sam, samotny, bez nikogo, do końca życia. Nie, wcale nie dramatyzuję...
- A jak wam się układa? - spytałem. Niezbyt chciało mi się ciągnąć tę jakże ciekawą rozmowę, ale musiałem jakoś zabić czas.
- Że mi i Lovino? - No a komu innemu? - No... średnio. Znaczy, jak na niego, to w miarę dobrze. Ale dla mnie to mało...
CZYTASZ
Pomidory
Fanfictiongeneralnie to tak jakby pomidory z cukrem rozdziały w poniedziałki (okładka od @just-mari)