Sebastian x Reader x William Może drineczka? cz. 1

4.3K 171 195
                                    

Dedykacja dla Queenofsuggestions Przepraszam za długi brak lemonów...

Siedziałam w barze, popijając sobie całkiem dobrą whisky, która była bardzo popularna w tym lokalu. Nie zwracałam wogóle na rzeczywistość uwagi, gdyż bardziej byłam skupiona na awaryjnym planie, polegającym na udobruchaniu mojego szefa, czekającego na moje raporty już od jakiś pięciu godzin. A jebać to, alkohol sam się nie wypije! Zadowolona pod wpływem pięciu kolejek, podniosłam już szósty kieliszek i opróżniłam go do końca. Ludzie wokół mnie gadali, pili, bili się, no cóż, taka codzienność w takich podrzędnych barach, jak ten. Trochę już byłam pijana, ale mnie to nie przeszkadzało. Oparłam dłoń po policzek, zdając sobie sprawę, iż Spears prędzej czy później znajdzie mnie i dopiero wtedy będzie akcja... Nienawidził spóźnień, a że ja stanowiłam mniejszość mających punktualność na wyjebaniu, dostawałam ciągle nadgodziny. Ludzie mówią, że życie jest tylko jedno, co nie? Nawet nie wiedzą, ile w tym gówno prawdy, dopóki nie zostaną bogami śmierci. W tym zawodzie można się napracować dokładnie tak, jakbyś miał kilka robót jednocześnie. Jeśli myślisz, że to koszmar, to masz absolutną pewność, że nie warto się zabijać dla tony papierków i śmiesznej pensji.

Z moich ust wyszła całkiem niezła nawiązka przekleństw, kiedy się skapnęłam, że szklanka była już pusta, a ja nie miałam już żadnych oszczędności na kupienie sobie jeszcze jednego. Przeklęty Spears i te braki finansowe, przez które każdy musiał uważnie obchodzić się z pieniędzmi, co tylko powodowało dodatkowy problem w naszym wydziale. Zabawny jest wogóle fakt, że zabiłam się trzydzieści lat temu tylko dlatego, iż miałam problemy finansowe. I po chuj, skoro nawet po śmierci nie mam spokoju z pieniędzmi, co tylko sprawiało u mnie wkurw najwyższego poziomu. Nawet Grell przeszkadzający mi w robocie, żeby wyciągnąć mnie na facetów, nie denerwował mnie tak bardzo, jak nasz wydział i jego kochany, ułożony szefunio, zwanym Williamem T. Spearsem. Jezu, jak ja nim gardziłam. Był to zimny, obojętny ma krzywdę innych, arogancki, egoistyczny debil z wysokim kijem, który pewnie miał poprawić jakość jego małego ptaszka w spodniach, bo jak inaczej wytłumaczyć ten cholernie potężny sekator do ścinania drzew? Wogóle, co za idioci wymyślili sobie, żeby angielski wydział miał jako kosy śmierci jebany sprzęt ogrodniczy, zamiast czegoś normalnego? Proszę was, kosiarka, piła łańcuchowa ma za zadanie zastraszyć demona i zebrać dusze? O nie, zaraz cię przejadę kosiarą, spisuj testament szmato, tylko skoszę trawniczek! Jakież to żałosne, że jako jedyna byłam całkiem normalna w tym całym gównie. Tylko ja wybrałam sobie normalny sprzęt i zamiast robić za ogrodnika, koszę umierających i wrogów guan dao. Niby wygląda on zwyczajnie, ale jak się nim obsługujesz, odwalasz całkiem porządną robotę. Przynajmniej mnie się dobrze tym posługuje.

- Ehhh, jeszcze cała wieczność w tym piekle i mogę przejść na emeryturę. Jupi! - powiedziałam ironicznie, kichając, zasłaniając twarz dłonią, by było bardziej higieniczne. Tak, zawsze jak jest mi źle, zaczynam kichać. Nie wiem, od czego to zależy, ale jest to dla mnie potwornie irytujące. Jeszcze za życia to miałam, więc po śmierci tym bardziej dziwne, że mi to zostało.

- Na zdrowie, panienko.

- Dziękuję - podziękowałam komuś nieznajomemu, który siedział obok mnie. Nie interesowałam sie nim nawet od samego wejścia do tego miejsca, ale w końcu spojrzałam na niego przelotnie, tak z ciekawości. Jaki mnie szok spotkał, kiedy ujrzałam Sebastiana Michaelisa we własnej osobie! Siedząc jak ten słup soli, głupio gapiłam się na demonicznego kamerdynera, posyłającego mi ten swój zalotny uśmiech podrywacza.

- Sebastian?! Co ty tu...? Jak, kiedy, dlaczego? Kurwa, William mnie zajebie...

- Może życzysz sobie kolejeczkę? Mają bardzo dobre drinki, ja stawiam. - Lokaj zignorował moje uwagi, skupiając się bardziej na moją osobę. Jeszcze nigdy nie miałam takiej ochoty uciekać jak teraz, ale moja duma żniwiarza mi na to nie pozwalała.

Kuroshitsuji lemonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz