Rozdział ósmy

50.1K 1.9K 392
                                    

Rachel

- Co do kurwy?! - Usłyszałam znajomy baryt głosu, na który mimowolnie zadrżałam. Przełknęłam ślinę, powoli odwracając głowę, nadal tkwiąc w ramionach Kobieciarza.

- Heeeej, Blaise. Co tu robisz? - Uśmiechnęłam się słodko, szarpiąc się w uścisku Sven'a. Roland uśmiechnął się sztucznie w kierunku błękitnookiego, mocniej przytrzymując mnie w tali.

- Raczej, co ty tu robisz? - warknął, zaciskając pięści. Jego przystojną twarz zdobił groźny grymas, a muskularna sylwetka była napięta do granic możliwości.

- Idę na lunch - mruknęłam, czując się niezręcznie w towarzystwie jego jak i Sven'a. - A ty? - dopytałam, przegryzając dolną wargę.

- Idziesz na lunch, obściskując się z jakimś fagasem?! - wrzasnął, wytrzeszczając na nas oczy i wymachując na wszystkie strony rękoma.

- Hola, hola. Przystopuj, stary - powiedział blondyn, na którego momentalnie przeniosłam wzrok. Widząc jak nasze twarze są niebezpiecznie blisko siebie, gwałtownie odwróciłam głowę, zaciskając usta w wąską kreskę.

- I co? Sądzisz, że ta męska dziwka jest lepszym kandydatem na ojca Colin'a? - zapytał wściekły, ciskając gromami z oczu. Zmarszczyłam gniewnie brwi, słysząc co mówi.

Jak śmiał, sądzić iż coś czuję do tego szurniętego Kobieciarza. Fakt, czasami nasze rozmowy były przyjazne, ale błagam! Jaki normalny facet, w dodatku latający za dziwkami, próbuje uwieść kobieta posiadającą dziecko. No jaki?!

- Ej, nie będziesz mnie, dupku obrażał, rozumiesz? - Sven zmrużył oczy, powoli uwalniając mnie z uwięzi. Stanął na przeciwko Blaise'a, który wręcz się gotował od gniewu.

- Dupku? Mnie nazywasz dupkiem, dupku? - dopytał groźnie ciemnowłosy, zaciskając szczękę. Przymknęłam oczy, oddychając głęboko.

Z nimi było gorzej niż z dziećmi!

- Tak ciebie nazywam dupkiem, dupku - powiedział usatysfakcjonowany Roland, stawiając krok w jego kierunku. Powstrzymałam cisnący mi się na usta śmiech z powodu ich groźnych min. Byłam rozbawiona jak i z lekka przerażona, widząc jak zbliżają się do siebie jak rozjuszone byki.

- Ty... - wysyczał Blaise'a, przyjmując postawą bojową.

-... przestaniesz! - krzyknęłam, dokańczając za niego zdanie. - Dosyć już! Idę na lunch, okey? Mam gdzieś, co wy zrobicie, ale się nie bijcie, bo nie wiem nawet o co! Blaise, nic mnie nie łączy ze Svenem, po za pracą, ale ciebie akurat nie powinno obchodzi z kim się spotykam - wyjaśniłam, mrożąc wzrokiem obydwu.

Ciemnowłosy na chwilę zwiesił głowę w dół, na co uśmiechnęłam się usatysfakcjonowana. Po krótkiej chwili podniósł ją, obdarzając mnie,  świecących niczym lampki choinkowe, spojrzeniem.

- Okey, to pa - mruknął po chwili ciszy blondyn, wchodząc z powrotem do windy i patrząc na mnie wymownie. Przegryzłam wargę, wychodząc z niej i stając obok czarnowłosego.

Pora coś sobie z nim wyjaśnić.

- Em, to może dasz się skusić na kawę? - zapytał niepewnie White, na co uśmiechnęłam się w duchu. Kiwnełam lekko głową, odwracając się na pięcie i zmierzając ku wyjścia.

Po chwili usłyszałam za sobą kroki, na co na mojej twarzy zakwitł zadziorny uśmiech.

***

- Proszę, o to pani latte, a pana czarna - powiedział uprzejmie kelner, stawiając przed nami dwie filiżanki kawy.

Kiwnełam głową w podzięce i uśmiechnęłam się miło do dwudziestoparolatka, który zaczął od nas odchodzić. Powolnie zatopiłam wargi w gorącym napoju, siorbiąc go po cichu. Wzrok miałam utkwiony w ciemnowłosym, który, chyba, dusił się pod moim spojrzeniem, ponieważ kilka razy luzował swój krawat i poprawiał kołnierz śnieżnobiałej koszuli.

Mom, do you love daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz