2/3
Blaise
Parkując przed domem Rachel zapadał już mrok. Ulice zostały oświetlone przez lampy uliczne, a po chodnikach spacerowali już tylko nieliczni. Westchnąłem, wyłączając silnik auta i odwracając się w kierunku brunetki.
- To... Cześć? - mruknęła, zagryzając dolną wargę. Mój wzrok mimowolnie na niej spoczął, a ja poczułem jak w środku moich spodni coś się porusza. Przeklnąłem w myślach na atrakcyjność matki mojego syna.
- Hej - odpowiedziałem po chwili, posyłając szeroki, aczkolwiek zmęczony, uśmiech Sheridan.
Byłem zmęczony. Zmęczony fizycznie spacerem po zoo wraz z rozbrykanym Colin'em jak i zmęczony psychicznie rozmową z Meghan. Nienawidziłem jej, tak bardzo jej nienawidziłem. Obwiniałem ją o wszystko co się stało i , cóż, wciąż to robię. Obwiniam ją o to, że straciłem szansę na normalną rodzinę z kobietą którą kocham. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że to nie tylko ona ponosi za to odpowiedzialność, ale do chuja pana! To ona zaciągnęła mnie do łóżka!
- Dziękuję, Blaise - powiedziała niespodziewanie Rachel, przez co przeniosłem na nią swój wzrok. Jej brązowe włosy okalały jej piękną twarz, a czekoladowe tęczówki odbijały światło padające z pobliskiej latarni, przez co zdawały się iskrzeć.
- Za co? - zapytałem zdezorientowany, nie rozumiejąc powodu jej podziękowań. Przecież nie zrobiłem nic, za co powinienem za nie zasłużyć. Była taka delikatna, a tak dużo przeszła. Przeze mnie i przez jej parszywą rodzinkę, którą zamierzam wyjaśnić.
Boże, gadam jak gimbus. Za dużo czasu, najwidoczniej, spędzam ze swoim bratem.
- No, za ten dzień. Było fajnie. Colin się cieszył, że wreszcie ma tatę i mamę - mruknęła, uśmiechając się lekko. Patrzyłem na nią, nie wiedząc co odpowiedzieć. Chciałem, pragnąłem jak cholera, posmakować na nowo jej słodkich warg, wybadać każdą wypukłość na jej idealnym ciele i przeliczyć na nowo jej złociste piegi.
Tak bardzo pragnąłem stać się dla niej na powrót kimś ważnym.
- To... Ja będę już szła - powiedziała cicho, skrępowana moim nieprzejednanym wzrokiem.
Westchnąłem ciężko, wiedząc, że będziemy musieli się pożegnać na, przynajmniej, dwanaście godzin.
- Czekaj, pomogę ci - zaoferowałem, pociągając za stalowa klamkę samochodu i owterajac jego drzwiczki. Wyszedłem na świeże powietrze, pełne zanieczyszczeń. Wciągnąłem powietrze, o mało co się nie dusząc, kiedy sportowe auto zajechało tuż obok mnie. Spaliny samochodu wdarły się do moich nozdrzy, przez co zacząłem niepohamowanie kaszleć.
- Chodź no już, a nie wdychaj spaliny. Zaraz się zakrztusisz - odezwała się rozbawiona Rachel, pojawiając się u mojego boku i poklepując mnie na plecach. Poczułem przyjemne drżenie mojego ciała spowodowane kontaktem z jej skórą.
Kiwnąłem głową, ostatni raz odkaszlnąłem i podszedłem w kierunku tylnych siedzeń. Z fotelika wyjąłem Colin'a jak i jego nową zabawkę, hipopotama Sama.
- Daj - powiedziała Rachel, wystawiając do mnie swoje niewielkie dłonie. Zignorowałem je, zatrzaskując samochód i zamykając go na klucz. - Blaise! - Usłyszałem nawoływanie, na które uśmiechnąłem się, jednak nie odwróciłem się w kierunku sprawcy.
Przyspieszyłem swój marsz z Colin'em na rękach, który, szczerze mówiąc, nie był leciutkim pióreczkiem, jednak nie sprawiał ogromnych kłopotów.
Kiedyś to się nosiło prawie 70 kilogramowe, zgrabne kobietki. Kiedyś, no dwa tygodnie temu czy tam pięć dni temu to kiedyś.
Dotarwszy na ganek, przystanąłem, poprawiając syna na rękach. Zaczekałem na brunetkę, która po kilku sekundach podeszła do mnie z gromami w oczach, niosąc w ręce zakupy, które zrobiliśmy po drodze.
Odkluczyła zamek, wpuszczając mnie do środka. Zapaliła światło, a ja zdjąłem szybko buty i powędrowałem w kierunku pokoiku Colin'a. Położyłem go na łóżko i przykryłem kołudrą, a przed wyjściem pocałowałem go w główkę.
Bezszelestnie trafiłem do salonu, w którym przebywała Rachel.
- To ja już pójdę - mruknąłem speszony, uśmiechając się do niej lekko i pocierając swój kark.
Kobieta spojrzała na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami, a ja nie chciałem wychodzić. Już nigdy, ani z jej domu, ani z jej serca.
- W sumie już późno - odparła, uśmiechając się niemrawo.
Kiwnąłem słabo głową, czując jak mój uśmiech nieco przygasa.
Cóż...
Rachel odprowadziła mnie do drzwi, przy których w ciszy ubrałem buty. Prostując się, niezręczność nadal wisiała w powietrzu. Po kilku sekundach wpatrywania się w sobie, postanowiłem odejść. Nachyliłem się nad nią i cmoknałem ją szybko w polik. Oboje byliśmy zaskoczeni moim ruchem, a na policzki Rachel, wpłynął obfity rumieniec, zalewając ją całą niczym ogromne fale na wybrzeżach Australii.
- Do zobaczenia - mruknąłem cicho, otwierając drzwi i wychodząc na lekko mroźne powietrze.
W kilku krokach dotarłem do swojego BMW za którym po chwili zasiadłem. Oparłem swoje czoło o materiał kierownicy i myślałem.
Myślałem o tym wszystkim, co się wydarzyło w ciągu tych tygodni, tygodnia. Sam już nie wiedziałem ile minęło odkąd moje życie nabrało rozpędu. Nabrało sensu. Colin... cóż, był dla mnie jak grom z jasnego nieba, jak światełko w mrocznym tunelu, który wychodzi ci na ratunek. Wyciągnęło mnie z odmętów rutyny, a fakt iż okazał się być moim synem, sprawił, że moje życie nabrało kolorów. A ozdobnik w postaci Rachel, zdziałał cud, sprawiając iż te kolory zaczęły się mienić i świecić własnym, wewnętrznym blaskiem.
Po kilku minutach mojego bezsensownego myślenia, odpaliłem silnik w samochodzie i wyjechałem z podjazdu w którym z pewnością będę często przysiadywać.
Po kilku minutach dojechałem do mojego apartamentowca. Kliknąłem nieszczęsny przycisk przywołujący tą blaszaną puszkę, a po chwili "szybowałem" ku najwyższemu piętru.
Otwarłem drzwi mieszkanie i wpadłem do niego. Rzuciłem się na skórzaną kanapę, wdychając zapach mojej byłej kochanki.
----
No i jest
Ostatni pojawi się gdzieś między 20, a 22
Gwiazdkujcie, komentujcie!
Wasza
Princess_of_asshole
![](https://img.wattpad.com/cover/150568385-288-k771311.jpg)
CZYTASZ
Mom, do you love daddy?
Fiksi Penggemar" - Przecież to nie możliwe - szeptałam od dobrych kilku minut. Siedziałam na zimnych kafelkach w łazience, które nieprzyjemnie wpływały na moją rozgrzaną skórę, ale się tym nie przejmowałam. W ręce trzymałam test ciążowy na którym widniały dwie kre...