Posiadłość Riddle'a górowała nad Little Hangleton, znacząc brzeg miasteczka swoją imponującą bryłą. Hermiona tkwiła przed nią – jego domem – już od jakiegoś czasu. Mokre włosy przylgnęły do jej twarzy, a ubrania przesiąkły do suchej nitki. Trzęsło nią niesamowicie i nawet wyobraziła sobie, że powstrzymuje całą tę ulewę jednym machnięciem różdżki. Wcześniej podekscytowana swoim zamiarem – miała udać się do człowieka, o którym plotkowało i którego obserwowało uważnie całe miasto – wybiegła z domu, zapominając zabrać parasolkę spod drzwi.
Zachowanie mieszkańców miasteczka mogłaby uznać za durne, gdyby nie przemawiał przez nich strach. Hermiona sama nie była odporna na ciekawość i choć nigdy wcześniej tego nie robiła, teraz była więcej niż świadoma, że ma zamiar wetknąć nos w wybitnie nie swoje sprawy.
Ona również obserwowała tego mężczyznę, gdy zdarzało jej się wpadać na niego, to w sklepie spożywczym, to w bibliotece, to w kawiarni. Miał swój rytm dnia i o odpowiedniej godzinie można było spotkać go w określonym miejscu. Odkąd po ukończeniu uniwersytetu przeprowadziła się do Little Hangleton, niewytłumaczalnie ciągnęło ją do tego mężczyzny, który pozbył się rodziny swojego ojca z ogromnej posiadłości, pozostającej teraz pod opieką zaledwie trzech służących; tego mężczyzny, którego zadziwiające rysy czyniły go niemal nieludzkim. Przypominał gwiazdora, którego nigdy nie miało się szansy spotkać w prawdziwym życiu.
Ludzie szeptali, że jest czarodziejem.
Co zakrawało na absurd, a jednak była tu, przemarznięta i przemoknięta do cna, zastanawiając się, czy powinna sięgnąć ręką do kołatki.
Były te dwa razy w bibliotece, kiedy doszło do więcej niż przypadkowego kontaktu między nimi. Siedziała dwa stoły od niego, pochłonięta książką – studiowała historię wybuchu na Krakatau. Obok przeszedł właśnie mężczyzna, zbyt głośno rozmawiając przez telefon o czymś, co zdecydowanie mogłoby poczekać. Zerknęła w bok, kiedy mijał Riddle'a. Nie dlatego, iż spodziewała się, że coś się stanie, raczej przez rozdrażnienie. Nie przysięgłaby, ale wydało jej się, że książka ze stosiku Riddle'a jakimś sposobem sama zrzuciła się z kupki, uderzając przechodzącego mężczyznę. Kiedy doszło do niego, komu przeszkodził, jego gadanina natychmiast ucichła. Powiedział, że oddzwoni.
Oczywiście, książka nie mogła spaść sama. Riddle musiał ją popchnąć... A może rzucić. Choć nie była w stanie pojąć, dlaczego miałby to zrobić. Zaobserwowała, że w bibliotece obchodzi się z książkami równie ostrożnie, co ona, a Hermiona nigdy nie skrzywdziłaby żadnej w ten sposób – rzucając nią w kogoś.
Kiedy uciążliwy mężczyzna już się oddalił, Riddle pochylił się, by podnieść książkę. Ich spojrzenia spotkały się na moment, dosłownie na sekundkę. Nic jej nie poraziło, nie odczuła żadnej fantastycznej nici połączenia między nimi. Zdało jej się jednak, że wyczuła lekkie zainteresowanie z jego strony. Tyle że on szybko powrócił do swojej lektury, ona do swojej i nikt nie roztrząsał dalej tej sprawy.
Parę tygodni później Riddle wszedł do tej samej alejki między regałami, co ona. Szukała dobrej fikcji literackiej – czegoś ze słowami cięższymi od okładki, czegoś, co uruchomi w niej całą kombinację zapadek. Było ciasno i szturchnął ją ramieniem, kiedy obracał się za nią i stanął tuż obok.
Gdyby należała do tych trzpiotek, które uwodzą powłóczystym spojrzeniem, mogłaby pomyśleć, że robi to, by lepiej się jej przyjrzeć. Jednak jej formalny strój – koszula i tweedowa spódnica – raczej nie były tym, co go przyciągnęło. Nie, żeby nie interesował jej flirt. Robiła to, gdy studiowała i przecież wciąż była w dobrym kontakcie ze swoim byłym. Nie oszukiwała się jednak. Przyczyną jego bliskości nie była ona, lecz książka, za którą właśnie wodził długim palcem po nazwiskach autorów. Nie mogłaby przysiąc, ale zdało jej się, że poszukiwana książka sama wskoczyła do jego dłoni, zanim właściwie po nią sięgnął. Znów, ich spojrzenia spotkały się na moment.
CZYTASZ
Miniaturki - Voldemort
FanfictionxXx Miniaturki o Voldemorcie ... Odnalezione w otchłani internetu ... Xx