13. [antonio]

1.3K 171 159
                                    


Później przez dwa dni, aż do poniedziałku, nie miałem żadnego kontaktu z Lovino. Zero, dosłownie żadnego. To było straszne przeżycie, ale on do mnie nawet nie nie napisał, a ja się obawiałem odezwać. Bo, powiedzmy sobie szczerze, to, co zrobiłem, było idiotyczne. A on wykrzyczał mi w twarz,  że mnie nienawidzi. Mogłem się nie zgadzać... Głupi, myślałem, że Lovi zrobi się zazdrosny. Czemu w ogóle wziąłem to pod uwagę?

W szkole też nie podszedłem do niego. Tchórz ze mnie... Uświadomił mi to, o ironio, Feliciano, najbardziej bojaźliwa osoba, jaką dano mi poznać w życiu.

  – Nie wiem, co zrobiłeś, ale przez ciebie mój brat jest bardziej zły na wszystko i smutny niż normalnie! Czemu się do niego nie odzywasz? Wiesz, jak to go musi boleć? Jakby Ludwig się tak do mnie nie odzywał trzy dni, to bym wszystkie przepłakał... I myślisz, że co Lovi robił w domu? Cud, że na lekcjach jakoś się trzyma.

Szok. Płakał? Przeze mnie? Głupi, głupi, głupi. Nawet nie próbowałem się wytłumaczyć. Z jego punktu widzenia byłem tylko durnym bezmózgiem, który nawet nie spróbował mu nic powiedzieć, że się spotyka z jakimś chłopakiem. No tak, ja mu nigdy nawet się nie zwierzyłem, że wcale nie jestem hetero.

  – Masz rację. – Westchnąłem. – Skończyliście już lekcje?

  – Mhm, Lovi dziesięć minut temu wyszedł do domu.

Nic się nie stanie, jeśli ten jeden raz opuszczę jedną ostatnią lekcję, prawda? Francis ma teraz obowiązek przekazać mi notatki. Jeszcze mógłbym poprosić Gilberta, ale wątpię, żeby on cokolwiek zapisywał na lekcji.

  – Dzięki, Feli. – Uśmiechnąłem się i jak najszybciej ruszyłem do domu Vargasów.

*^*

Nie miałem wystarczająco cierpliwości, żeby grzecznie stać pod drzwiami i czekać, aż ktoś łaskawie mi otworzy. Uparcie dzwoniłem do mieszkania, tak długo, aż ze środka wydobył się wrzask:

  – Już idę, kurna!

  – Jak ty się znowu odzywasz, mała cholero?! – usłyszałem inny głos, mniej wyraźny, no i kobiecy. Nie znałem go.

Lovino szarpnął za drzwi ze wściekłą miną. Zaraz złość ustąpiła miejscu zszokowaniu i zdenerwowaniu.

  – A-antonio?

Uśmiechnąłem się nerwowo.

  – Lovino, kto to?! – zawołał znowu ten kobiecy głos. Krew odpłynęła z twarzy mojego Włoszka. Dziwnie było go widzieć tak bladego.

  – To...

  – Dzień dobry! – odezwałem się, widząc, że Loviś zaraz dostanie zawału. Złapałem go za ramię i poszedłem w stronę głosu. – Jestem Antonio, przyjaciel Lovino, pomagam mu w lekcjach.

Ujrzałem kobietę o brązowych włosach z takim samym loczkiem jak u bliźniaków. Jej złote oczy patrzyły na mnie z nieodgadnionym wyrazem. Zrobiło się jakoś dziwnie, czy mi się tylko wydaje...?

Nagle kobieta się uśmiechnęła.

  – Aha, czyli to ty jesteś tym „cholernie przystojnym, ale za to głupim p r z y j a c i e l e m“ Lovino? – zapytała radośnie, a mi pozostało tylko patrzyć się na nią w ogłupieniu, jak nawija. – Nigdy jakoś nie udało nam się spotkać, mój głupi synek nigdy nie dał mi z tobą porozmawiać, mówi, że narobię mu przypału! Albo że ty palniesz coś głupiego. I...

  – Mamo. – Lovino przerwał monolog kobiety, rzucając jej wściekłe spojrzenie. – Ani mi się waż powiedzieć o słowo za dużo. Zamknij się już, dobra? Nienawidzę cię!

PomidoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz