Rozdział dwudziesty drugi

34.7K 1.2K 124
                                    

Blaise

Uśmiechnąłem się szczęśliwy do chłopca, gilgocząc go pod pachami. Dziecięcy śmiech roznosił się po całym mieszkaniu. Trzylatek wił się pode mną, chichrając się w niebo głosy i kopiąc w przestrzeń swoimi nóżkami. Rozbawiony pokręciłem głową, dając mu spokój, poprzez zaprzestanie gilgotek.

- Jesteś niedobly - burknął chłopiec, mając na ustach lekki uśmiech. Po chwili zmarszczył brwi, nadal mając uśmiech na twarzy, i kopnął mnie delikatnie, a pewnie w jego mniemaniu mocno, w kostkę. Rozszerzyłem źrenice, uświadamiając sobie, że mnie uderzył. Zmroziłem go wzrokiem i mocno się skrzywiłam, chcąc pokazać chłopcu jak "bardzo" mnie boli stopa.

- Ałć, moją stopa. O jejciu - ubolewałem, skacząc na jednej nodze i krzywiąc się. Lamenty opuszczały moje usta, sprawiając Colin'owi niewyobrażalną radość.

- Widzisz? W przyszłości zostanę bokserem - oznajmił, wypychając pierś do przodu i pusząc się niczym paw. Wywróciłem dyskretnie oczami, próbując zatuszować mój uśmiech.

- No dobrze, siłaczu. Ale najpierw musisz dużo zjeść, aby nabrać masy. Chodź - powiedziałem, lekko popychając do przodu chłopca.

Skierowaliśmy się w kierunku kuchni, z której unosił się apetyczny zapach. Moja gosposia Gloria, wróciła z tygodniowego urlopu, więc mogła się wreszcie zająć moim wyżywieniem. Chociaż i tak zdecydowanie bardziej wolałem jedzonko od mojej Rachel. Tak, mojej. Żaden ciota już mi jej nie odbierze.

- Dzień dobry, panie White - przywitała się czerwonowłosa, zaraz po przekroczeniu progu. Pani Ploth była specyficzną kobieta. Niedawno przechodziła kryzys wieku średniego, przez co przefarbowała swoje blond włosy z przebłyskami siwych pasm, na ognisto czerwony kolor. Ścieła je dodatkowo do początku szyi i ciągle powtarzała, że to fryzura na "bombkę". Jak na czterdzieści osiem lat, miała niezwykłą figurę. Była dosyć chuda, jednak mała oponka, oczywiście gościła na jej brzuchu. Skąd to wiedziałem? Podczas tego kryzysu, zaszalała w galerii, kupując miliony krótkich bluzek. Przez co paradowała przez ponad dwa tygodnie w odsłoniętym brzuchu, dekoltem, który odkrywał jej piersi i jej odsłoniętymi nogami, bo oczywiście spodenki, ledwie sięgały połowy tyłka.

- Witaj, Glorio - mruknąłem, siadając na barowym stołku, uprzednio pomagając Colin'owi. - Przygotowała byś dwie porcje naleśników? Trzeba nakarmić dwóch siłaczy - poprosiłem rozbawiony, uśmiechając się porozumiewawczo do blondyna.

- Oczywiście - odpowiedziała i pochłonęła się w wir gotowania.

***

Rachel

- No, tak - przytaknełam, uśmiechając się miło do starszej pani. - Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby dostała pani prawo do opieki nad pani wnukiem. Proszę się nie martwić, za wszystkie przewinienia pani zięcia, powinna ta sprawą pójść gładko - uśmiechnęłam się do kobiety, puszczając jej oczko. Zamknęłam mój dziennik w którym miałam zapisane aktualne sprawy i wstałam z krzesła. - Dziękuję, że właśnie mi pani powierzyła ta sprawę. Do widzenia - mruknęłam, ściskając rękę pani Rosalie i uśmiechając się do niej miło.

Równo z jej wyjściem, z sapnieciem rzuciłam się na kanapę stojąca w kącie. Musiałam nadrabiać nadgodzinami mój kilku dniowy urlop. Do tego samopoczucie pozostawiało wiele do życzenia. Czułam się ospała, a głowa z dnia na dzień ciążyła mi coraz bardziej.

- Mogę? - Usłyszałam, a chwilę później drzwi od mojego gabinetu się otworzyły i stanął w ich progu nie kto inny jak Blaise.

- Co tu robisz? - zapytałam, momentalnie się ożywiając.

- Postanowiłem cię odwiedzić - wyjaśnił, robiąc kilka kroków do przodu - Proszę, to dla ciebie - powiedział, wręczając mi bukiet czerwonych róż.

Z uśmiechem zatopiłam w nich swój nos, wąchając ich słodką woń.

- Dziękuję - szepnęłam, wstając i złączając nasze usta razem.

Całowaliśmy się powoli, nigdzie się nie śpiesząc. Nasze wargi, gryzły siebie wzajemnie, a ja czułam jak cała płonęłam pod jego dotykiem.

Tak bardzo go pragnęłam.

Przyciągnełam go jeszcze bliżej siebie za jego śnieżnobiałą koszule. Poczułam jak uśmiecha się przez pocałunek, co spowodowało taką samą reakcję u mnie.

Po kilku sekundach, oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc. Blaise oparł swoje czoło o moje z zamkniętymi oczami. Jego czarne jak smoła włosy zlewały się z moimi, tworząc z pewnością nie mały kontrast. Ja natomiast miałam otwarte oczy. Obserwowałam jego spokojną twarz. Jego usta były uformowane w szerokim uśmiechu, co napawało mnie optymizmem.

Po chwili, błekitnooki otworzył oczy, ukazując w nich ogniki szczęścia. Sama się uśmiechnęłam, a czując znane już sobie wcześniej uczucie formujące się w brzuchu, wiedziałam, że złamałam jedną z danych sobie przysięg.

-----

Hello, baby

W sumie to fajny tytuł na książkę...

No, ale cóż... PRZEPRASZAM!

I'M SO SORRY

REALY

Nie chciałam, żeby było aż taka ogromna przerwa. Ale jak już pisałam, rozdziały będą pojawiały się w weekendy, ewentualnie w środę bo w tedy mam czas.

Mam jednak nadzieję, że nadal ze mną jesteście i, że mnie nie opiscikiscie!

Gwiazdkujcie, KOMENTUJCIE

Wasza
Princess_of_asshole

Mom, do you love daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz