01 |Panna z perfumami 1/3

1.3K 104 111
                                    

To opowiadanie jest już strasznie stare, ale cieszę się, że co jakiś czas ktoś na nie trafia. Proszę nie przejmujcie się moim stylem, który z biegiem fabuły się poprawiał i kształtował. Miłego czytania.
— personal

/ // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // // /

« I know I left too much mess
and destruction to come back again »

Stał samotnie przy oknie, spoglądając na ulicę. Zupełnie jakby na coś czekał, jednak dobrze wiedział, że nic się nie stanie.

Chwycił delikatne skrzypce w swoje dłonie, a Baker Street wypełniło się muzyką. To jedyne co mu pozostało.Ostatni raz widział Johna dwa tygodnie temu. Molly natomiast nie widywał od miesięcy. Jak się okazało, jedyną stałą osobą w jego życiu stała się pani Hudson.

Codziennie rano gosposia przynosiła herbatę i ciastka, czasem nawet robiła mu obiad. Detektyw wypełniał puste dni na czytaniu, komponowaniu, a nawet zdążył już obejrzeć całą serię filmów o piratach, do czego sam nigdy by się nie przyznał.

Najbardziej jednak kochał grać, bo pomagało mu to myśleć. Niestety, od pewnego czasu miało to na celu zabić myśli o pewnym doktorze i jego córce, starszym bracie cierpiącym za całe rodzeństwo Holmes i, już nie tak małej, czarnowłosej siostrzyczce.

Gdyby nie jego ego, dawno zadzwoniłby do Mycrofta.
Dawno przeprosiłby Johna i poprosił o przeprowadzkę.
Od dawna mogli już wrócić do rozwiązywania spraw i tego, co było dla nich kiedyś codziennością.

Ciszę, która nastąpiła, gdy popadł w zamyślenie, przerwał dzwonek telefonu. Detektyw zerknął na wyświetlacz. Okazało się, że był to Gregson.

Nie odebrał.

Kolejne połączenie nastało dokładnie dwie minuty później. Znów się rozłączył, w myślach przeklinając policjanta.
Po kilku kolejnych sygnałach, w końcu, odebrał.

— Kostnica w St.Bart's. — Sherlock zamiast głosu Grega, poprószonego siwizną funkcjonariusza, usłyszał głos kobiety. — Teraz — powiedziała stanowczo ostrym tonem, po czym się rozłączyła.

Po głowie krążyło mu jedno pytanie — dlaczego to nie Greg z nim rozmawiał?

Podczas, dość krótkiej, konwersacji usłyszał kobietę, której głosu nie mógł skojarzyć z nikim mu znanym. Nikt z policji nie miał tak słodko-gorzkiego, a za razem ostrego, tonu.

Zaintrygowany zrzucił z siebie swój drugi ulubiony szlafrok i ruszył w stronę wyjścia. Dobrze wiedział, że policjant nie przepuściłby okazji, aby wykazać Sherlockowi swoją rację. Aby zamienić z nim choć parę słów.

Detektyw szybko wybiegł z mieszkania, mijając w drzwiach uśmiechniętą nie-gosposię. Złapał pierwszą lepszą taksówkę, która krążyła po smętnej ulicy. Zamówił kurs pod szpital, w którym tyle się działo. Deszcz powoli skapywał po szybie samochodu, tworząc delikatne, zimne strugi.

• • •

Powoli i spokojnie wszedł do budynku. Półmrok, który tam panował był niezwykle kojący. Sherlock schodząc na niższe piętro, zastanawiał się, z kim rozmawiał przez telefon. Ta jedna myśl wciąż nie opuściła jego głowy pokrytej burzą ciemnych loków.

To będzie jego pierwsza sprawa od miesiąca, o ile będzie warta uwagi.

Usłyszał głośną rozmowę.

Ktoś krzyczał.

Sherlock wątpił, by zbyt duża głośność konwersacji mogła zaszkodzić ludziom w kostnicy, przecież byli, tak jak on, martwi. Martwi wewnątrz. Zupełnie wyprani z uczuć i ludzkiej empatii.

Ciężkie drzwi otworzyły się, gdy stanął przed nimi. Już z daleka poczuł zapach nowego morderstwa. Rozpoznał też cichy głos Molly przedzierający się przez krzyki. Tak dawno nie widział tej rudowłosej kobiety. Mógłby powiedzieć, że gdzieś tam, w środku, zżera go wstyd za to, co zrobił. Mógłby, lecz nigdy nie przyznaje się do błędów.

— Och, Sherlock! — krzyknął Greg, widząc go w drzwiach. Jego głos był ciepły i lekko poddenerwowany. Policjant zacierał dłonie, którym najwidoczniej doskwierał chłód kostnicy. — Myślałem, że się nie pojawisz. — Zbliżył się do Sherlocka, po czym uścisnął jego rękę. — To coś cię na pewno zainteresuje — powiedział pewnie, wskazując na miejsce, gdzie spoczęły zimne zwłoki.

Ciemnowłosy tylko przytaknął cicho, podchodząc do metalowego stołu. Już miał chwycić materiał, który okrywał bezwładne ciało, lecz nagle zastygł.

— Z kim rozmawiałem? — zapytał, nim spojrzał na przedmiot całego zamieszania. Odwrócił się, by widzieć rozmówcę.

— Michelle Joan Walker. — Zza drzwi wyłoniła się niska, brązowowłosa kobieta o dość gładkich rysach twarzy. — Dla przyjaciół Missy. — Uśmiechnęła się i podeszła do stołu, przy którym stał Sherlock.

— Myśleliśmy, że nowy głos cię zaintryguje — zaczął starszy policjant, drapiąc się po karku — i tak też się stało.

Detektyw nie zwrócił najmniejszej uwagi na to, co mówił Greg. Właśnie był zajęty analizowaniem postawy kobiety stojącej tuż przed nim.

— Włosy do ramion, krótki czerwony płaszcz, wyprostowane plecy. Wychowana w dobrym domu, brak męskiego wzorca, półsierota — mamrotał pod nosem, wzbudzając zainteresowanie ludzi w pomieszczeniu. — Delikatne, sprawne dłonie. Zapewne dużo rysujesz lub grasz. — Spojrzał na jej rękę, którą odruchowo mu podała. — Długie paznokcie, więc na pewno nie gitara. Myślę, że czytasz książki — podszedł bliżej — zacięcia na nadgarstkach od ostrych krawędzi kartek... — zatrzymał się na dłuższą chwilę. — Raczej nie są to kryminały, za dużo ich w pracy. Fantastyka — stwierdził sucho. — Leworęczna, tak jak John. — Nie spostrzegł się, że wspominał o nim zupełnie nieświadomie.

Dziewczyna omiotła detektywa wzrokiem. Wiedziała o nim mniej, niż on wiedział o niej, ale od czego jest internet. Zarezerwowała wieczór, by nadrobić zaległości, które spotkała w Londynie.

— Nie przejmuj się nim. — Policjant poklepał ją po ramieniu, pochodząc do ciała spoczywającego na metalowym blacie.

— On tak zawsze? — zapytała lekko zniesmaczona Michelle, patrząc na Sherlocka, gdy ten powoli rozsuwał czarny worek. — Chyba lubi się popisywać — mówiła cicho, by nie słyszał. — Trzeba przyznać, że ma niezłe kości policzkowe — dodała po chwili, kiwając głową.

— Poczekaj — zaczął Lestrade, zupełnie ignorując jej wcześniejszą uwagę. — Zaraz zobaczysz, jak działa umysł Sherlocka — ostrzegł ją, chowając dłonie do kieszeni kurtki.

Michelle obawiała się tego, co ma nastąpić. Zupełnie nie znała metod bruneta, ale dużo o nim słyszała. Słyszała, że jest niezwykle inteligentny i wysoki. To pierwsze się zgadzało, jednk wzrost to mit. Wszystko przez dobrze dobrany, czarnoszary płaszcz. Patrząc na niego, nabrała ochoty na potarganie jego, i tak zmierzwionych, włosów tak jak wtedy, gdy sam na to pozwalał.

[ten rozdział pisałam trzy razy, więc jeśli wam się podobało to oznaczcie sąsiada, ciotkę, siostrę, inną fangirl lub złotą rybkę i napiszcie, co o nim sądzicie]

You see, but You do not observe |Sherlock BBC [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz