« You gave that man an army
Just to see what it would bring
As birthday presents go »Ulice pokrywał lekki śnieżny puch. Mieszkańcy Baker Street powoli powracali do zwykłego trybu życia. Michelle dochodziła do siebie po tym, jak Lestrade zwolnił ją z policji. Pomimo swojego asa, ukrytego w rekawie, nie mogła wrócić. Może też po prostu nie miała ochoty. Może po prostu potrzebowała czasu, by oswoić się z nadchodząca wizją końca, który właśnie się zbliżał.
Park w centrum miasta był zbyt cichy. Jedynie para staruszków przerywała głuchą nicość. Lampy oświetlały ścieżki, które były pokryte połamanymi gałęziami. Ktoś jakby chwilę wcześniej biegł poprzez drzewa.
Jakby uciekał.
Fragmenty, które pogubiły drzewa, zostały całkowicie zdewastowane. Mimo to, wyglądało to wciąż delikatnie, jakby stąpała po nich drobna kobieta. Drobne ślady butów wybijały się na śniegu.Małżonkowie nagle zauważyli coś dziwnego. Pośród ciszy, nieprzerwanej krzykiem, unosił się zapach rtęci. W ciemnościach zauważyli plamy na jasnym dywanie. Czerwonawy szlak przecinał ścieżkę w parku. Coś jakby skomlało, choć mogło to, być tylko działanie wyobraźni.
Staruszkowie szli śladem drobnych, z czasem coraz większych, czerwonobrązowych zacieków. Łagodne podłoże zostało skalane zimną śmiercią. Trochę przejęci kroczyli lekko poddenerwowani tym samym śladem, którym niegdyś uciekła wystraszona kokietka.— Uważaj! — krzyk wyrwał się z gardła kobiety. Torba wypadła jej rąk, gdy zaskoczona rozluźniła uścisk.
Niedowidzący mężczyzna dopiero po chwili dostrzegł rzecz, która wywołała jej reakcję. Śnieg ugiął się pod ciężarem ciała młodej dorosłej. Nie warząc na konsekwencje, od razu zadzwonili po policję.
Po chwili przyglądania się makabrze, można by rzec, że ciało ułożono. Delikatna brunetka spoczywała jak królewna śnieżka.
Tyle,że królewna posiadała skórę na twarzy.
Ofiara została oszpecona. Jej drobną twarzyczkę zniszczono. Brak fragmentu głowy był okropnym widokiem. Małżeństwo natychmiast odsunęło się na bok, krzywiąc miny.
Frywolny, czerwony płaszcz i rajstopy zdobiły jej ciało, pozbawione szerokiego uśmiechu. Butów nie odnaleziono. Nikt, przynajmniej na razie, nie zwrócił uwagi na pojedyńczy skrawek papieru zaciśnięty w zimnej, fioletowej dłoni, która już dawno straciła czucie.
• • •
Policja zabezpieczyła miejsce, gdzie znaleziono zwłoki.Twarz niewiasty zasłoniono, by nie rozpraszała ludzi, którym przypadło spędzić na mrozie zimowy poranek. Żółta taśma oddzielała dwa światy. Świat dobra, nieskalany krwią, i ten, któremu przypadło zatrzymać duszę ofiary. Po względnych oględzinach nadszedł czas decyzji. Z góry założono, że nie dadzą sobie rady. Dzień na Baker Street przerwał telefon od Lestrade'a.
Sherlock nie musiał nawet odbierać. Policjant zawsze dzwonił w jednej sprawie. Wszytko inne załatwiał z Johnem i Mycroftem, którego chyba polubił. Wyćwiczył już ubieranie płaszcza na tyle, by zrobić to w mgnieniu oka. Szalik zazwyczaj wiązał w progu, a zdenerwowany lekarz z całych sił próbował nadążyć za mężczyzną, w ostatniej chwili zostawiajac Rosie pod opieką niani. Detektyw chciał wyrwać z letargu także dziewczynę, która zajmowała najwyższe piętro. Tak bardzo kusiło go, by dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Odzyskać coś, co wyrzucił z pałacu pamięci i to, co nie miało zamiaru wrócić. Pomimo zimna rozpierało go ciepło. Wreszcie nuda została przerwana. O ironio, chyba pierwszy raz cieszył się, że Lestrade przerwał mu poranną grę na skrzypcach.
• • •
Między ludźmi, którzy właśnie jechali na miejsce zbrodni, panowała cisza. Każdy z nich myślał o tym, co go trapiło. John rozpaczał stratę Mary. Smutek, który zapoczątkowała w jego życiu. Detektyw, pochłonięty wystukiwaniem rytmu palcami o szybę samochodu, który właśnie się zatrzymał, roztrząsał, po raz kolejny, zajście w Leeds.
CZYTASZ
You see, but You do not observe |Sherlock BBC [ZAKOŃCZONE]
Fanfiction"ᴀʟʟ ʜᴇᴀʀᴛs ᴀʀᴇ ʙʀᴏᴋᴇɴ. ᴀʟʟ ʟɪᴠᴇs ᴇɴᴅ. ᴄᴀʀɪɴɢ ɪs ɴᴏᴛ ᴀɴ ᴀᴅᴠᴀɴᴛᴀɢᴇ." Od pewnego czasu wszystko się zmieniło. Blondynka, która zawróciła w głowie Johna, odeszła, zostawiajac go praktycznie samego z malutką Rosie. Sherlock dowiedział się o istnieniu...