To opowiadanie jest już strasznie stare, ale cieszę się, że co jakiś czas ktoś na nie trafia. Proszę nie przejmujcie się moim stylem, który z biegiem fabuły się poprawiał i kształtował. Miłego czytania.
— personal/ // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // /
« I know I left too much mess
and destruction to come back again »Stał samotnie przy oknie, spoglądając na ulicę. Zupełnie jakby na coś czekał, jednak dobrze wiedział, że nic się nie stanie.
Chwycił delikatne skrzypce w swoje dłonie, a Baker Street wypełniło się muzyką. To jedyne co mu pozostało.Ostatni raz widział Johna dwa tygodnie temu. Molly natomiast nie widywał od miesięcy. Jak się okazało, jedyną stałą osobą w jego życiu stała się pani Hudson.
Codziennie rano gosposia przynosiła herbatę i ciastka, czasem nawet robiła mu obiad. Detektyw wypełniał puste dni na czytaniu, komponowaniu, a nawet zdążył już obejrzeć całą serię filmów o piratach, do czego sam nigdy by się nie przyznał.
Najbardziej jednak kochał grać, bo pomagało mu to myśleć. Niestety, od pewnego czasu miało to na celu zabić myśli o pewnym doktorze i jego córce, starszym bracie cierpiącym za całe rodzeństwo Holmes i, już nie tak małej, czarnowłosej siostrzyczce.
Gdyby nie jego ego, dawno zadzwoniłby do Mycrofta.
Dawno przeprosiłby Johna i poprosił o przeprowadzkę.
Od dawna mogli już wrócić do rozwiązywania spraw i tego, co było dla nich kiedyś codziennością.Ciszę, która nastąpiła, gdy popadł w zamyślenie, przerwał dzwonek telefonu. Detektyw zerknął na wyświetlacz. Okazało się, że był to Gregson.
Nie odebrał.
Kolejne połączenie nastało dokładnie dwie minuty później. Znów się rozłączył, w myślach przeklinając policjanta.
Po kilku kolejnych sygnałach, w końcu, odebrał.— Kostnica w St.Bart's. — Sherlock zamiast głosu Grega, poprószonego siwizną funkcjonariusza, usłyszał głos kobiety. — Teraz — powiedziała stanowczo ostrym tonem, po czym się rozłączyła.
Po głowie krążyło mu jedno pytanie — dlaczego to nie Greg z nim rozmawiał?
Podczas, dość krótkiej, konwersacji usłyszał kobietę, której głosu nie mógł skojarzyć z nikim mu znanym. Nikt z policji nie miał tak słodko-gorzkiego, a za razem ostrego, tonu.
Zaintrygowany zrzucił z siebie swój drugi ulubiony szlafrok i ruszył w stronę wyjścia. Dobrze wiedział, że policjant nie przepuściłby okazji, aby wykazać Sherlockowi swoją rację. Aby zamienić z nim choć parę słów.
Detektyw szybko wybiegł z mieszkania, mijając w drzwiach uśmiechniętą nie-gosposię. Złapał pierwszą lepszą taksówkę, która krążyła po smętnej ulicy. Zamówił kurs pod szpital, w którym tyle się działo. Deszcz powoli skapywał po szybie samochodu, tworząc delikatne, zimne strugi.
• • •
Powoli i spokojnie wszedł do budynku. Półmrok, który tam panował był niezwykle kojący. Sherlock schodząc na niższe piętro, zastanawiał się, z kim rozmawiał przez telefon. Ta jedna myśl wciąż nie opuściła jego głowy pokrytej burzą ciemnych loków.
To będzie jego pierwsza sprawa od miesiąca, o ile będzie warta uwagi.
Usłyszał głośną rozmowę.
Ktoś krzyczał.
Sherlock wątpił, by zbyt duża głośność konwersacji mogła zaszkodzić ludziom w kostnicy, przecież byli, tak jak on, martwi. Martwi wewnątrz. Zupełnie wyprani z uczuć i ludzkiej empatii.
Ciężkie drzwi otworzyły się, gdy stanął przed nimi. Już z daleka poczuł zapach nowego morderstwa. Rozpoznał też cichy głos Molly przedzierający się przez krzyki. Tak dawno nie widział tej rudowłosej kobiety. Mógłby powiedzieć, że gdzieś tam, w środku, zżera go wstyd za to, co zrobił. Mógłby, lecz nigdy nie przyznaje się do błędów.
— Och, Sherlock! — krzyknął Greg, widząc go w drzwiach. Jego głos był ciepły i lekko poddenerwowany. Policjant zacierał dłonie, którym najwidoczniej doskwierał chłód kostnicy. — Myślałem, że się nie pojawisz. — Zbliżył się do Sherlocka, po czym uścisnął jego rękę. — To coś cię na pewno zainteresuje — powiedział pewnie, wskazując na miejsce, gdzie spoczęły zimne zwłoki.
Ciemnowłosy tylko przytaknął cicho, podchodząc do metalowego stołu. Już miał chwycić materiał, który okrywał bezwładne ciało, lecz nagle zastygł.
— Z kim rozmawiałem? — zapytał, nim spojrzał na przedmiot całego zamieszania. Odwrócił się, by widzieć rozmówcę.
— Michelle Joan Walker. — Zza drzwi wyłoniła się niska, brązowowłosa kobieta o dość gładkich rysach twarzy. — Dla przyjaciół Missy. — Uśmiechnęła się i podeszła do stołu, przy którym stał Sherlock.
— Myśleliśmy, że nowy głos cię zaintryguje — zaczął starszy policjant, drapiąc się po karku — i tak też się stało.
Detektyw nie zwrócił najmniejszej uwagi na to, co mówił Greg. Właśnie był zajęty analizowaniem postawy kobiety stojącej tuż przed nim.
— Włosy do ramion, krótki czerwony płaszcz, wyprostowane plecy. Wychowana w dobrym domu, brak męskiego wzorca, półsierota — mamrotał pod nosem, wzbudzając zainteresowanie ludzi w pomieszczeniu. — Delikatne, sprawne dłonie. Zapewne dużo rysujesz lub grasz. — Spojrzał na jej rękę, którą odruchowo mu podała. — Długie paznokcie, więc na pewno nie gitara. Myślę, że czytasz książki — podszedł bliżej — zacięcia na nadgarstkach od ostrych krawędzi kartek... — zatrzymał się na dłuższą chwilę. — Raczej nie są to kryminały, za dużo ich w pracy. Fantastyka — stwierdził sucho. — Leworęczna, tak jak John. — Nie spostrzegł się, że wspominał o nim zupełnie nieświadomie.
Dziewczyna omiotła detektywa wzrokiem. Wiedziała o nim mniej, niż on wiedział o niej, ale od czego jest internet. Zarezerwowała wieczór, by nadrobić zaległości, które spotkała w Londynie.
— Nie przejmuj się nim. — Policjant poklepał ją po ramieniu, pochodząc do ciała spoczywającego na metalowym blacie.
— On tak zawsze? — zapytała lekko zniesmaczona Michelle, patrząc na Sherlocka, gdy ten powoli rozsuwał czarny worek. — Chyba lubi się popisywać — mówiła cicho, by nie słyszał. — Trzeba przyznać, że ma niezłe kości policzkowe — dodała po chwili, kiwając głową.
— Poczekaj — zaczął Lestrade, zupełnie ignorując jej wcześniejszą uwagę. — Zaraz zobaczysz, jak działa umysł Sherlocka — ostrzegł ją, chowając dłonie do kieszeni kurtki.
Michelle obawiała się tego, co ma nastąpić. Zupełnie nie znała metod bruneta, ale dużo o nim słyszała. Słyszała, że jest niezwykle inteligentny i wysoki. To pierwsze się zgadzało, jednk wzrost to mit. Wszystko przez dobrze dobrany, czarnoszary płaszcz. Patrząc na niego, nabrała ochoty na potarganie jego, i tak zmierzwionych, włosów tak jak wtedy, gdy sam na to pozwalał.
[ten rozdział pisałam trzy razy, więc jeśli wam się podobało to oznaczcie sąsiada, ciotkę, siostrę, inną fangirl lub złotą rybkę i napiszcie, co o nim sądzicie]
CZYTASZ
You see, but You do not observe |Sherlock BBC [ZAKOŃCZONE]
Fanfiction"ᴀʟʟ ʜᴇᴀʀᴛs ᴀʀᴇ ʙʀᴏᴋᴇɴ. ᴀʟʟ ʟɪᴠᴇs ᴇɴᴅ. ᴄᴀʀɪɴɢ ɪs ɴᴏᴛ ᴀɴ ᴀᴅᴠᴀɴᴛᴀɢᴇ." Od pewnego czasu wszystko się zmieniło. Blondynka, która zawróciła w głowie Johna, odeszła, zostawiajac go praktycznie samego z malutką Rosie. Sherlock dowiedział się o istnieniu...