*28

428 27 0
                                    

-Wyglądasz, dobrze.

Blondynka odwróciła się w stronę bruneta, uśmiechając się delikatnie. Czy można wyglądać dobrze na pogrzebie dziecka? Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, czarna, elegancka sukienka z długimi rękawami, a do tego czarna torebka. Włosy upięła w koka, a niektóre kosmyki zostawiła rozpuszczone. 

-Możemy iść.

Barnes był ubrany w zwykły, czarny garnitur, a na jednej ręce była ubrana rękawiczka. Mężczyzna chwycił ją za rękę i wyszli z pokoju. Po chwili znaleźli się przed domem, obok nich stali państwo Wilson. Sam uśmiechnął się złośliwie do Bucky'ego i pokazał palcem na swoją żonę. Brunet przewrócił oczami, na wspomnienie gafy jaką godzinę temu strzelił. Louise stała obok swojego męża, patrząc groźnie na Barnes'a. 

-To co, jedziemy?

Wszyscy kiwnęli smutno głową i weszli do samochodu. Swojego Jaguara prowadził oczywiście dumny z niego Bucky, a obok niego zasiadał zirytowany tym Sam. Atmosfera w samochodzie była napięta, głównie przez wcześniejsze spięcie Barnes'a i Louise. Katrina próbowała zacząć jakiś temat z brunetką, jednak ta reagowała tylko krótkimi odzywkami lub w milczała. Dojechali więc na miejsce w zupełnej ciszy. 

Przywitał ich od razu smutny obraz. Starsza kobieta prowadzona przez młodszą, obie płakały i nawzajem podawały sobie chusteczkę. Katrina spodziewała się tym podobnych scen, jednak sądziła, że jest na nie lepiej przygotowana. Poczuła jak Bucky obejmuje ją w talii i zaciska palce na jej biodrze. Mimowolnie zrobiło jej się lepiej. 

-Dasz radę.

-Nie sądzę.

-Będę cały czas przy Tobie, nie stresuj się tak. 

Blondynka spojrzała na niego zdziwiona. Jak on mógł być tak spokojny? To pogrzeb kilkuletniego dziecka, które miało przed sobą całe życie. Z trudem weszła do kaplicy i zobaczyła tam okropny obraz. Najpewniej matka dziecka, niemal leżąca na podłodze i zalewająca się łzami, a obok niej jej mąż, próbujący ją uspokoić, a jednocześnie samemu starając się nie szlochać. 

-Boże, jakie to straszne.

Szepnęła cicho do Bucky'ego i objęła go ramieniem. Usiedli w ostatniej ławce, Katrina miała nadzieję jak najmniej widzieć z tego miejsca. Nie chciała widzieć ludzkiego cierpienia, bólu ludzi, którzy dopiero co stracili skarb swojego życia. Pamiętała przecież doskonale własny ból. Tylko, że ona nie straciła dziecka, ale swoich rodziców. Kogoś kto opiekował się nią całe życie i uczył tak podstawowych czynności. To im to wszystko zawdzięczała, a oni nawet nie zdążyli zobaczyć swojej dorosłej już córki.

-----------------------------------------------------

Błagam, nie patrzcie na poprzednie rozdziały, pisałam je rok temu, teraz mój styl się trochę zmienił. Przepraszam za wszystkie błędy, jak skończę te książkę to obiecuję, że zrobię wielką korektę i usunę wszystkie błędy. Musicie jakoś wytrzymać XDDD

PS. Rozdział nie był sprawdzany, dodaje na szybko

Opowieść SzekspiraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz