Rozdział Dwudziesty

547 46 1
                                    

-Nat, kto to?

Agentka Romanoff stanęła jak wryta lustrując mężczyznę od góry do dołu. 

-Kris... 

Usłyszała kroki i po chwili szatyn stanął obok rudowłosej. Jego zaskoczone spojrzenie w minutę zmieniło się w wściekłość. Momentalnie rzucił się na bruneta, a ten nie mając nawet siły do walki poddał się siłom uderzeń Kristoffera.

-Ty sukinsynie, to wszystko przez Ciebie! Gdyby nie ty, byłaby normalna, nie musiałaby brać tego świństwa!

Szatyn okładał pięściami Barnes'a, jednak ten nie reagował. Romanoff rzuciła się pomiędzy dwóch mężczyzn, zmuszając Vasiliewicz do odsunięcia się od Bucky'ego. 

-Przestań.

Pomogła wstać brunetowi i zaprowadziła go do kuchni.

-Mam nadzieję, że nie pojawiłeś się u mojej siostry. 

Mężczyzna nie mając siły na odpowiedź po prostu pokręcił głową. Szatyn odetchnął z ulgą. 

-Masz się do niej nie zbliżać, zrozumiano?

.

Klienci przychodzili i odchodzili, a Katrina z nudów zaczęła już liczyć książki na półkach. W końcu minęła wyczekiwana godzina siedemnasta, by zakończyć pracę. Spojrzała na panią Roves, wiecznie znudzoną kobietę w średnim wieku, która kiwnęła do niej głową, że zamknie budynek, pozwalając dziewczynie spokojnie wrócić do domu. Idąc przez tętniące życiem ulice, czuła się nieswojo, jakby wszyscy spoglądali na nią z wyższością. Czasami mijała zakochane pary i zastanawiała się, kiedy sama znajdzie drugą połówkę. 

Będąc wreszcie w swoim mieszkaniu mogła choć przez chwilę odpocząć. Juliette i Charlotte już dawno przestały się do niej odzywać widząc, że ta nie ma ochoty na pogawędkę. Czasami tylko wymieniały krótkie zdania, zazwyczaj na temat pogody albo, że któraś z nich wyjedzie. 

Katrina nie czuła się przez nich odrzucona, wręcz przeciwnie chciała tego. Coraz bardziej tęskniła, za swoją ukochaną przyjaciółką Maggie. Była jej zupełnym przeciwieństwem, łączyło ich tylko to, że musiały szybko dorosnąć. Mama Maggie często wyjeżdżała za granicę, więc po śmierci babci musiała zająć się domem. Katrina nie mogąc na nikim polegać, polegała właśnie na niej.  Były sąsiadkami, mieszkały naprzeciwko siebie. Uwielbiały się i często u siebie nocowały. 

Jednak kiedy dziewczyna skończyła szkołę, jej matka zabrała ją ze sobą do pracy. Na początku prawie codziennie pisały i dzwoniły do siebie. Z czasem kontakt przez natłok obowiązków i pracy się urwał. Czasami Katrina żałowała, że już nie może tak pogadać z Maggie jak dawniej. 

Wstała z łóżka i wyciągnęła z szafy starą bluzkę ze spranym już hamburgerem i przypomniała o wspólnie spędzonych chwilach. Brunetka kupiła dla Maggie i siebie takie same koszulki, sobie z hamburgerem, a przyjaciółce z frytkami. Pamiętała nieprzespane noce, spędzone na gadaniu o chłopakach, przyjaciołach i szkole. Różniło ich dwa lata, jednak były dla siebie jak siostry. 

.

Otworzyła powoli oczy, przyzwyczajając się do ciemności, jaka panowała w pomieszczeniu. Wstała spoglądając na zegar. Była już prawie czwarta nad ranem, a ona rozejrzała się wokoło, zaciekawiona tym co ją obudziło. Spojrzała przerażona na okno w które bębniły krople deszczu. Podeszła do niego i mając gdzieś co jest na dworze po prostu zasłoniła roletami. Czując się jak mała dziewczynka uciekająca przed potworami, pobiegła do łóżka i przykryła się, aż po czubek głowy, mocno zaciskając oczy i śmiejąc się z własnej głupoty. Nawet nie zauważyła mokrej plamy na podłodze, ani zniknięcia koszulki z hamburgerem. 

.

Kolejny rozdział za nami <3 Ogólnie chciałabym, żeby rozdziały były dużo dłuższe, ale też częste. Kolejny pojawi się dopiero za tydzień (może mi się uda wyrobić wcześniej, choć wątpię), ponieważ chciałabym napisać jakiś na zapas i żeby miały trochę więcej słów, także do zobaczenia za tydzień :3

Opowieść SzekspiraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz