16 |Przedstawienie

231 32 13
                                    

« The show must go on
The show must go on (yeah yeah)
Ooh, inside my heart is breaking »

Choć lekko płakała, John oddał ją pod opiekę swojej dawnej przyjaciółki. Kobiety, która zawsze znajdzie czas dla uroczej Rosie i jej ojca. Niespodziewana wizyta nie przeszkodziła jej w codziennych czynnościach. Lekarz pożegnał cicho córeczkę, mocno ją ściskając, i odszedł z kawałkiem lodowej bryłki, którą kształtowała wizja opuszczenia tego świata i osamotnienie Watson, jak niegdyś on tego doświadczył.

— Przynajmniej, wiesz gdzie jest — powiedział Sherlock cicho, choć w głowie wyrzucał mu liczne romanse.

Twarz detektywa była chłodna. Usilnie o czymś myślał. Analizował każdy możliwy ruch, który zastanie w teatrze. Tworzył scenariusze, które mógłby się rozegrać. Próbował przewidzieć, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Próbował zrozumieć rolę Michelle w tym spektaklu.

Były wojskowy z wielkim wysiłkiem stał na własnych nogach. Jego myśli krążyły wokół Rosie. Był przerażony, a jego silne dłonie lekko drżały. Poprawiał włosy, łapiąc jedną z taksówek, które właśnie jechały po wąskiej ulicy. Minęła jeszcze chwila, nim taksówkarz zapytał się, gdzie chcą pojechać. Gdzie zakończy się ich historia. Nie pytając się Sherlocka, Watson, łamiącym się głosem, podał kierowcy adres. Odruchowo, zaczął szukać w kieszeni kurtki drobnych, by zapłacić za przejażdżkę.

Holmes usiadł obok niego, tym razem jego ego nie przeszkadzało mu podróżować razem z doktorem. Tym razem był zbyt przejęty. Radość ze zwieńczenia mieszała się z lekkim strachem o kobietę, która wciąż była dziwnie znajoma. Cisza, która polubiła tę dwójkę, nie trwała długo. Trąbienie jednego z samochodów przed nimi, otrzeźwiło mężczyzn. Na ulicy zrobił się korek. Czarna taksówka, w której jechali, była w jego centrum. Na twarzy detektywa malowało się zniecierpliwienie, a wiatr na zewnątrz znacznie przybrał na sile, kierując gazety, leżące na chodnikach, na boczne szyby.

— Szybciej będzie pieszo — odezwał się nagle John. Skrył dłonie w kieszeniach kurtki. — Sherlocku? — zapytał poddenerwowany, widząc, że przyjaciel nie zwraca na niego uwagi.

— Nie śpiesz się — powiedział spokojnie, poprawiając swój niebieskoszary szalik. — Przecież wszyscy, których chciałeś ochronić, są bezpieczni, prawda? — Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Wyciągnął komórkę z kieszeni płaszcza, który tak uwielbiał.

— Ty nie — powiedział dosadnie, chwytając gwałtownie jego dłoń.

Ciemnowłosy przewrócił charakterystycznie oczyma, zrzucając jego rękę. Zniesmaczony zachowaniem lekarza  zaczął jeden ze swoich monologów, oczywiście, tak uwielbianych przez Johna.

— Nie wiem, czy zauważyłeś, ale jest niezwykły wiatr. Bieg, w popłochu, na drugi koniec miasta, nie jest racjonalny. — Zmierzwił włosy, które opadły mu na twarz. — Wcale nie bylibyśmy szybciej, radzę zwrócić także uwagę na to, że ta kobieta może mieć wszędzie szpiegów. Ba! — krzyknął nagle. — Oczywiście, że ich ma — mówił na tyle cicho, by kierowca go nie słyszał, ale dostatecznie głośno, by towarzysz wiedział, co chce mu przekazać.— Poza tym, muszę jeszcze coś sprawdzić, a ty — popatrzył na niego — spróbuj się uspokoić. — Jak gdyby nigdy nic, Sherlock opadł na siedzenie i zaczął używać przywileju, którym jest posiadanie Mycrofta jako brata.

Powoli zbliżali się do celu. Samochodów przybywało, niestety.  Ludzie, idący ulicami, łapali w locie swoje nakrycia głów i chusteczki wymykające się z toreb. Wszystko krążyło na wszechobecnym wietrze. Lekarz bardzo nerwowo pocierał dłonie oraz skroń. Co chwilę jego myśli uciekały do małej Rosie i żony, która już nie wróci. Do tych najczarniejszych scenariuszy i momentów, które przeżył.

You see, but You do not observe |Sherlock BBC [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz