« Sea may rise
Sky may fall »Było pusto. Znów zapanowała nicość. Mieszkanie, choć pełne ludzi, było puste. Brakowało w nim jednej, tak intrygującej, osoby. Tak dziwnie, znajomej mu osoby.
Nie widział Mycrofta od dawna w tak złym stanie. Jego brat wpadł w popłoch. Zaczął się motać. Nie chciał z nim rozmawiać. Chciał tylko cofnąć czas i doprowadzić to do końca. Pragnął mieć dwie, a nawet trzy, plusy tego, co zrobił w ostatecznym rozrachunku. Pragnął podczas jednego ruchu zbić króla i królową, wygrywając partię.
Sherlock, pozbawiony tropów związanych z dziewczyną, dotrzymywał towarzystwa Johnowi i wychowywał Rosie, o ile można tak nazwać podawanie jej gotowych posiłków ze sklepu i wpajanie do głowy nazw pierwiastków chemicznych. Czekał także, na jakikolwiek, telefon od brata, który w końcu zaprzestanie swego upadku.
Jak na zawołanie jego komórka zaczęła dzwonić. Detektyw natychmiast wyjął czarne urządzenie z kieszeni, wyrzucając z niej po drodze kolorowe klocki, które ukryła tam słodka, choć piekielna, mała Watson. Na wyświetlaczu pojawił numer, który choć nie był zapisany w pamięci, dobrze znał. Ogólnie dostępny kontakt do kostnicy w szpitalu, za którym powinna kryć się Molly. Kiedyś dzwoniła do niego z prywatnego telefonu. Teraz jednak, ten czas już przeminął.
— Przepraszam Sherlock, tak bardzo przepraszam — mówiła, stojąc prawdopodobnie przy jednym z białych stołów na najzimniejszym piętrze szpitala. — Wczoraj jeszcze raz sprawdzaliśmy ciała dzieci. Znaleźliśmy włos, który wcześniej nam umknął. — Znał ją tak dobrze, że wiedział, iż w tej chwili się czerwieni. — Policja sprawdziła kwas deoksyrybonukleinowy, który, jak się okazało, figuruje w ich bazie od niedawna. — Jej wnętrze paliła zazdrość. Nie mogła pojąć jak mógł zawiązać kontakt z kimś, kto zabił rodzeństwo. Kimś, kogo DNA znaleziono pod ubraniem, zaraz obok nakłuć po lekach.
Detektyw milczał. Pozwolił jej kontynuować, wiedział, że gdy się odezwie dziewczyna odłoży słuchawkę. Że właśnie wtedy znów pęknie.
— Ponadto — kontynuowała ze strachem w głosie — znaleźliśmy je też w przełyku maluchów. Nie chcę, byś pomyślał, że jestem zazdrosna. Że jestem zbyt... — mówiła, a on wciąż milczał. — Nieważne — ucięła krótko. — Wyniki przyszły godzinę temu, nie byłam pewna, czy ci o tym powiedzieć. Jedna z byłych policjantek, Michelle Walker. Ta sama, która ci pomaga...
— Molly, wiesz, że to niemożliwe.
W jego głowie rósł totalny mętlik. Kobieta, która mu pomagała, mogła być zamieszana w to wszytko. Dlaczego miałaby popełnić tak głupi błąd? Dlaczego miałaby być na tyle nie uważna, żeby to zrobić?
Gwałtownie się rozłączył i rzucił błyszczącą komórką o jedną ze ścian z brązową tapetą.
Dlaczego Molly posunęła się aż do tego? Do tego, by zniszczyć kolejnego człowieka, na którym mu zależy. Zemsta, którą sobie opracowała, była dość nielogiczna. Dość łatwa do odrzucenia. Mimo wszytko, nie mógł uwierzyć. Może to była na prawdę ona. Pojawiła się z nikąd. Przyjechała tutaj z czystym życiorysem i brakiem przeszłości. Była osobą, która według niektórych już nie żyła...
Szybkim ruchem wyrzucił resztę klocków, które ciążyły mu w kieszeni. Chwycił Rosie, bawiącą się zwierzątkami z chińskiego, a co za tym idzie, toksycznego plastiku i wszedł z mieszkania. Chwilę wcześniej zabrał także swojego laptopa, który tyle razy mu pomógł. Nie chciał pozostać sam w tym chaosie. Potrzebował teraz kogoś, kto myśli tak jak inni ludzie. Niezbyt mądrego, ale wiecznie wiernego Johna. Może nie założenie kurtki małej blondynce, nie było zbyt dobrym pomysłem, o czy uświadomił go potem przyjaciel. Może nie zawsze był tak sprytny, jak się wydawało innym. Może znów zaufał niewłaściwym osobom, poddając się szalonemu działaniu jego umysłu i nielogicznym wieźią.
CZYTASZ
You see, but You do not observe |Sherlock BBC [ZAKOŃCZONE]
Fanfic"ᴀʟʟ ʜᴇᴀʀᴛs ᴀʀᴇ ʙʀᴏᴋᴇɴ. ᴀʟʟ ʟɪᴠᴇs ᴇɴᴅ. ᴄᴀʀɪɴɢ ɪs ɴᴏᴛ ᴀɴ ᴀᴅᴠᴀɴᴛᴀɢᴇ." Od pewnego czasu wszystko się zmieniło. Blondynka, która zawróciła w głowie Johna, odeszła, zostawiajac go praktycznie samego z malutką Rosie. Sherlock dowiedział się o istnieniu...