38

482 31 9
                                    

Camila's pov

Obudziłam się o 9. Lauren już nie spała, dlatego szybko się ubrałyśmy i pojechałyśmy do szpitala. Ja udałam się do Sofii, a zielonooka poszła kupić gdzieś śniadanie. Siedziałam przy siostrze około pół godziny. W mojej głowie pojawiało się masę wspomnień i złych myśli. Jednak lekarz mówi, że wszystko w porządku, co jest bardzo dobrą informacją.

Po wyjściu z sali zauważyłam moją dziewczynę.

- Mam nadzieję, że będzie smaczne.- powiedziała podając mi moją ulubioną kawę i ciepłą kanapkę.

- Dziękuję.- pocałowałam ją w policzek.- Idziesz ze mną do dziadka?

- Muszę zadzwonić do dziewczyn, więc za chwilę do ciebie dołączę.- pogłaskała moją dłoń.- Powiedz mi tylko jeszcze, co z młodą?

- Wszystko w porządku. Jeżeli nic złego się nie wydarzy, to jutro wieczorem będą ją budzić.

- To świetnie!- ucieszyła się.

Następnie udałam się do dziadka, gdzie siedziała też babcia.

- Cześć, dziadku.- przytuliłam staruszka.

- Hej, wnusiu.- odpowiedział z uśmiechem.

- Cześć, babciu.- podeszłam do kobiety.

- Witaj, Mila. - przyciągnęła mnie do siebie.

- Jak się czujecie.- zadałam pytanie.

- Bywało lepiej, ale nie jest najgorzej.- rzekł dziadek.

- Jak dobrze pójdzie, to jutro mnie wypiszą.- staruszka była zadowolona.

- To wspaniale! Zatrzymasz się u nas.- myślę, że dziewczyna nie będzie miała z tym problemu.

- Dziękuję.

- To może powiecie mi wreszcie jaki był powód waszego przylotu.- popatrzyłam na nich wyczekująco.

- Dobrze...- zaczęła kobieta.- Chodzi o Sofi. Ostatnio rodzice coraz bardziej na nią naciskają i wymagają od niej bycia perfekcyjną. Przez to często się zasmuca, mówi, że jest beznadziejna. Zwłaszcza Sinuhe wywiera na niej bardzo dużą presję. Dlatego chcieliśmy przejąć prawa opieki nad twoją siostrą. Myślimy, że dzięki temu nie byłaby taka zdenerwowana na codzień i miałybyście łatwiejszy kontakt. Twoi rodzice wpadli w szał, jak się o tym dowiedzieli. Uważają, że przesadzamy. Tylko, że im nawet nie zależy na małej. Jedyne o co dbają, to co powiedzą inni. Stwierdzili, że już jedną córkę stracili, która zresztą przyniosła im wiele wstydu. Dlatego nie mogą pozwolić zabrać sobie drugiej, bo to ich postawi w złym świetle. Chcieli cię przekonać żebyś nie zeznawała w sądzie na naszą korzyść. Nie wiem jak chcieli to zrobić, ale myślę, że nie udałoby im się to. Dlatego wszyscy tutaj przylecieliśmy, aby porozmawiać na żywo.- zakończyła.

- Bardzo doy, że chcecie to zrobić. Gdybym miała jak, to sama bym ją zabrała. Czy oni są głupi, że myśleli, że mnie przekonają? Martwi mnie tylko fakt, że Sofi nic mi o tym nie powiedziała. Mówiła, że wszystko okej.- byłam zirytowana całą sytuacją. Czy Alejandro i Sinuhe chcą zniszczyć drugie dziecko?

- Wiedziała, że ostatnio się u ciebie dużo działo i nie chciała ci dokładać zmartwień.- wyjaśnił dziadek.

- Porozmawiam z nią jak się obudzi i będzie się lepiej czuła. Teraz muszę się skonfrontować z ojcem...- westchnęłam.

Po wyjściu z sali zauważyłam siedzącą na krześle Lauren.

- Czemu nie weszłaś?- zapytałam.

- Nie chciałam przeszkadzać.

- Możliwe, że jutro wypiszą babcię. Powiedziałam jej, że może zatrzymać się u nas. Nie jesteś zła?- czekałam na jej relacje.

- Jasne, że nie. Lubię twoją babcię i to żaden problem.- zapewniła.

- To świetnie. Przepraszam, ale teraz muszę iść do ojca i chyba lepiej jak porozmawiam z nim sama...- wyszeptałam wtulając się w ciało dziewczyny.

- Mam nadzieję, że nie będzie źle. Jakby co to dzwoń. Ja pójdę przywitać się z dziadkami i posiedzę w barku.- po tych słowach mnie pocałowała.

- Za niedługo do ciebie dołączę.- powiedziałam odsuwając się od niej.

Spodziewając się, że ojciec będzie pod salą matki, ruszyłam w tamtą stronę. Oczywiście najpierw musiałam się w recepcji dowiedzieć, gdzie dokładnie leży. Będąc na miejscu zauważyłam"tatę". Na moje nieszczęście on też mnie zobaczył i wstał z miejsca.

- To twoja wina! Gdybyś została w domu jak człowiek, bylibyśmy szczęśliwą rodziną. Nie musielibyśmy latać za TOBĄ! Jesteś nic niewarta.- mówił podniesionym głosem. Niestety korytarz był pusty. Czemu akurat teraz nikogo nie ma? Na dodatek mężczyzna pociągnął mnie za zakręt, gdzie stał tylko automat.

- To wy nie umiecie zająć się dzieckiem!- warknęłam, a po chwili tego pożałowałam. Ten człowiek nie ma żadnych hamulców i po prostu przywalił mi w twarz.

- Zamilcz!- docisnął mnie do ściany.- To przez ciebie wszystko się sypie. Lepiej jakbyś się nie urodziła.- na jego słowa łzy zaczęły zbierać mi się w oczach. Następnie tylko uderzył mnie mocno w brzuch i wydyszał.- Wreszcie poznasz swoje miejsce. Zasługujesz na to.

Ja tylko zsunęłam się po ścianie i zaczęłam płakać. Człowiek, którego kiedyś kochałam właśnie mnie uderzył i nawet się nie zawahał.....

Nobody knows l CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz