Była niedziela, gdy zaraz po śniadaniu musiałyśmy iść do kościoła. Na szczęście nie był on zbyt daleko od sierocińca, także drogę przebyłyśmy w nie więcej niż piętnaście minut.
Na samym przodzie szła Yvette. Była pochłonięta rozmową z siostrą Audrey. Co jakiś czas posyłały sobie uśmiechu, a mnie skręcało w środku. Bynajmniej nie dlatego, że nie lubiłam gdy Yvette się śmieje, ale dlatego, że żałowałam, że do mnie uśmiecha się tak rzadko. Nieco dalej szła siostra Odette. Nie była zbyt sympatyczna, co zauważyłam w pierwszy dzień, gdy oprowadzała mnie po sierocińcu. Wtedy jeszcze stwarzała nikłe pozory dobroduszności. Na ten moment wiem, że jest bardzo oschła i surowa. Starałam się nie wchodzić jej w drogę, na jej lekcje zawsze być przygotowaną i szczerzyć się do niej jak głupia na każdym kroku. Ginette miała o niej podobne zdanie, ale w przeciwieństwie do mnie, wyrażała je na głos. Wiedziałam, że któregoś dnia sobie nagrabi. Kilka razy nawet ją upominałam, ale ona i tak zawsze robiła swoje.
– Nie mam ochoty tam iść - szepnęła mi na ucho Ginette.
– Uwierz, że ja też - spojrzałam na nią. Jej długie włosy opadały falami na ramiona. Przez wiatr kilka kosmyków spoczywało na jej twarzy. Miałam ochotę odgarnąć je, ale powstrzymywał mnie fakt, że nie powinnam w ogóle myśleć o kobietach w ten sposób.
Ostatnio dosyć często zastanawiałam się, szczególnie wtedy gdy patrzyłam na Ginette, jak smakują jej usta. Miałam ochotę ją pocałować, ale nie jak przyjaciółka przyjaciółkę, ale jak kobieta zakochana w innej kobiecie. Przerażały mnie te myśli. Nie chciałam tego czuć, ale walczenie z tym nie należało do najprostszych rzeczy. Dziewczyna znów na mnie popatrzyła, uśmiechając się przy tym lekko. Kiedy wchodziłyśmy do kościoła przepuściłam ją w drzwiach. Stałyśmy na samym końcu. Siostry siedziały w pierwszej ławce. Edith i kilka innych dziewcząt zaraz za nimi. Próbowałam dostrzec Blanche. Siedziała wyprostowana obok swojej przyjaciółki i niemal z tęsknotą spoglądała na Jezusa powieszonego na krzyżu.
Ksiądz zaczął mówić, ale nie słuchałam go. Ukradkiem spoglądałam na znudzoną Ginette. Opierała się niedbale o filar i widać było, że myślami krążyła gdzie indziej. Musiała poczuć, że na nią patrzę bo podniosła wzrok i uśmiechając się do mnie zadziornie, wyszeptała:
– Idziemy stąd?
Przez moment chciałam zaprotestować, ale kiedy doszło do mnie, że będę tu stać jeszcze przez co najmniej godzinę, przystałam na jej propozycję. Przecisnęłyśmy się przez tłum ludzi i weszłyśmy na marmurowe schody prowadzące do kościoła. Obie odetchnęłyśmy z ulgą.
– To co robimy? - zapytałam, rozglądając się wokół.
Ginette pociągnęła mnie za rękę. Szłyśmy w ciszy przez kilka dobrych minut. Omijałyśmy zaparkowane samochody i budynki, aż w końcu weszłyśmy na skraj lasu.
– Chcesz tam wejść? - znów zadałam pytanie, tym razem ze strachem.
– Jest tam bardzo ładne miejsce - nie chciałam pytać skąd ona to wie. Musiała zobaczyć zdziwienie na mojej twarzy, bo dodała - Co jakiś czas wymykam się z mszy, i właśnie tam idę. Chodź - wzięła moją dłoń w swoją.
Droga nie była zbyt długa, bo po parunastu sekundach stałyśmy niedaleko ogromnego drzewa. Wierzby, której gałęzie jak i liście płaczliwie kierowały się do dołu, tworząc coś w rodzaju schronienia przed otaczającym światem. Położyłyśmy się pod pniem na miękkiej zielonej trawie. Czułam się szczęśliwa. Miałam obok siebie przyjaciółkę, byłyśmy same. Ukryte przed wszystkimi.
– Ale spokój - powiedziałam.
– Taak - Ginette ziewnęła - Czasem zapominam jaki denerwujący jest fakt, że przez dwadzieścia cztery godziny na dobę jest obok mnie tyle innych dziewczyn.

CZYTASZ
Dzieli nas habit
Fanfic"Spojrzałam w jej szare oczy. Wiedziałam, że to nasze ostatnie spotkanie. Pocałowałam ją, na pożegnanie, choć czułam, że tym bardziej będzie mi trudno o niej zapomnieć..." DRUGA CZĘŚĆ pt. „DZIELI NAS PRZEPAŚĆ"!