five // when you call me beautiful

1.5K 163 5
                                    

Zegar na małym wyświetlaczu telefonu wskazywał dokładnie szesnastą dwadzieścia siedem. Niska brunetka ze zniecierpliwieniem stała przy jednym z terminali na hali przylotów i obserwowała na zmianę tablice informacyjne. Przez lotnisko przewijało się coraz więcej ludzi, a ona zaczęła odczuwać dziwny dyskomfort w okolicach żołądka, jak zawsze, kiedy przychodziło jej stawić czoło stresującym sytuacjom. Stąpała z nogi na nogę i miała nadzieję, że jak najszybciej zobaczy na ekranie informację, że wyczekiwany przez nią samolot wylądował.

Z minuty na minutę miejsce robiło się coraz bardziej tłoczne. Pojawiało się coraz więcej osób chcących przywitać swoich krewnych, przyjaciół, czy nawet współpracowników. Te sceny zawsze sprawiały, że na twarz Lane wstępował uśmiech i robiło jej się cieplej na sercu. Jako stała bywalczyni tego miejsca mogła przyznać, że ściany lotnisk w Wielkiej Brytanii widziały więcej szczerych pocałunków, niż wszystkie kościelne ołtarze razem wzięte. Sama nigdy nie stroniła od okazywania uczuć przy każdym powitaniu, bądź pożegnaniu Ashtona. Nie obchodziło ją, czy ktokolwiek na nich patrzy, ani czy ktokolwiek ich ocenia. W chwilach takich jak te, liczyli się tylko oni i wszystko, co wokół nich, zdawało się znikać w przeciągu sekundy. Jak przy machnięciu magiczną różdżką.

- Przepraszam, czy samolot z Nowego Jorku już wylądował?

Wyrwana ze swoich przemyśleń, Lane spojrzała na mężczyznę, który zadał jej pytanie. Zmieszana skierowała wzrok na tablicę informacyjną i widząc napis Lot 2748, NY, wylądował z uśmiechem skinęła w jego stronę. Ten odwzajemnił uśmiech i rzucił krótkie „dziękuję”.

Czując coraz większe zdenerwowanie, przyglądała się wszystkim pasażerom wychodzącym zza szklanych drzwi. Wspinając się na palce i kurczowo ściskając telefon w dłoni, próbowała dostrzec wśród tłumu blond czuprynę, którą prawdopodobnie ujarzmiała czerwona bandana.

Nie myliła się. Po chwili jej oczom ukazał się biegnący w jej stronę Ashton, który niezdarnie ciągnął za sobą wielką, czarną walizkę na kółkach. Nie dbając o spory tłum zebranych, upuścił bagaż na środku korytarza i już po chwili trzymał szczelnie w ramionach swoją dziewczynę. Ta stanęła swoimi małymi stopami na jego większe i wtuliła się mocniej w tors chłopaka, delektując się dobrze znanym jej zapachem. Ten pocałował ją z czułością w czubek głowy i ujmując jej twarz w dłonie, spojrzał prosto w jej niebieskie tęczówki.

- Nawet nie wiesz jak za Tobą tęskniłem, piękna.

A/N: Nie jestem ani trochę zadowolona z tej historii, ale cóż. Chcę też dodać, że następna część raczej nie pojawi się tu zbyt prędko, bo zwyczajnie mam zastój i zero pomysłów. Anyway, bardzo dziękuję za głosy i komentarze xx

things that make me happy ❁ irwin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz