23. [matthew]

1.3K 145 223
                                    

przepraszam za kolejny zapychacz XD jak się wyrobie to jeszcze jeden w tym tygodniu

***
Zawsze podziwiałem mojego brata. Był taki silny i odważny. Zawsze bezpośrednio okazywał swoje uczucia. Nie bał się nawet reakcji rodziny i bez problemu wyjawił przed rodziną swoją orientację, gdy ja miałem jedenaście lat. Nie do końca rozumiałem wtedy, co to znaczy, ale jakoś wiedziałem, jak trudne to mogło być. A teraz, kiedy wiem, że mnie nie interesują dziewczyny... Tak w ogóle, wcale, nie tak jak Francisa... Nie mogłem się w sobie zebrać i powiedzieć tego. Komukolwiek.

Nie był to raczej za duży problem, zważając na to, że nigdy nie darzyłem nikogo głębszym uczuciem, nie licząc głupiego zadurzenia we Francisie może dwa lata temu.

A teraz... Patrząc na Gilberta, zaczynałem się nad tym zastanawiać.

Na Gilberta, który nigdy nie ukazywał słabości przy innych. Na Gilberta, który przy mnie swobodnie mówił o wszystkim. Na Gilberta, który znowu się u mnie wypłakiwał. Na Gilberta, który mnie widział, nie zapominał i traktował jak normalnego człowieka (zazwyczaj).

  - Masz - odezwał się bezuczuciowo i postawił jakieś pudełko na moim biurku.

Zajrzałem tam. Frytki i jakieś picie. Co za okazja? Normalnie nic by mi nie kupił, tylko sam zjadł. Nie miałem mu nigdy tego za złe.

  – Nadal? – spytałem ze zmartwieniem. – Wciąż tak źle?

  – Nie wiem... Matt, pomóż, ja sam już nie wiem.

  – Siadaj – zaproponowałem.

  – Co?

  – No usiądź, a nie tak stoisz.

Gilbert wykonał prośbę. Rozwalił się obok mnie na łóżku, ciężko opierając się o moje ramię. Niepewny, co więcej powiedzieć, przytuliłem go ostrożnie.

  – Matthew? Co ty robisz? Dobrze się czujesz? Tak sam z siebie?

  – Jak ci się nie podoba, to okej.

  – Nie, nie! Przyjemnie jest. Tylko jestem zdziwiony. Ehm. Dziękuję – dodał cicho.

Odczekałem chwilę, a gdy Gilbert odwrócił się do mnie przodem, zacząłem go mimowolnie głaskać. Najwidoczniej nie przeszkadzało mu to.

  – Opowiesz? – zapytałem.

  – Mhhhh. Niezbyt chcę.

  – Nie musi—

  – Więc. Ostatnio mnie ignoruje. Nie wiem, może się wstydzi? Nieważne, co zrobię, nie uzna, że istnieję. Beznadzieja... Potrafisz sobie to wyobrazić?

Oparłem wolną dłoń na swoim policzku. Ciekawe.

  – Nie, myślę, że nie dam rady – stwierdziłem z sarkazmem.

Gilbert parsknął śmiechem.

  – No tak. Przepraszam, zapomniałem o twojej... przypadłości.

Rzeczywiście, zabawne. Przynajmniej rozchmurzył się na chwilę.

  – Nie znam się na miłości, czy coś – odezwałem się po chwili ciszy. – Ale próbowałeś może pomyśleć o kimś innym? Dać komuś choć minimalną szansę? Bo dla mnie to wygląda, jakbyś miał niezłą obsesję na punkcie Feliksa. Obsesję, nie miłość, nie zauroczenie. To się zaczyna robić chore. Próbowałeś iść z tym gdzieś?

  – Przychodzę do ciebie przecież! Ostatnio nawet dość regularnie!

  – Jestem trzy lata młodszy – przypomniałem, chociaż czasem miałem wrażenie, że było na odwrót. No i daleko mi było do psychologii. Nie przepadałem za takimi rzeczami.

  – Co za różnica, ile masz lat, jeśli jesteś w tym zaglibisty?

Zrobiło mi się trochę cieplej. Uśmiechnąłem się.

  – Dzięki, chyba? Jesteś dzisiaj dla mnie zadziwiająco miły – stwierdziłem po chwili zastanowienia.

  – Co? Przecież najwspanialszy ja zawsze jest miły!

  – Mhm.

Oparłem głowę na jego ramieniu. Przytulanie Gilberta przestało być takie niezręczne. Był tak przyjemnie ciepły. Jak żywy kaloryfer. Ciekawe, czy miał też taki na brzuchu... Podobno ćwiczył. Albo tylko się tak przechwalał.

  – Nie jesteś chory? – zainteresowałem się. – Może to już gorączka.

  – Ja jestem tak naturalnie gorący.

Parsknąłem śmiechem. Nie wiedziałem nawet, że tak umiem. I że mój głos mógł być tak donośny.

  – Matthew? – dobiegło nas wołanie zza drzwi. – Wszystko w porządku?

Jako że nie wiedziałem, jak odpowiedzieć, to milczałem. Nie, nie było w porządku, w sumie to źle się czułem. Ale przecież mu tego teraz nie powiem.

Jakby odebrało mi głos. Znowu.

  – Wszystko zagilbiście, Fran – powiedział Gilbert takim tonem, że ja na miejscu brata miałbym mocne wątpliwości. – Nie martw się.

Wiara w przyjaciół jest najważniejsza, więc Francis, nie umiejąc mu zaufać w sprawie mnie, wszedł do mojego pokoju.

  – Co... Co wy robicie?

  – Przytulamy się – odparł Gilbert. Miałem ochotę teraz od niego odskoczyć, ale z drugiej strony jego ciepło było niesamowicie przyciągające.

  – Jeden niepotrzebny ruch i nie żyjesz – powiedział spokojnie Francis.

  – Niepotrzebnie tak się martwisz, młody jest legalny.

Brawo Gilbert, spieprzyłeś sprawę. A ja chyba zrobiłem się cały czerwony.

  – Ale nadal jest niepełnoletni, a ja jako jego starszy brat mam obowiązek w takiej chwili cię wywalić z jego pokoju, Gilbert. Już, won. Mamy sobie do pogadania.

  – Ale...! Nie skończyliśmy rozmawiać, daj nam chwilę.

Dla bezpieczeństwa własnego i Gilberta, milczałem.

Francis złapał swojego marudzącego przyjaciela za kołnierz i wywlókł go z mojego łóżka.

Położyłem się, kiedy tylko mój brat zamknął za nimi drzwi. Czułem się kompletnie zmieszany. O co mu chodziło? Francis przesadził. Gilbert w sumie też. Dajcie mi w końcu święty spokój...

*^*

  – Wszystko okej?

Błagam, Francis. Co z moim spokojem? Już prawie spałem.

  – Tak. Nie sądzisz, że przesadzasz? – spytałem. Mój cichy głos został dodatkowo zagłuszony przez poduszkę.

  – Wybacz. Martwię się o ciebie jak o nikogo innego. Jesteś taki bezbronny...

Poczułem jego dłoń na mojej głowie. Powoli się uspokajałem, gdy Francis przeczesywał moje włosy. Jak zwykle, kochany brat. Nie wiem, czemu czasem o tym zapomniałem i próbowałem się odizolować.

  – Dzięki, ale chyba nie masz o co. – W końcu obróciłem głowę i spojrzałem na Francisa. – Nic by mi nie zrobił, znasz go chyba. Poza tym, przyjaźnimy się przecież. Wy podobno też.

  – Jesteś taki mądry, Matt – powiedział z dumą, a ja uśmiechnąłem się. – Ciekawe, kto cię tego nauczył, hm~?

  – Pewnie masz na myśli siebie.

  – Mówiłem! Mój mądry braciszek.

***
dobra, bo ten wątek będzie kontynuowany dopiero w dalekiej, nieokreślonej przyszłości: oficjalnie prucan n i e będzie prowadzony jako romantyczny ani żadne "z korzyściami" czy cokolwiek wam w głowach siedzi
a z franada się muszę mocno zastanowić

PomidoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz