37

482 32 0
                                    

Camila's pov

Po dotarciu do szpitala, od razu udałyśmy się do recepcji.

- Przepraszam, przywieziono tu moją rodzinę.- mój głos cały czas drżał.

- Jakie nazwisko?- zapytała.

- Cabello- odpowiedziałam natychmiastowo.

- Pani Clara znajduje się na OIOM'ie, Sofia jest nadal operowana, pan Clemetne(dziadek) leży na sali pooperacyjnej, a pani Benita(babcia), jak i pan Alejandro powinni być na sali segregacji.- objaśniła.

-Dziekuję.- rzuciłam i od razu ruszyłam przed siebie.

- Gdzie idziemy?- zapytała moja dziewczyna.

- Do Sofii, jeżeli w najbliższym czasie operacja się nie skończy, to do dziadka, a potem do babci.- przedstawiłam swój plan. Lauren więcej się nie odezwała, tylko chwyciła za rękę w geście otuchy.
Tak szczerze to nie miałam pojęcia gdzie dokładnie się udać, ale zauważyłam swoją babcię.

- Babciu!- krzyknęłam.- Nie powinnaś leżeć?- byłam zmartwiona.

- Hej wnusi. Może i powinnam, ale Sofia jest ważniejsza.- powiedziała.

- A jak się czujesz? Co z tobą? Jak doszło do wypadku?- zasypiałam ją pytaniami.

- Nie wiem zbyt wiele. Policja będzie ze mną rozmawiać najwcześniej jutro.
Czułam tylko jak w pewnym momencie samolot zaczął bardzo obniżać swój lot, a jakieś 5 minut przed planowanym ładowani poczułam jakbyśmy spadali. Wydaje mi się, że żyjemy tylko dlatego, że nie byliśmy na dużej wysokości. Ja dziękuję Bogu, bo powinnam być martwa, a mam tylko lekkie wstrząśnienie mózgu, złamaną rękę z przemieszczaniem, masę siniaków i szwy na nodze. To jest jakiś cud.- zaczęła opowiadać.

- Przynajmniej tyle. A wiadomo już coś o młodej?- byłam przejęta.

- Niestety musimy poczekać do końca operacji.- położyła rękę na mojej.

- A gdzie dokładnie leży dziadek?- miałam zamiar go odwiedzić.

- Sala numer 27.- wskazała kierunek ręką.- Leć do niego, a jak będzie coś tutaj wiadomo, to dam ci znać.

- Mam iść z tobą?- odezwała się moją dziewczyna, o której zupełnie zapomniałam. Przez te wszystkie emocje mój mózg przestaje pracować.

- Jeśli byś mogła.- czułam, że za niedługo się rozpadnę. Te wszystkie emocje to dla mnie za dużo.

- Dziadku...- podeszłam do jego łóżka, gdy byłyśmy już na odpowiedniej sali.- Jak się czujesz?

- Bywało lepiej, ale i tak się cieszę, że żyje.- próbował się uśmiechnąć.

- Co Ci się dokładnie stało?- byłam ciekawa.

- Podczas zderzenia z ziemią, jakiś metal wbił mi się w brzuch. Musieli mi to wyciągnąć operacyjnie i zeszyć. Oprócz tego mam pękniętą kość biodrową, co w moim wieku prawdopodobnie skończy się protezą. Dodatkowo złamane żebro i trochę siniaków oraz otarć.- wytłumaczył.

- Ale jest szansa, że kość się zregeneruje?- dopytywałam.

- Tak, ale jak będzie, to czas pokaże. Widzę dziecko, że cały czas myślisz o siostrze. Idź tam i czekaj. Mi nic się nie stanie, ale poinformuj mnie jak będzie coś wiadomo.- polecił.

- Jasne, ale nie pozbędziesz się mnie na długo.- próbowałam zażartować.

Po wyjściu z sali rozpłakałam się. Lauren od razu wzięła mnie w swoje ramiona.

- Dlaczego ciągle coś się wali?- łkałam.- Dlaczego ich to spotkało? A co jeżeli Sofi nie przeżyje? Dlaczego oni wogóle tu lecieli? - łkałam.

- Będzie dobrze, kochanie. Musi być. Ona jest młoda i silna, da radę. A o powód ich podróży zapytaj babci.- cały czas głaskała mnie po plecach.

- Masz rację. Nie mogę rozpaczać póki nic nie wiem.- chciałam być silna.

- A odwiedzisz rodziców?- zapytała, a mnie zamurowało.

- Chyba powinnam. Mimo wszystko to oni mnie wychowywali.- westchnęłam.

- Pamiętaj, że będę przy Tobie.- pocałowała mnie we włosy.

- Camila, operacja się skończyła i lekarz ma dla nas informacje.- nagle zjawiła się babcia.

- Już idziemy. - ruszyłam w jej kierunku.

- Dziewczynka jest w stabilnym stanie. Niestety złamane 5 żeber naciskało na płuca, przez co wystąpiły problemy z oddychaniem. Dodatkowo musieliśmy zatamować krwotok wewnętrzny. Oprócz tego został zwichnięty nadgarstek oraz rozcięty łuk brwiowy. Musieliśmy wprowadzić Sofię w śpiączkę i powinna się obudzić za dwa dni. Mamy nadzieję, że nie pojawią się żadne komplikacje.- oznajmił.

- Można będzie do niej wejść?- chciałam ją zobaczyć. Czułam się źle z tym, że ostatnio rozmawiałam z nią tydzień temu. Była taka szczęśliwa. Kiedy stąd wyjdzie, zabiorę ją na lody. I nie dopuszczam do siebie myśli o żadnych komplikacjach.

- Dopiero jutro.- powiedział i odszedł.

- Jak dobrze.- cieszyła się babcia.- Już myślałam, że coś poszło źle.

- Na szczęście nie. Teraz tylko czekać aż się obudzi.- chciałam znowu usłyszeć jej głos. Lauren była cicho, ale cały czas mnie obejmowała.

- Jedźcie do domu. Nam tutaj nic nie będzie, a ty musisz odpocząć. Zwłaszcza, że chyba będziesz musiała porozmawiać jutro z ojcem.- stwierdziła babcia.

- Chyba tak zrobię, ale obiecaj, że jutro opowiesz czemu tu przylecieliście.- zgodziłam się.

- Oczyście serduszko.- przytuliła mnie na pożegnania.

- Ty też odpocznij.- rzuciłam na odchodne i skierowałam się na parking.
To był emocjonujący wieczór. Albo raczej noc, bo nie wiem kiedy, ale zrobiło się już przed drugą.

______________________________________

Wyszła trochę mamałyga, ale nie umiem tego inaczej napisać.

Nobody knows l CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz